Iwona Siwek-Front artystka urodzona w Krakowie, plastyk, malarz, rysownik, autorka filmów animowanych oraz autorskich komiksów. Od początku lat 90 tworzy komiksy pod nazwą: Dzienniki Telewizyjne. Autorka cyklu prac: Neurony, Wyzwolone, Przez botox nie pójdziesz do raju, Meretriculae Cracoviensis / Ku…wy krakowskie, Semiosfera miasta. Malarka określa się jako artysta-neodadaista. Prace podpisuje imieniem, nazwiskiem, datą oraz godziną i temperaturą powietrza.
Z artystką Iwoną Siwek-Front szukającą przygód na mieście rozmawiała Klaudia Fras
Pani Iwono proszę powiedzieć o początkach powstania komiksu „Dziennik Telewizyjny”?
Iwona Siwek-Front: Komiks, który ukazuje się od roku w „Lampie” rysuje od 1995 roku. Są to: „Dzienniki Telewizyjne”, czyli takie notatniki, dość specyficzne, bo z takimi kółkami, które łączą kartki. W tych „Dziennikach”, codziennie jak oglądam telewizje, zmieniam kanały – robię specyficzne notatniki, spisuje teksty wyrwane z kontekstu, czy to z programów politycznych, sportu, seriali, pogody, wiadomości, które wpisuje do swoich rysunków. Papka, która leci jest wpisywana do moich rysunków.
Otwieram swoje szkicowniki sprzed lat i czytam na przykład, że Kowalczyk była czwarta, albo że w Tatrach zginęła grupa Czechów. Dziś jest to historyczny dokument, który dostarcza przy okazji niezłej zabawy podczas grzebania w tych rysunkach. Ponad dziesięć lat temu odbyła się wystawa „Kołonotatki” w Instytucie Sztuki pod Jaszczurami. To była pierwsza moja wystawa: „Dzienników Telewizyjnych”. Druga odbyła się w Młynku na Placu Wolnica. A teraz od ponad roku drukuje w „Lampie”. W ten sposób „Dzienniki Telewizyjne” ujrzały światło dzienne. Jest to bardzo specyficzna rzecz – nikt nie robi takich. Mam ich z dwadzieścia tomów. Są to dowcipy nie dla każdego, dość specyficzna satyra.
Proszę opowiedzieć o formie nowatorskich komiksów na metry?
Studiowałam film animowany, w czasie przygotowań do filmu, kiedy rozkładało się rysunki wzdłuż pracowni, w ten sposób tworzyła się pewna opowieść – taki komiks. Właśnie wtedy mi to przyszło do głowy. Pomyślałam o rysowaniu komiksu – wzdłuż na metry.
Jak zaczęła Pani rysować komisy o kobietach?
Na ulicy Gołębiej jak jeszcze nie było Facebooka. Ludzie plotkowali tu na naszym kwartale łącznie z Wiślną, Gołębią i Bracką przemieszczało się towarzystwo. Życie towarzyskie kwitło naprawdę fantastycznie. Wszystko, te baby, które siedziały, trajdały na ławkach, spotykały się w kawiarni o nazwie „Migrena”. Niestety kawiarnia padła mając 10 lat. W tej knajpie narysowałam swój pierwszy komiks na metry. Wszystkie plotki z okolicy, wszystko, co się działo było naniesione na tę ścianę. Komiks zaczynał się od drzwi wejściowych przez całą ścianę do toalety, komiks był urwany tylko na szerokość wejścia na zaplecze, potem na barze było (jak gołębie krakowskie srają, walczą o precla, dzióbią). Zwykle rysowałam godzinę dziennie. Tam spotkałam baby, które siedziały w „Migrenie”, gadały, plotkowały, w czasie balangi. Zbierałam teksty tych bab, potem przenosiłam na komiksy, nazwałam to: „O czym szumią baby”. Powstało 6 części. Pierwszy pokaz komiksu odbył się w Jaszczurach, potem w Lackoronie (modne zaplecze wypadowe Krakowa w Pensjonacie Cafe). Tam spotykają się artyści, pisarze. W roku 2007 „O czym szumią baby” zostało pokazane na Festiwalu Komiksów dla Kobiet w Pradze.
Zapisuje Pani rysunkiem, malarstwem, komiksem, filmem, muralem i ilustracją. Pani twórczość jest ściśle powiązana z Krakowem. Proszę powiedzieć jak tworzyły się komiksy o barze?
Komiks o barze jest po prostu, o życiu toczącym się w barze. Komiksu o barach zrobiłam dwadzieścia parę metrów w rolce ponad metr na trzydzieści metrów długa, powiesiłam to na festiwalu Komików w Łodzi w hali pofabrycznej, ten komiks niestety trzeba było pociąć po prostu się nie mieścił. Komis został przeniesiony na folię, zrobiło to wielkie wrażenie, taki komiks zupełnie się czyta inaczej niż w gazecie. Kontynuuje go dalej. Teraz rysuje kolejny cykl o barze.
Nad czym pracuje Pani obecnie?
