Sztuka Na Wynos w najmniejszym teatrze w Polsce, czyli spektakl Tomasza Jachimka „… i zawsze przy mnie stój” w reżyserii Dariusza Starczewskiego.
Scena Pokój, dwie aktorki w czterech odsłonach, minimum rekwizytów i muzyka z wiktoriańskiej Anglii w tle – oto przepis na nietuzinkową sztukę z uniwersalnym przekazem. Ewa Błachnio w podwójnej roli naiwnej żony, matki trójki dzieci i anioła stróża czarnego charakteru oraz Elżbieta Bielska jako demoniczna Pani Prezes i łagodna strażniczka sumienia, świetnie pokazały złożoność współczesnego człowieka. Człowieka, który toczy ciągłą walkę, jest skazany na podejmowanie trudnych decyzji: co wybrać – szczęście własne czy bliźniego, wygodę i niezależność czy skromne życie w przykładnej na pozór rodzinie, u boku kochające męża?
„… i zawsze przy mnie stój” to komedia o kłamstwie z podróżą w czasie i przestrzeni w tle. Opowiada o losach dwóch kobiet walczących o tego samego mężczyznę. Jest on obecny jedynie w ich opowieściach. Sławek, bo tak na imię ma ów bohater, w percepcji kobiet postrzegany jest jak bóstwo: dowcipny, inteligentny, wysportowany: „brązowe oczy jak cappuccino, cały jak kawa”. Takim mianem określają go obie – żona i kochanka. Kontrastowe zestawienie ról: wzorowej żony i zgniłego sumienia oraz łagodnego anioła stróża i wyrachowanej kochanki dodaje sztuce charakteru i wymaga od widza pełnego skupienia. Tylko baczne podążanie za grą aktorską pozwala odbiorcy w pełni zrozumieć skomplikowaną, lecz jednocześnie wciągającą fabułę sztuki.
Na deskach teatru rozgrywa się nieustanna walka: żony, która przeczuwając zdradę męża, naiwnie racjonalizuje jego zachowanie – z łagodnym aniołem stróżem, próbującym otworzyć oczy zaślepionej miłością kobiecie. Kochanki, bezwzględnej prowokatorski, nie baczącej na nic, poza własną satysfakcją – z siłą wyższą, początkowo próbującą ostudzić jej niecne zamiary i zapobiec rozpadowi rodziny. Punktem zapalnym jest moment spotkania dwóch kobiet: „To będzie zbrodnia w afekcie” – podszeptują głosy zmartwionych aniołów. Żona przekonana o chorobie wieńcowej męża, wynikającej z przepracowania i poświęcenia dla rodziny, udaje się do gabinetu Pani Prezes. Z chwilą otwarcia drzwi ‘zegar’ zaczyna odliczać czas. To reguły, które w tym pojedynku wyznacza kochanka. Bez skrupułów igra z losem, kpi z naiwności „Pani Żony”, jak tytułuje wierzącą w niewinność partnera konkurentkę. „Praca nade wszystko”, „zastraszony niewolnik Sławek”, zaś tymi słowami ironicznie określa kochanka. W rozmowie ze swoim aniołem stróżem twierdzi, że jest specjalistką do spraw beznadziejnych i mistrzynią kamuflażu. Mówi o sobie: „3 razy S: Super-Skuteczna Samica lub Sukces, Samozachwyt, Sex”. Jednak owa konfrontacja sama w sobie nie jest zakończeniem sztuki, stanowi jedynie podłoże do ostatecznego, jakże zaskakującego rozstrzygnięcia…
Prostota rekwizytów – dwa, nieosłonięte metalowe szkielety, będące ucieleśnieniem aniołów, stolik, ławka i zaledwie kilka drobnych dodatków w połączeniu z przemyślanymi, pełnymi dowcipu dialogami i fenomenalną gra aktorską: Ewy Błachnio i Elżbiety Bielskiej są kwintesencją sztuki. „… i zawsze przy mnie stój” to fantastyczne dzieło w reżyserii Dariusza Starczewskiego, który świetnie wykorzystał ironię i żart, aby dokonać wiwisekcji człowieka i przedstawić jego mało śmieszne oblicze. To sztuka, dla której z pewnością warto wstać z własnego krzesła i usiąść na jednym z trzynastu w Teatrze przy ul. Starowiślnej 55/6.
Karolina Kołodziejska