Kraków lat 60. i kryminalna zagadka, która wywraca życie mieszkańców miasta do góry nogami – taki miks to przepis na świetną książkę, która porwać może Twoją uwagę na kilka zimowych wieczorów. Niech jednak pozory Cię nie zwiodą. Jeśli oczekujesz fajerwerków po książce Marty Szreder i sądzisz, że „Lolo”, na podstawie którego powstał zresztą nie tak dawno obraz kinowy, nasyci Twój głód literatury kryminalnej, możesz się rozczarować.
Owszem, jest bohater, wokół którego toczy się akcja. Jest też Kraków, w którym wszystko się rozgrywa. Jednak zarówno bohaterowi brak charakternych rysów, zaś akcji – dynamiki i wzburzenia, jak i Kraków na kartach książki jakiś miałki i nieswój. „Lolo” to opowieść oparta na faktach, której celem jednak powinno być nie tylko poinformowanie czytelnika o istnieniu Karola Kota – seryjnego zabójcy, którego sprawkami żył Kraków przed pięćdziesięciu laty. Co się stało z tym nadzwyczajnym obrazem Krakowa, którym kusi nas wydawca? Gdzie się zapodziały narzędzia typowe dla kryminału i thrillera? Co z psychologiczną analizą bohatera, której spodziewamy się, zaczynając lekturę?
Przez książkę przebrnęłam lekkim wzrokiem. Nie zaciekawiłam się, nie zastanowiłam, żadna z czułych strun mojego organizmu nie została poruszona. Totalne zobojętnienie i pytanie „po co ten tekst?” – to jedyne, co urodziła lektura. Zawiedziona brakiem informacji i przede wszystkim – emocji ruszyłam na samodzielne zgłębianie losów Karola Kota, które poza książką Marty Szreder rysują się w prawdziwie ekscytujących barwach.
Cóż, może tym samym odpowiedziałam sobie na pytanie „po co ten tekst”? Otóż, może właśnie po to, byśmy samodzielnie doszli do tego, kim był człowiek, który przed laty postawił na równe nogi mieszkańców Krakowa i wymiar sprawiedliwości?
Autor recenzji: Dominika Makowska
Tytuł: Lolo
Autor: Marta Szreder
Wydawnictwo: Znak
Data premiery: 18.11.2015