Do kin trafił właśnie nowy film Wachowskich – Jupiter: Intronizacja. Niestety ten twór jest ostateczną detronizacją rodzeństwa z grona królów kina science-fiction, do którego trafili, chyba jednak przez przypadek, dzięki Matrixowi.
Najprościej ujmując Matrix zawdzięcza swój sukces prostocie: rozbudowana historia oparta została na binarnych opozycjach: czerwona vs niebieska tabletka, prawda vs kłamstwo, pozornie realny świat vs wirtualna rzeczywistość. Jupiter: Intronizacja wykorzystał matrixowy schemat, jednak ilość zupełnie przekombinowanych wątków, bohaterów z nieokreślonym celem działania, nazw, których widz nie pamięta tuż po opuszczeniu kinowej sali, sprawia, że film staje się niezrozumiałym bełkotem.
Jest tu oczywiście „wybraniec”, piękna Mila Kunis, która prowadzi nudne życie, marzy o własnym teleskopie, więc by zdobyć na niego pieniądze postanawia sprzedać własne jajeczka. Wkrótce okazuje się, że jednak jest Królową Ziemi, a inne planety może po prostu zwiedzać, a nie oglądać przez urządzenie. Jest też jej opiekun, Channing Tatum, przemierzający wszechświat w lepszej wersji butów Marty’ego McFly, pojawiający się zawsze w najbardziej przewidywalnym momencie – tej ostatniej decydującej o życiu i śmierci sekundzie. Są wreszcie zupełnie niewyraziste czarne charaktery i ogrom drugoplanowych postaci, dziwolągów, ludzi-krokodyli, którzy zlewają się w jedną nieciekawą masę. A w filmie generalnie chodzi o to, by uchronić Ziemię przed zagładą, pozostałych zawiłości scenariusza nie będę opisywać, bo poszczególne wątki pojawiają się znikąd, donikąd zmierzają i pozbawione są jakiejkolwiek logiki.
Rodzeństwo Wachowskich powinno podziękować efektom 4DX za to, że dzięki nim ludzie nie uciekają z kina w połowie filmu. Międzygalaktyczne pościgi w ruchomych fotelach to zabawa niemal tak emocjonująca jak rollercoster, popcorn wypada z rąk, a wiatr urywa głowy. Czterowymiarowa technologia staje się coraz bardziej naturalna z każdym kolejnym seansem – już nie czeka się na kolejną „atrakcję”, nie zastanawia się nad efektami, które mogą zaskoczyć, a po prostu ogląda się film. Mam nadzieję więc, że do sal 4DX trafi wreszcie repertuar, gdzie z przyjemnością będzie się nie tylko oddawać wrażeniom cielesnym, ale również zapewniać rozrywkę umysłowi.
Dagmara Marcinek
film obejrzany w Cinema City Bonarka