Po sukcesie „Igrzysk śmierci” – serii umiejętnie łączącej akcję, przygodę, romans z elementami thrillera politycznego, wielu autorów próbuje go powtórzyć wykorzystując sprawdzoną już receptę. Jednym z nich jest Gennifer Albin, amerykańska pisarka. W swojej najnowszej książce ukazuje świat alternatywny, co jednak nie daje gwarancji innowacyjnej i wciągającej lektury.
Bohaterką „Przędzy” (będącej pierwszym tomem zapowiadanej już serii) jest Adelice – bystra nastolatka, hołdująca przekonaniu, że „asertywność” w życiu to podstawa. Nie jest zwyczajną dziewczyną: posiada dar kształtowania czasoprzestrzeni, co rządzący państwem, którego jest obywatelką, planują niecnie wykorzystać. Stara się jednak robić wszystko, aby się z owym darem nie ujawnić i nie zostać zauważoną przez władców. Niestety, próby pozostania anonimową spełzają na niczym, a Adelice trafia do akademii „tkaczek” alternatywnej rzeczywistości. Początkowo spotyka się z ogromną niechęcią ze strony innych rekrutek. Szybko zapomina o samotności i wyzwaniu z jakim musi się zmierzyć dzięki względom dwóch strażników, pragnących zdobyć jej serce (w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób).
Książka Albin może zostać zaliczona w poczet młodzieżowej literatury fantasy – i do takiego grona odbiorców na pewno trafi, a co więcej: zostanie pozytywnie odebrana. Jednak świat, który prezentuje autorka szybko znudzi „starszego”, a przy tym bardziej wymagającego czytelnika. Dlaczego?
Przede wszystkim, oddający się lekturze „Przędzy” szybko zda sobie sprawę z tego, iż ma do czynienia z kalką, zlepkiem klisz i wątków występujących zarówno w „Igrzyskach śmierci”, jak i w innych pozycjach dla nastolatków (np. w serii „Zmierzch”). Nie mogło zabraknąć alternatywnego świata, okrutnej władzy, rozterek moralnych głównej bohaterki (niekiedy żałosnych, mało wiarygodnych) oraz standardowego trójkąta miłosnego (ona jedna, ich dwóch). Notabene, bohaterowie zaangażowani w miłosne perypetie postępują irracjonalnie, stosując umizgi rodem z tanich harlequinów, tudzież poradników typu „Jak ją poderwać?). Albin w nieumiejętny i drażniący sposób łączy własne aspiracje do napisania książki z wątkiem polityczno-filozoficznym (co ma niby skłonić czytelnika do myślenia) wraz z kolokwialnymi, stereotypowo prowadzonymi wątkami młodzieżowymi. Zabrakło jej jakiejkolwiek innowacji, próby stworzenia „alternatywy” dla „Igrzysk śmierci”, spojrzenia na trudne, jak i błahe problemy poruszane w tego typu literaturze w zupełnie innym świetle. Zastanawia mnie, czy wynika to z lenistwa pisarki, złego warsztatu, czy obawy przed „przedobrzeniem”, które mogłoby zmniejszyć szanse na poczytność „Przędzy”.
Albin nie jest również kreatywna w kwestii językowej. Pisze w sposób prosty, operując kolokwializmami i tworząc dialogi rażące sztucznością oraz schematycznością. Fabuła „Przędzy” jest dość przewidywalna, a autorka nie potrafi stworzyć atmosfery napięcia, które pozwoliłoby czytelnikowi na wciągającą lekturę, dałoby mu powód do przerzucenia na kolejną stronę. Aż trudno uwierzyć, że książka nie jest debiutem autorki, która paradoksalnie jest magistrem filologii angielskiej.
„Przędza” razi zwłaszcza powtarzalnością tematów, które były podejmowane w innych młodzieżowych pozycjach książkowych: trudy dojrzewania, „cierpienia młodego outsidera”, kształtowanie charakteru, czy siła miłości – aż mdli od ich nadmiaru i karykaturalności. Wprawny czytelnik nie zakochana niewiasta – łatwo nie da się oszukać i nie przyjmie z entuzjazmem książki będącej plagiatem cudzych pomysłów.
Magdalena Bońkowska
Gennifer Albin
„Przędza”
Wydawnictwo Literackie
– „