Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu wariatami. Wszyscy mamy swoje kompleksy. O tym pragnie przekonać nas krakowski Teatr Odwrócony, który wystawia „Wariata i zakonnicę” Ignacego Stanisława Witkiewicza. Jednak czy aby na pewno przekonywać musi?
Krzesła ułożone są dookoła sceny, na każdym z nich spoczywa niebieski kitel, pośrodku wisi łańcuch, po prawej stronie stoi krzesło z laleczką, a na ścianie wisi tablica. Ot i praktycznie całość dekoracji scenicznych „Wariata i zakonnicy” wystawianego przez Teatr Odwrócony, którego aktorów miałam okazję widzieć w sztuce „Matka”, również tegoż samego pisarza. Powrót, po ponad ośmiu miesiącach, w progi krakowskiego teatru był więc przeze mnie tym bardziej oczekiwany. Sztukę rozpoczyna, zgodnie z tym co przewidziane w dramacie, monolog doktora Jana Burdygiela (Łukasz Dąbrowski), po którym do sali wprowadzony zostaje tytułowy wariat. W dramacie Witkiewicza spoczywa on na łóżku, na scenie teatru zostaje zaś przypięty do łańcucha, który w zasadzie przez całość sztuki będzie go ograniczał. Ręce natomiast zapięte ma w pas, który skutecznie krępuje jego ruchy. Całość tworzy obraz dość poruszający. Więzień zwany Walpurgiem jest reżyserem, który trafił do szpitala Pod Zdechłym Zajączkiem czy to wskutek szaleństwa spowodowanego śmiercią dziewczyny, czy też artystycznego pomieszania zmysłów.
Tego, jaka jest przyczyna całego zamieszania, ma dowiedzieć się siostra Anna, która wyznaczona została do pomocy w rozwikłaniu kompleksu Walpurga. W tych dość niesprzyjających warunkach para zakochuje się w sobie. Dziwna to miłość pomiędzy zakonnicą i wariatem. Oboje ubrani są przecież w nadane im przez społeczeństwo role. On wariat, wyjęty spod konieczności stosowania się do zasad, ona siostra zakonna w pełni im podległa. I jako, że to Witkacy, śmiało można tę dwójkę osadzić w realiach zmechanizowanego świata, którego bohaterowie nie rozumieją. A do tego dodać można jeszcze artystę, jako jednostkę szczególną, która popada w obłęd z racji konieczności nieustannego tworzenia.
Wszystko to brzmieć może dość prozaicznie, wiemy jednak, że akurat tego, wcześniej wspomnianemu dramatopisarzowi, zarzucić nie możemy. Wystawiona przez Teatr Odwrócony sztuka, przesycona została szaleństwem, świetnie oddanym przez aktorów. Mowa tu o przekonująco odegranej przez Rafała Szumskiego roli Walpurga oraz elektryzującej Karolinie Fortunie, która wcieliła się w siostrę Annę. Kobieta recytuje słowa z tajemniczym uśmiechem, który nadaje jej rysów szaleńca – coś wspaniałego! Całość podkreślona została cytatami z Pisma Świętego, które wysłuchane w ciemnej sali Teatru Odwróconego, wzbudzają niepokój.
„Kto raz tu wejdzie, jest skończony. Bo ich leczenie wzmaga tylko obłęd, a każdy wysiłek okłamania ich kosztuje tyle, że potem zrobi się jakieś głupstwo, mały fałszywy krok, i siedzi się dalej bez końca.” – mówi główny bohater dramatu Witkacego. Pod tymi słowami podpisać może się nie tylko rezydent domu wariatów, ale i szary obywatel, który przez lata pracuje na to, by wyrobić sobie odpowiednią twarz w towarzystwie i dlatego nie może sobie pozwolić na przerwę w grze. Nie tylko z powodu tej maski jesteśmy niczym wariaci. I nie tylko dlatego, że w morzu osobowości trudno już określić, która z twarzy jest prawdziwa. Także ze względu na to, że każdy z nas posiada jakiś kompleks, jednak rozwiązanie go nie zawsze czyni nas zdrowszymi i szczęśliwszymi. Czasami jedyną formą ucieczki staje się kolejne przeobrażenie. Trudno powiedzieć na ile bardziej rzeczywiste i prawdziwe. W tym nie pomogą nam prawdopodobnie Jung, Freud czy psychoanaliza.
Recenzowała: Monika Matura
Dzięki uprzejmości Teatru Odwróconego.
Plakat autorstwa Iwony Siwek-Front
„Wariat i zakonnica” Teatr Odwrócony
Premiera 01.10.2015