Mały, elegancki domek niedaleko Londynu, gustownie urządzony salonik. Ona bez przerwy coś mówi, On nie chce już jej słuchać. Ciągłe przekomarzania, wyrzuty, wytykanie błędów z przeszłości – z pozoru przypominają normalne, znudzone życiem małżeństwo. Jedyną różnicą jest fakt, że Susie i Jack są znudzeni „nieżyciem”.
Bohaterowie zginęli kilka lat temu w wypadku. Umarli razem. Brzmi romantycznie? Być może, ale nie w sztuce Pam Valentine. Tu wspólna śmierć kochanków jest kolejnym powodem do obwiniania siebie nawzajem. No i jeszcze fakt, że przez jednego z nich nie udało im się dostać do Nieba. Święty Piotr odmówił im przejścia przez Bramy Raju, przez co utknęli już na zawsze w tym malutkim domku na przedmieściach Londynu.
Nietrudno przewidzieć, że skoro właściciele domu nie żyją, posiadłość trzeba komuś wynająć. Nietrudno przewidzieć również, że żaden z nowych lokatorów długo w tym domu nie wytrzyma. Susie i Jack wykorzystując fakt, że są duchami za każdym razem szybko pozbywają się osób zakłócających ich spokój. Tak dzieje się aż do momentu, gdy do domu wprowadzają się Mary i Simon…
Kochankowie nie z tej ziemi to nie Sok z żuka, ani żadne American Horror Story, to ciepła komedia o miłości, z puentą i morałem: kochajmy się, póki mamy na to czas. Będzie tu troszkę ironicznych dialogów, kilka kąśliwych uwag rzucanych przez bohaterów, parę zabawnych gagów, ale nic nas tu nie zaskoczy, nic nie sprawi, że będzie to coś więcej niż romantyczna komedia. Kochankowie są jak najbardziej na ziemi, niestety nie porwą nas w przestworza, nie oderwą naszych stóp od ziemi. To jednak przyjemny spektakl, idealny na miłe niedzielne popołudnie.