Niby go nie obchodzę, bo i nie jestem ojcem tylko matką, ale w tym roku przypadek, traf i zrządzenie losu razem wzięte sprawiły, że dokładnie w Dzień Ojca w moje ręce trafiła książka wprost pisana na to święto.
Wprawdzie jest to lektura dedykowana dla dzieci (olewam takie ograniczenia!), wprawdzie nieco bardziej dla chłopców niż dziewczyn (tu postawa gender wyjątkowo się przydaje), wprawdzie jest tam ojciec i syn i relacja między nimi (a ja ani jednym ani drugim raczej już nigdy nie będę), jednak od pierwszego przeczytanego zdania wsiąkłam w tą opowieść na maksa i nim skończył się Dzień Ojca, książka przeczytana od „a” do „z” stygła już długo na półce.
Może to moja infantylność, może to ta fascynująca więź, jaka łączyła tytułowego Dannego ze swoim tatą, może to ta przyciągająca i niedościgła kreatywna osobowość samego taty, a może po prostu jak jedna z wielu uległam urokowi pisania mistrza słowa – Roalda Dahla.
Danny to kilkuletni chłopiec, którego zapewne po przeniesieniu w real życia w Polsce, połowa z nas uważałaby za „biedne dziecko”. Danny nie ma bowiem mamy, bo ta zmarła mu bardzo (zbyt) szybko. Nie ma pięknego, murowanego domu, ba! nie ma nawet własnego pokoju, wraz z tatą zamieszkują maleńki, stary, cygański wóz, w którym mieści się jedynie piętrowe łóżko i krzesło, na którym co wieczór, przy blasku świecy lub lampki naftowej Danny wysłuchuje niesamowitych opowieści swego taty. Nie ma również zabawek, za te służą mu: pompa paliw, na prowadzonej przez tatę na uboczu małej stacji oraz narzędzia, śrubki, silniki aut i inne gadżety faktycznie przecież nazywane „męskimi zabawkami”.
Mimo tego wszystkiego Danny jest nadzwyczajnie zadowolonym z życia dzieckiem, a jego historia okazuje się być wciągającą opowieścią, po przeczytaniu której czytelnik naprawdę zaczyna wierzyć, że życie bez prądu, ogrzewania, tarasu, domu i tradycyjnych zabawek jest stokroć razy ciekawsze i inspirujące niż nasze.
Osią całej historii jest nieprzeciętna więź, jaką łączy Dannego ze swym tatą. Ten ostatni, mając tysiąc pomysłów na inutę, tworząc co rusz nową zabaw(k)ę z dostępnych w pobliżu rzeczy, opowiadający kreatywne historie, stał się moim prywatnym mistrzem wychowania. Wspiera, ale nie osacza. Uczy samodzielności i ciekawości świata, ale nie ogranicza się tylko do tych „dobrych”, układnych zachowań. Przykład? Zabiera swojego syna na wyprawę po kradzież 200 sztuk bażantów, należących do znienawidzonego sąsiada. A wszystko to dla dobrego wychowania, nauki spełniania marzeń i przygody, które w ich życiu liczą się najbardziej.
Mistrz opowieści dla dzieci, który w tym roku świętowałby już swoje setne urodziny, Danny- mistrz świata (sami przeczytajcie w czym) oraz jego tata – mistrz świata dla każdego dziecka i rodzica, to naprawdę mocne, mistrzowskie trio, które powinno znaleźć się na półce każdego dziecka… w każdym wieku 🙂
Autor recenzji: Agnieszka Jedynak
Autor: Roald Dahl
Tytuł: Danny Mistrz Świata
Wydawnictwo: Znak Emotikon