Jeśli w spektaklu kuleje fabuła, można nadrobić dobrym aktorstwem. Jeśli aktorstwo niedomaga, zawsze można to zasłonić monumentalną scenografią. Każdy niedostatek można przysłonić, każde potknięcie zatuszować. W „Pawiu królowej” wystawianym w Starym Teatrze nie można nic tuszować, bo i po co, skoro wszystko – od aktorstwa przez tekst, to czysta perfekcja?
Czwórka aktorów w sportowych strojach mierzy się z tekstem Masłowskiej na małej scenie, wyłożonej linoleum. Widzów witają dziwnymi okrzykami, pomrukiwaniami i pojękiwaniami. Zaczynają spektakl mocnym monologiem, plątaniną tysiąca słów wyrzucanych przez aktorkę z prędkością karabinu maszynowego. Możemy poczuć się przytłoczeni ilością tekstu, jego intensywnością, mocą i ciężarem, ale to przytłoczenie z rzędu tych grzesznych przyjemności, w które wchodzimy bez zadawania pytań. I cieszymy się ze stanu przytłoczenia.
Poznajemy historię, którą opowiadają nam cztery postaci, które wchodząc w różne role, wyciskają z 90 minut spektaklu co tylko się da. A da się wszystko. To co Małgorzata Zawadzka, Paulina Puślednik, Szymon Czacki i Wiktor Loga-Skarczewski robią na scenie, nie da się z niczym porównać. W tym spektaklu nie ma słabych ról. Baa… tu nie ma nawet dobrych ról. To są role znakomite, a niektóre – wybitne. Scenariusz zaadoptowany przez Mateusza Pakułę, daje nieco większe pole do popisu aktorkom, z czego skwapliwie korzystają. Genialna Paulina Puślednik, która zachwyciła mnie już w spektaklach „Pan Tadeusz czyli Ostatni Zajazd na Litwie” i „Wanda”, daje pokaz prawdziwej aktorskiej wirtuozerii. Jej rola to prawdziwe marzenie studentów aktorstwa: płacze, śmieje się, wariuje, krzyczy, kocha – pokazuje pełen wachlarz emocji i prawdziwie wybitny talent aktorski. Nie traci rezonu nawet wtedy, kiedy w czasie monologu walczy z odklejającą się sztuczną rzęsą. Absolutnie zauroczyła mnie Małgorzata Zawadzka, która w granej przez siebie postaci w niezwykły sposób połączyła dystans do siebie i cyniczny humor, z pewną wyniosłością i filuternym oczkiem puszczanym do widowni. Stworzyła postać z jednej strony pełną kobiecej klasy, a z drugiej – mocnego języka i niewybrednego humoru. Szymon Czacki i Wiktor Loga-Skarczewski sekundują na scenie paniom i ani trochę nie ustępują im pola. Grający na sto procent, z sercem na dłoni, z dystansem do swojego ciała i samych siebie, znakomicie wchodzący w interakcje z widownią (czasem aż za mocno), dawkujący i dramatyzm i dowcip w doskonałych, zdrowych proporcjach.
Spektakl w reżyserii Pawła Świątka ma prostą scenografię, nie szokuje strojami.„Paw królowej” to po prostu czysta, teatralna perfekcja. Wybitne aktorstwo i znakomity scenariusz – prosta recepta na znakomity spektakl teatralny, o której twórcy zdają się ostatnio zapominać, przykrywając niedostatki przerostami formy, piórami i fajerwerkami. Na scenie Starego Teatru aktorzy przez 90 minut tworzą na scenie teatralną magię. Kreują świat Masłowskiej, w którym za fasadą śmiechu i żartu czai się straszna, zakłamana rzeczywistość ludzkiej głupoty, otępiających mediów i złowrogich Matek Unii. Wychodząc z teatru czułam dobry, nieco staromodny ucisk i zadowolenie. Ucisk – bo spektakl wstrząsa i gniecie niewygodnie, tak jak teatr powinien to czynić, a zadowolenie – bo to bardzo, bardzo dobry teatr. Radość teatru.
Anna Szczygieł