Alkoholizm – w kinie, szczególnie polskim, widzieliśmy go już mnóstwo razy. Znamy te obrazy. Mężczyzn siedzących godzinami przy barze. Kobiet pijących tylko jeden kieliszek wina do kolacji. Męża bijącego żonę, płaczących pod stołem dzieci. Pustego pokoju z choinką, bo tatuś zapomniał o Wigilii. Córeczki, którą mama zapomniała odebrać z przedszkola. Zdegenerowanych nastolatków, sączących browary zamiast pochłaniania Mickiewicza. Rozpadających się związków, przypadkowego seksu, przemocy, brutalności, biedy, patologii. Tak, Smarzowski mówi o alkoholizmie po raz kolejny, ale tym razem niezwykle dosadnie i naturalistycznie.
„Pod Mocnym Aniołem” to historia Jerzego, pnącego się w górę pisarza, a zarazem upadającego coraz niżej alkoholika. Poznajemy go, gdy po kolejnym kieliszku za dużo, podnosi go z ziemi młoda studentka. Przez chwilę obserwujemy miłosną sielankę: para zakochanych, mająca nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Idylla jednak szybko zostaje zakłócona, a razem z nią urywa się linearna narracja filmu: pojawiają się retrospekcje czy surrealistyczne wizje, coraz trudniej stwierdzić, które wydarzenia należą do przeszłości, które rozgrywają się właśnie teraz, a które są ponurą zapowiedzią przyszłości. Sceny kręcą się w kółko, jak bohater w swojej hipnotycznej wizji. Jak jego choroba, od której nie ma ucieczki.
Opowiadana literackim językiem historia Jerzego powoli ustępuje miejsca przeżyciom jego znajomych z odwyku. Obserwujemy ich zmagania się z nałogiem, dowiadujemy się dlaczego piją i dlaczego chcą przestać. Patrzymy jak leżą we własnych odchodach czy wymiocinach, jak dostają drgawek z powodu odstawienia. Nigdy wcześniej fizjologiczne konsekwencje alkoholizmu nie zostały przedstawione tak dosadnie. Smarzowski odszedł od symbolicznego obrazowania problemu: schematycznych scen, niedopowiedzeń, metafor, elips. Alkoholizm pokazał najprościej, takim jakim jest w swojej istocie: przerażającym i odrażającym. Dlatego właśnie „Pod Mocnym Aniołem” wstrząsa i wbija w fotel. I choć momentami ma się ochotę odwrócić wzrok od ekranu, to pradoksalnie warto ten film zobaczyć.
Dagmara Marcinek
Film obejrzałam dzięki uprzejmości Kina Kijów.