Film Barrego Levinsona „Rock the Kasbah” podzielił publiczność na tych, którzy świetnie się bawili podczas seansu i na tych, którzy wyszli z kina zawiedzeni.
Gwiazdorska obsada Bill Murray, Bruce Willis i Kate Hudson oraz reżyser świetnych filmów takich, jak choćby „Rain Man”, „Fakty i akty” czy „Good Morning, Vietnam” – to powinno zagwarantować filmowi sukces. Dodatkowo wśród filmowych wątków znalazły się wojna w Afganistanie pokazana w krzywym zwierciadle na tle satyrycznie ukazanych stosunków afgańsko-amerykańskich, różnice kulturowe oraz historia pierwszej dziewczyny, która wystąpiła w afgańskim „Idolu” na przekór tradycjom religijnym.
Dlaczego ten film bawi? Nie brakuje w nim satyry, wszystko pokazane jest w krzywym zwierciadle, są naprawdę zabawne momenty. Bill Murray gra podstarzałego muzycznego agenta – Richiego Lanza, który lata świetności już dawno za sobą. Od lat nie odkrył żadnej gwiazdy, a każdemu opowiada, że odkrył Madonnę. Razem ze swoją główną klientką Ronnie wyjeżdżają na trasę koncertową do Afganistanu, by dawać koncerty przed stęsknionymi rodzimego języka żołnierzami. Początek filmu jest rewelacyjny. Zabawny Bill Murray wciela się doskonale w soją rolę a urocza Zooey Deschanel idealnie wczuwa się w rolę niestabilnej emocjonalnie i głupiutkiej gwiazdeczki. Kiedy docierają do pogrążonego w wojnie Kabulu, przerażona nieustannymi wybuchami Ronnie z pomocą najemnika (w tej roli Bruce Willis) ucieka do Dubaju. Przy okazji zabiera wszystkie pieniądze i dokumenty, pozostawiając Richiego na pastwę zanurzonego w wojnie miasta. Korzystając ze zbiegu okoliczności Lanz odkrywa utalentowaną pasztuńską dziewczynę, która śpiewa potajemnie przed rodziną (religia zabrania jej śpiewać). Salima jest bodajże największą gwiazdą, jaką Richiemu dało się odkryć, postanawia wbrew tradycjom rodzinnym i religii zabrać dziewczynę do „Idola”, by mogła podzielić się ze światem swoim talentem i przy okazji walczyć o prawa kobiet w muzułmańskim świecie. Film kończy się happy-endem.
Słabymi elementami filmu jest na pewno jego dynamika – zbyt długie monologi i zbędne sceny, ciągną się w nieskończoność, a główny bohater wydaje się być zmęczony swoją rolą w drugiej części filmu. Konwencja również mnie nie przekonała – Afganistan w krzywym zwierciadle to dobry pomysł, niestety zabrakło wyrazistych i przekonywujących postaci, humoru sytuacyjnego, szybkich i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Niektóre elementy filmu były do niego doklejone, jak choćby wątek ekskluzywnej prostytutki przyjmującej klientów strojących w kolejce do wynajmowanego przez nią kamperze w środku zbombardowanego miasta. Myślę, że na pewno nie była to rola życia Kate Hudson. Inny kuriozalny wątek to amerykańscy szmuglerzy broni, wożący się po mieście w zabytkowym kabriolecie pod odstrzałem karabinów maszynowych. Te wątki mogłyby być przekonywujące, zabawne, groteskowe, ale niestety nie są. Nie przekonuje też Salima – a jej historia to duży temat do poruszenia, dający wiele możliwości. W filmie wątek Salimy jest zbędnym dodatkiem, jak źle dobrany krawat do koszuli.
Myślę, że warto zobaczyć ten film, by skonfrontować opinie innych z własną. Poza tym to lekki, niewymagający skupienia film, który może idealnie się sprawdzić, jako chwila relaksu podczas wyczerpujących siedzeniem przy stole świątecznych dni.
Autorka recenzji: Magdalena Skowrońska
Tytuł: Rock the Kasbah
Scenariusz: Mitch Glazer
Reżyseria: Barry Levinson
Data premiery: 11 grudnia 2015 (Polska) 23 października 2015 (świat)
Obejrzane dzięki uprzejmości: Kina ARS