Uwielbiam ckliwe historie miłosne, historie baśniowe, opowieści o wojownikach i honorze. Wybierając się do kina na „47 roninów” liczyłam , że to właśnie zobaczę . . .Historia o 47 roninach jest w Japonii częścią tradycji. Wystawia się ją w formie sztuki, opowiada dzieciom, zwłaszcza przy okazji świąt. Jest to jedna z piękniejszych historii traktująca o dumie i honorze oraz o kodeksie moralnym samurajów. Wszystko wydarzyło się na początku XVIII wieku, gdy możnowładca zwany Asano przyjmował w gościnę wysłanników cesarza. Wśród gości był niejaki Kira, który zachowywał się w sposób niestosowny, co rusz raniąc dumę swojego gospodarza. Asano nie mógł dłużej znieść obelg, zranił Kirę mieczem. Fakt użycia broni był ogromnym przewinieniem. Asano musiał popełnić seppuku, a jego dobra zostały skonfiskowane. Dwa lata po wydarzeniu, planując skrupulatnie plan zemsty, samurajowie służący Asano, który po jego śmierci stali się roninami (wygnańcami, samurajami bez pana) dokonali aktu krwawej zemsty na urzędniku shoguna.
Historia ta idealnie nadaje się do ekranizacji. Wystarczy porządny scenariusz, utalentowany reżyser i kilku ogarniętych aktorów. W filmie „47 roninów” jest na odwrót. Mamy utalentowanych aktorów (Keanu Reeves , Hiroyuki Sanada, Tadanobu Asano, Jin Akanishi, Kô Shibasaki, Rinko Kikuchi) kiepski scenariusz i beznadziejnego reżysera. Nie dziwi fakt, że film o budżecie grubo przekraczającym magiczne 150 mln dolarów w pierwsze dni po premierze zarobił nieco ponad 10 mln. Z ogromnego potencjału, reżyser Carl Rinsch niedoświadczony w reżyserskim fachu, nie wydobył wiele. Poszczególne elementy fabuły filmu posklejane ze sobą w nieprzemyślany sposób, nie dodają dynamiki akcji, a przegadane dialogi nużą i irytują. Grafika dopracowana w każdym szczególe, piękne kolory i krajobrazy rodem z „Władcy Pierścieni”, ale za mało scen walki, emocji, dynamiki. Główny bohater wygłasza sztywne dialogi, zachowuje się jak spiżowy posąg rozmawiając z miłością swojego życia, roninowie snują się po kraju i wcale nie widać geniuszu ich zemsty, co rusz nowe wątki, które nie służą niczemu. Gdzieś miedzy wierszami mamy elementy bajkowe, nie wiadomo skąd i dlaczego, a jeżeli już, bo grafika jest fajna, to widz oczekuje więcej.
Film uważam za niewykorzystany potencjał zarówno aktorów, jak i samej historii. Szkoda mi, że utalentowane gwiazdy filmowe musiały się pod tym filmem podpisać. A reżyserowi zasugeruję wzięcie przykładu z honorowych samurajów, którzy po klęsce i skazie na honorze, popełniali seppuku.
recenzowała Magdalena Es
„47 roninów”
Film obejrzany dzięki uprzejmości Kina Kijów Centrum