Budzisz się rano, wyrwany ze snu natrętnym dźwiękiem budzika, i przeciągając się leniwie wstajesz z wygodnego i wciąż jeszcze ciepłego łóżka. Idziesz do łazienki. Bierzesz przyjemny orzeźwiający prysznic, myjesz zęby, ubierasz się. W kuchni przygotowujesz sobie pożywne śniadanie: bio płatki, do tego garść orzechów zmieszanych z kilkoma suszonymi na słońcu morelami i obowiązkowo filiżanka świeżo zaparzonej arabiki. Po chwili jesteś gotowy do wyjścia. Przy drzwiach zgarniasz do markowej torby laptopa, dwa telefony komórkowe, ipod-a i bio jogurt na drugie śniadanie. Włączasz alarm, zamykasz drzwi i wychodzisz z mieszkania. Szybkim krokiem przechodzisz kilka przecznic, wciąż jeszcze zaspanej metropolii i wsiadasz do kolejki metra, która wiezie cię w stronę nowoczesnego, przestronnego i w pełni klimatyzowanego biurowca. Wchodzisz do budynku, uprzejmie kłaniasz się uśmiechniętej młodej recepcjonistce. Windą wjeżdżasz na swoje piętro, zasiadasz przed komputerem i przez następne osiem, dziesięć, dwanaście godzin w całości oddajesz się swojej pracy. W południe na chwilę wyskoczysz na szybkie sushi, albo sushi przyjdzie do ciebie. Po pracy obowiązkowo trening na siłowni, a wieczorem spotkasz się ze swoją zadbaną i pięknie pachnącą dziewczyną oraz przyjaciółmi. Może pójdziecie na kolację, a może do kina. Wrócisz do domu późno w nocy, weźmiesz gorący prysznic i położysz się spać w swoim wygodny łóżku. Obudzisz się rano, wyrwany ze snu natrętnym dźwiękiem budzika.
Tymczasem gdzieś tam, nie tak znowu bardzo daleko, na oczach świata rozgrywa się ludzka tragedia. Obóz Zaatari, drugi po kenijskim Dadaab tułaczy obóz na świecie. W wyniku zamieszek w 2011 roku i trwającej już ponad trzy lata wojnie domowej, dwa i pół miliona Syryjczyków zostało zmuszonych do ucieczki ze swojego kraju. Ponad sześćset tysięcy uchodźców schroniło się w Jordanii. Ale tylko co piąty trafił do specjalnie na ten cel przygotowanych obozów, stworzonych w ramach pomocy humanitarnej przez UNHCR, „złotych klatek” w których zgodnie z międzynarodowymi wytycznymi o wszystkich uchodźców dbają pracownicy obozu, bo jemu samemu nie wolno.
Na terenie obozu znajdują się murowane kuchnie i umywalnie, są szkoły, jest też szpital i magazyny z żywnością. Wodę do obozu dowozi się z zewnątrz. Całość ogrodzona betonowymi płotami, zasiekami i drutem kolczastym. Obozu pilnują jordańskie wozy opancerzone. Do obozu można wejść tylko za okazaniem specjalnej przepustki, na wyjście trzeba mieć pozwolenie. Porządku przy bramie pilnują uzbrojeni żołnierze. Większość uchodźców mieszka w kontenerach. Ale są i tacy którzy śpią w namiotach.
W obozie jest też targ, bo w Zaatari wszystko jest na sprzedaż. Syryjską żonę można kupić już za sto dolarów od pracującego tu jordańskiego handlarza kobietami. Zainteresowanych wśród Jordańczyków i Saudyjczyków nie brakuje. Najbardziej pożądane są dziewczynki w wieku trzynastu lat.
Statystyki pokazują, że uchodźca koczuje w obozie średnio przez dwanaście lat. Dlatego dużym nadużyciem jest nazywać je tymczasowymi: „W Europie szanują zwierzęta, psy, koty, czytałem, walczą o ich prawa. Może świat nam kiedyś pomoże, może się opamięta i człowiek syryjski będzie chociaż jak pies, a nie jak bydło rzeźne.„
Przejmujący reportaż, który na długo zapada w pamięć a przytoczone w nim liczby i statystyki szokują. Polecam wszystkim miłośnikom literatury faktu.
Recenzowała Karolina Chłoń
„Kontener” – K.Boni i W.Tochman
Wydawnictwo AGORA SA (Biblioteka Gazety Wyborczej)