Obecnie pracuje nad komiksem o pewnym artyście. Z wykorzystaniem autentycznych szablonów mojego street arter’a, który podpisuje się FIVE, użyczył mi dwa lata temu oryginalnych szablonów do moich prac. Tutaj pojawia się wątek wpływu miasta na moją twórczość. Komiksopodobne rysunku, komiksosocjologiczne rysunki, które są z wyraźnym wpływem socjologii i człowieka na moją twórczość zawierają się w nowo powstającym cyklu: „O Mózgu”. W marcu odbędzie się tydzień mózgu w Krakowie, tutaj pojawię się z mowo powstającą wystawą w Piwnicy pod Baranami. Współpracuje z profesorem Vetulanim. To będzie mózg na wesoło. Profesor jest znany ze swoich wykładów, które przyciągają tłumy, bowiem potrafi mówić o rzeczach trudnych w bardzo przystępny, dowcipny sposób. Siedzę teraz i na warsztacie mam mózg.
Jest Pani znana z pojęcia: „subiektywne odczytanie miasta”, co Panią najbardziej zajmuje w codziennej lekturze nad Krakowem?
Napisałam rozprawę doktorską: „Semiosfera mojego Miasta. Notatki”. To były opowieści o mieście, czyli socjologia przeniesiona z murów, grafity, street art.’u, to było 8 – 9 lat temu, najbardziej interesował mnie vox populi, ten autentyczny na murach, interesował mnie napis bardziej wandalistyczny, ten nieprzyzwolony. Miedzy innymi na Kazimierzu zbierałam serduszka, napisy „kocham cię elaneczko” eleneczko wiesz co…”. Napisy, wlepki, to mnie zawsze kręciło. Następna seria wiązała się z moją pracą doktorską, po niej czas na: „Ku…wy krakowskie”, rysowałam je na tle murów. To, co ja robię jest publicystyczną ilustracją do rzeczywistości na przykład obraz: „Dziad chtoniczny”. Na tym murze była matka Boska i Palikot. Na murze na Kazimierzu. Ten obraz teraz nabiera jeszcze większego znaczenia i sensu. Moje obrazy z miesiąca na miesiąc nabierają coraz więcej sensu, stają się z czasem coraz bardziej aktualne.
Ostatni mój cykl jest o: „Kobietach wyzwolonych”. Profesor Vetulani bardzo fajnie o tym cyklu powiedział. Film można odnaleźć na mojej stronie. Najwyraźniejszy w mojej twórczości jest komiks. Temat światła przewijał się ewentualnie w cyklu: „Ku…wy krakowskie”. Noc, dzień, brama – te obrazy były bardziej nastrojowe. Moje obrazy są bardzo wymowne, każdy ma indywidualność.
Bycie artystą wymaga ode mnie codziennej pracy nad sobą, trzeba się cały czas rozwijać, patrzeć na świat, trzeba mieć bez przerwy nowe pomysły na cykle obrazów. Swoje myśli, to co czuje, to co pozbieram z ulicy, ze swojego mózgu, tworzy opowieść, bazę wyjściową, czyli komiks. W film animowany wpakowałam całe planty, taksówkę, tramwaj.
Czy był taki moment przesytu Krakowem w Pani twórczości, znudzenia się miastem?
Trzeba być idiotą, żeby się w Krakowie nudzić, z jeden strony jest to miasto, które strasznie podcina skrzydła. To jest miasto, w którym codziennie coś nowego znajduje. Naprawdę. Czy to jest jakiś śmieć werbalny, czy fizyczny, czy jakiś typów zobaczę, czy nowe gęby. Poruszam się w okolicy ścisłego centrum, okolicy rynku, ewentualnie idę na stare śmieci, czyli na Kazimierz, i codziennie odkrywam nowe detale, nie mam prawa się tu nudzić. Ludzie mnie odwiedzają wnosząc tu różne plotki, opowieści. Kocham plotki, Witkacy nawet powiedział: o ludziach trzeba gadać. Ja nie lubię intryg tylko, a plotki czemu nie, Kraków to jest życie, tu się gada, wciąż tu tętni życie towarzyskie. To wszystko jest w moich rysunkach. Trochę podróżuje, ale wciąż ciągnie mnie do Krakowa. Zrobiłam trochę afrykańskich motywów po pobycie w Kenii, ale zamknęłam cykl. Byłam w Toskanii piękne miejsce, ale i tak potrzebowałam malować ludzi. Bez ludzi życie wydaje mi się puste, nie ma co rysować. Zresztą to samo miał mój ojciec. Ojciec zostawił cykl: „Idąc ulicami Krakowa”. Taty rysunki wciąż żyją w różnych dziwnych miejscach. Na rysunki taty będzie czas w Krakowie.
Kto jest „Mózgiem Krakowa”?
Profesor Vetulani nazwał mnie neurodadaistą, a przecież mówią o mnie neodadaistą – szukającym przygód na mieście. To mi się spodobało – chodzi za mną tytuł – to ja neurodadaista. Zbieram szczątki miasta, werbalne śmieci. Każdy rysunek mój jest podpisany, ma tekst, ma myśl. Musi się dziać w rysunku, szukam życia w krajobrazie, człowieka. Ja muszę mieć socjologię i człowieka. Mój dadaizm – to współczesny śmietnik: miasto, telewizja, „Dzienniki Telewizyjne” – musi na mnie obraz działać. Tak się zazębia komiks w mojej twórczości.