Nietuzinkowa grupa niezwykłych osobowości, grająca nietypową jak na Kraków muzykę.. Kim są? Jakie mają marzenia? O tym wszystkim specjalnie dla Was w wywiadzie udzielonym dla KULTURAtki opowiada Scotia Gilroy z zespołu The Silver Owls.
Wasz zespół tworzą osobowości, które wcześniej podążały innymi ścieżkami, również solowymi. Jakie czynniki sprawiły, że postanowiliście grać razem/ jak się poznaliście i od kiedy istniejecie?
Scotia Gilroy: Wszystko zaczęło się od mojej przyjaźni z Teddym. Znamy się od kilku lat będąc częścią krakowskiej sceny muzycznej – on ze swoim zespołem Teddy Jr., ja z moim – Vladimirska. On uwielbia dawną amerykańską muzykę folkową, „kowbojską” i amerykańskie zespoły z lat 60. i 70., zapytałam więc, czy nie chciałby zacząć ze mną nowego projektu. Potrzebowałam tego, bo brakowało mi tego rodzaju muzyki. Jest ona częścią mojej kultury i oddaję jej się całym sercem. Resztę muzyków odnaleźliśmy zupełnym przypadkiem (magia?). Wystarczył jeden post na facebookowej grupie „Szukam muzyka / szukam zespołu” o tym, że chcę utworzyć taki zespół i że poszukuję harmonijkarza, i znalazłam najlepszego, o jakim tylko mogłam marzyć. Łukasz Pietrzak prędko się ze mną skontaktował i bardzo entuzjastycznie do nas dołączył. Kuba Duda, który gra na gitarze elektrycznej w naszym zespole, nieco wcześniej dołączył do Vladimirskiej. Kiedy tylko usłyszałam mroczne, potężne brzmienie jego gitary, wiedziałam, że dokładnie tego potrzebuje The Silver Owls. Teddy zgodził się ze mną, a więc zaprosiliśmy Kubę do zespołu. Gramy razem jako The Silver Owls od wiosny 2013 r.
Jak określiliście duszę starej muzyki country, czyli to, w jaki sposób opisujecie swoje muzyczne powołanie (dreamy cowboy retro-americana)? Dlaczego właśnie w takiej stylistyce tworzycie swoje utwory?
Scotia: Gramy taką a nie inną muzykę, ponieważ brzmi ona dla nas wspaniale. Znajdujemy dużo piękna we wczesnych amerykańskich melodiach, tych powstałych na długo przed komercjalizacją muzyki country w latach 80. W dużym skrócie, walczymy z negatywnym obrazem, jaki przylgnął do tego gatunku przez łatwe, proste i przyjemne granie w radiu od przełomu lat 80. i 90. Chcemy wyrazić dzikie, potężne emocje tych wszystkich tragicznych historii zawartych w utworach z początku XX w. Ale ta „kowbojskość” jest tak naprawdę dla nas tylko inspiracją – mamy w planach mnóstwo własnych utworów i chcemy stworzyć własne brzmienie korzystając z ducha dawnej muzyki kowbojskiej jako odskoczni.
Czy planujecie trasę koncertową poza granicami po kraju jak i poza nim?
Scotia: Z radością zagramy wszędzie, gdzie tylko ludzie chcą nas usłyszeć.
Jak oceniacie rynek muzyczny w Polsce?
Scotia: Uwielbiam go. Doświadczyłam muzycznej sceny w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że muzyka jest traktowana znacznie poważniej tutaj w Polsce. W Ameryce Północnej ludzie oczekują, że muzycy będą realizować swoje muzyczne marzenia na boku, traktując je jak hobby. Nie jest to tam tak doceniane, jak ma to miejsce tutaj. Polska ma wiele fantastycznych festiwali, a instytucje kulturalne bardzo mocno wspierają zaproszone zespoły. Muzyka w Polsce jest bardzo ceniona, co przekłada się na szacunek, jakim obdarzani są muzycy.
Na jakie utrudnienia natrafiacie w swej muzycznej ścieżce?
Scotia: Nic nie przynosiło nam do tej pory większych trudności. Od samego początku bardzo dobrze się bawimy. Mam nadzieję, że tak już zostanie.
Czym charakteryzuje się wasze najnowsze wydawnictwo?/ Czego mogą spodziewać się słuchacze po najnowszym wydawnictwie?
