Chociaż tytuł nasuwa na myśl prostą komedię romantyczną, to film Drazena Kuljanina jest czymś więcej.
Skupiony na detalach obraz podróży pociągiem dwójki młodych ludzi zupełnie odbiega od standardów typowej komedii romantycznej. Owszem, możemy spodziewać się historii miłosnej, nawet nie jednej. Owszem, zobaczymy soczyste sceny seksu, bez wątpienia będzie i happy end, jednak kiedy przyjrzymy się bliżej, filmowi temu po drodze będzie raczej ze spektaklem niż kompozycją popową.
Produkcja opowiada o Amandzie (Lina Sunden) i Phillipie (Christian Ehrnsten), którzy pociągiem podróżują na ślub do Sztokholmu . Phillip chce przerwać ceremonię, z prostej przyczyny, jest zakochany w pannie młodej, zaś miłością Amandy jest pan młody. W drodze podróżnicy wymieniają się doświadczeniami, poznają swoje uczucia i nieszczęśliwe historie miłosne. Między dwojgiem młodych ludzi rodzi się przyjaźń i niezwykłe porozumienie dusz. Widz nie przywiązuje uwagi do samych dialogów, chociaż i one sa ważne, jednak ważniejsza rolę odgrywają detale.
Kamera jest niezwykle dynamiczna i wodzi widza za nos. Obrazy docierają do nas za pośrednictwem małego okienka w telefonie lub też oświetlone migawkami. Chociaż cała akcja filmu dzieje się w przedziale pociągu nie czujemy się zamknięci w jednym miejscu dzięki dynamizmowi operatora.
Rozmowa dwojga ludzi na początku nie jest swobodna, lecz wymuszona- tak, jak zdarza się to często w prawdziwym życiu między dwojgiem nieznajomych. Jednak potem Amanda i Phillipe czują się w swoim towarzystwie swobodniej.
Pierwszą myślą, jaka pojawiła się u mnie po wyjściu z sali kinowej była, że najlepszą metodą na nieudaną miłość jest inna miłość i chyba taką tezę obronił Kuljanin.
Jest to kino dość alternatywne, może trochę zbliżone do estetyki Xaviera Dolana, ciekawi mnie jaka będzie dalsza droga Drazena Kuljanina. Zapowiada się całkiem obiecująco.
Dzięki uprzejmości Centrum Kinowego ARS o filmie pisała Maria Dubis