Borgman reklamowany jest jako „najodważniejszy film Cannes”. Zwykle za hasłem „najodważniejszy” kryje się kontrowersyjny temat, bezpruderyjne ukazanie nagości czy brutalne sceny przemocy. Jednak nie na tym polega odwaga holenderskiego kandydata do Oscara. Śmiałość tego filmu polega na zaproszeniu widza do wyjścia poza ramy racjonalnego myślenia, na zmuszeniu go do stawiania pytań, na które jednak nie otrzyma jednoznacznej odpowiedzi.
Film otwiera polowanie na tytułowego bohatera. Mężczyźnie udaje się jednak zbiec przed dowodzonymi przez księdza oprawcami, ścigającym go z zaostrzonym metalowym kołkiem. Znajduje schronienie w domu perfekcyjnej rodziny: artystki Mariny, karmiącej swoje dzieci tylko wysokiej jakości żywnością, jej męża – dobrze zarabiającego producenta filmowego Richarda oraz trójki ich uroczych dzieciaków, którymi opiekuje się młoda, piękna i ułożona niania. Nietrudno przewidzieć, co stanie się dalej… ofiara okaże się nie być wcale taką bezbronna, a na idealnym obrazie rodziny zacznie pojawiać się coraz więcej czarnych plam.
Brzmi banalnie? Nie tym razem. Alex van Warmerdam zaserwował widzom intrygujący thriller. Tak jak trudno odgadnąć motywy i cel działania Borgmana, tak trudno przewidzieć do jakiego finału zmierza ten film. Dlatego też widz łaknie każdą scenę, próbując rozwikłać tajemniczą zagadkę. A robi to ze smakiem, bo reżyser historię inwazji obcych na dom przygotował w absurdalnym tonie, przyprawiając je groteską i czarnym humorem.
Alex van Warmerdam pokazuje jak cicho i niepostrzeżenie zło wnika w nasze życie, jak łatwo uchylić drzwi i zaprosić je do swego domu. Jak niewinnie wyglądają pokusy, którym ulegamy: Ciepło. Przyjemne ciepło, które upaja, ale też miesza w głowie. Mówi, że pochodzenia zła nie da się wyjaśnić logicznie, próżno szukać przyczyn jego powstania. Należy zaakceptować jego obecność i strzec się przed czymś co jest na zewnątrz, ale czasem wkrada się do środka.
Dagmara Marcinek
Film obejrzałam dzięki uprzejmości kina ARS.