ŻYCIOWA ZAWIERUCHA WIATREM ZMIAN, czyli przedpremierowa recenzja książki:
„Zawierucha w wielkim mieście”, Krystyna Bartłomiejczyk
Życiem Olgi Zawieruchy od zawsze rządziły żywioły – od urodzenia nosząca zawi(ch)rowane nazwisko i ognistą czuprynę na głowie, skora do wypowiadania płomiennych słów i dokonywania takichże (ręko)czynów, ambitna i pracowita aż do ostatnich kropel potu, wydaje się tylko nie mieć wiele wspólnego z żywiołem ziemi, po której wydaje się nie stąpać zbyt twardo.
Ale jakże można, kiedy w jednej chwili traci się serce, pracę i sens życia?
Ukochany, który jak to sama określiła zapałał nadmierną miłością do „śmiesznych samochodzików – quadów, [których] wnętrze znał lepiej niż jej”, okazał się mieć jeszcze mocniej pojemne serce niż przypuszczała. Kolega (czy koleżanka?) z pracy również przyniósł tylko rozczarowania, a pracodawca odesłał ją na bezrobocie.
Mała katastrofa? Jeśli mówi się że nieszczęścia chodzą parami, to Zawierucha musiała chyba zgodnie ze swoim nazwiskiem dostać ich pełną nawałnicę! Puszka Pandory, która rozsypała się u drzwi jej młodego 27- letniego życia zagrodziła jej wyjście na świat. Olga zamknęła się w sobie. Zamknęła w domu. „Zwariowała!” – stwierdzili rodzice, którzy jedynego ratunku doszukiwali się w psychiatrze. Sama Olga wpadła jednak na inny pomysł (nomen omen zainspirowana właśnie u znajomego psychoterapeuty) – wyjazd. I to jak najdalej. Bo może smutki, złamane serce i nieufność do mężczyzn nie dostaną paszportu do Kanady?
Pobyt Olgi na obczyźnie u swojej siostry można podsumować jednym, jakże prawdziwym zdaniem książkowego bohatera Maślanki „Kobiety nie mają wad tylko hormony”. Bo to wcale nie złośliwość, wrodzona zgryźliwość, szorstkość i nietowarzyskość – to hormony i życiowe doświadczenia ukształtowały świeżą emigrantkę z Polski w nietowarzyskiego depresanta. Wszystko wydawałoby się być przesądzone, a życie Olgi wewnętrznie skończone gdyby nie fakt, że na szczęście istnieją przecież hormony ze smutną buzią oraz sadzą i żyletkami na języku, ale i te ze skrzydełkami na plecach…
Wielość wydarzeń i szybkość ich pojawiania się w życiu bohaterki mogłyby dawać wrażenie pędzącej, rwącej akcji, która może zagubić nieuważnego czytelnika. Na szczęście historia spisana jest lekkim piórem, barwnym, dowcipnym językiem (fani Moniki Szwaji z pewnością nie będą rozczarowani), przez co książkę czyta się szybko acz przyjemnie.
Przeczytawszy ją pozostajemy faktycznie z miłym wrażeniem, że „czasami seria niefortunnych wydarzeń może być początkiem czegoś dobrego”. No i oczywiście pamiętajmy – „kobiety NIE MAJĄ WAD… tylko hormony” !
Autor recenzji: Agnieszka Jedynak
Tytuł: Zawierucha w wielkim mieście
Autor: Krystyna Bartłomiejczyk
Wydawnictwo: Prozami
Data premiery: 23 luty 2016