Scotia: Jest to nasz debiutancki album – wydana własnym sumptem EPka pod tytułem po prostu “The Silver Owls”, którą nagraliśmy w moim salonie z pomocą świetnego realizatora dźwiękowego jakim jest Tomek Kruk. Po sesji nagraniowej w moim mieszkaniu wybraliśmy się do jego studia, żeby gotowe nagrania zmiksować i zmasterować. Tomek podszedł do tego bardzo starannie i miał wiele wnikliwych uwag, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Ten album jest dla nas rodzajem wyznacznika – pokazuje to, w którym miejscu muzycznie obecnie się znajdujemy i co do tego momentu zrobiliśmy. Zawiera tylko pięć utworów z naszego repertuaru, ale te utwory dobrze reprezentują naszego ducha – od ściskających za serce dźwięków „No Longer Mine” i „Saint James Infirmary”, dzikiego, lekko chaotycznego „There’s a Higher Power”, do mrocznego, ale zabawnego retro-kowbojskiego klasyku „Ghost Riders in the Sky”. Jeśli chcesz się dowiedzieć, kim jesteśmy, ten album jest dobrym odzwierciedleniem. Z drugiej strony niektórzy twierdzą, że ten album nie do końca oddaje dzikość energii jaką mamy razem, kiedy gramy na żywo. To prawda, że w czasie koncertu jesteśmy bardzo spontaniczni, dobrze się bawimy, czasem dzieją się szalone rzeczy… Nie jest łatwo uchwycić to w studiu nagraniowym. Myślę też, że w czasie koncertu ludzie bardziej zwracają uwagę na głos Teddy’ego, ponieważ jest bardziej żywiołowy jako wokalista, natomiast mój pojawia się bardziej w tle. Na płycie dużo uwagi poświęciliśmy mojemu wokalowi, co, jak mówią ludzie, było miłą niespodzianką, ponieważ na żywo ma tendencje do bycia przyćmiewanym przez Teddy’ego.
Gdzie można nabyć waszą płytę?
Scotia: Płyty można dostać po każdym naszym koncercie, a także na znanej polskiej platformie aukcyjnej. Oczywiście można pobrać również pliki prosto z Bandcamp.
Właśnie wydaliście EP, ale czy pracujecie już nad płytą długogrającą?
Scotia: Jeszcze nie zaczęliśmy pracy nad nią, ale mamy nadzieję, że nastąpi to już niebawem. Tej jesieni i zimy skupimy się na pisaniu nowych piosenek. Kto wie, może wiosną lub latem będziemy mieli dość materiału na nowy album.
Jakie są Wasze największe marzenia związane z działalnością zespołu? Czy marzycie o określonych festiwalach, miejscach, ludziach, z którymi chcielibyście wystąpić?
Scotia: Byłoby wspaniale zagrać na OFF Festivalu, Męskim Graniu, Open’erze, wszystkich wielkich, polskich festiwalach. Ale na pozostałych również! Miło byłoby usłyszeć naszą muzykę w stacjach radiowych w całym kraju. Miło nam, kiedy ludzie, słysząc naszą muzykę, coś z niej czerpią. Ponieważ o to nam chodzi, o to, by docierać do nowych ludzi i chwytać ich za serca.
Czy inspirujecie się innymi artystami?
Scotia: Kuba i ja inspirujemy się artystami takimi jak Shakey Graves i pochodząc z Francji zespół Moriarty. Łukasz w swoim graniu ma dużo szacunku do dawnych mistrzów gry na harmonijce, ale równocześnie studiuje nowatorskie podejście do tego instrumentu, starając się, by brzmiał on za każdym razem niesztampowo. Teddy od lat uwielbia Neila Younga, Nicka Cave’a oraz Jima Croce. Natomiast Paolo, nasz skrzypek, uwielbia oldschoolowych skrzypków i czerpie dużo pomysłów z ich muzyki.
Jak się pracuje w takim międzynarodowym towarzystwie?
Scotia: Cóż, jesteśmy z kompletnie różnych krajów, a kilkoro z nas nie włada polskim zbyt dobrze, więc od czasu do czasu zdarzają się problemy z komunikacją. Ale za każdym razem sprawiają, że nie możemy przestać się śmiać. W naszym zespole mamy dużo zabawy, a to jest najważniejsze. Myślę, że kiedy ludzie uprawiają muzykę z takim samym nastawieniem i z tych samych powodów, zawsze znajdą sposób na to, żeby się zrozumieć, bez względu na język, którym się posługują.
Więcej informacji o zespole znajdziecie na stronach:
https://www.facebook.com/TheSilverOwls
http://krakowskascenamuzyczna.pl/zespoly/the-silver-owls/
https://thesilverowls.bandcamp.com/album/the-silver-owls