Po pracy do domu, z domu na Rynek, z Rynku prosto do Arsu, a w Arsie „Dzikie historie” Damiána Szifróna.
Jednak w drodze do kina humor odrobinę mi przykucnął, ponieważ zostałam uraczona informacją, że w filmie swoje hiszpańskie palce maczał Pan Pedro Almodovar, a ja oddaną fanką nie jestem. W ogóle nie jestem fanką Pana Pedra, nie tylko że nieoddaną, chociaż z ręką na sercu muszę przyznać, że za Penélope Cruz należy mu się owacja na stojąco. Ale wracając do filmu.
Wchodzę na górę, do Reduty, odnajduję swoje miejsce i zatapiam się w welurowym fotelu numer trzy. Gasną światła, publiczność o dziwo nie cichnie (dawno już nie słyszałam takiego harmidru w kinie, zwłaszcza w studyjnym), a na ekranie pojawiają się pierwsze kadry filmu. Szybko odkrywam, że z każdą kolejną minutą coraz bardziej poddaję się specyficznemu, graniczącemu z absurdem a może obłędem, poczuciu humoru Pana Damiána Szifróna, by po chwili zyskać pewność, że jestem od niego wręcz uzależniona. Chcę więcej i więcej, dajcie mi jeszcze! No bo czy zastanawialiście się kiedyś na przykład, czy przeterminowana trutka na szczury truje mocniej, czy może właśnie słabiej? Ja nie, ale od wczoraj o niczym innym nie myślę.
Gorąco polecam wszystkim, którzy cenią sobie humor do granic możliwości przesiąknięty absurdem. Warto!
Karolina Chłoń