Zabierając się za przesłuchanie płyty, przezornie wklepałam w wyszukiwarkę imię i nazwisko wokalistki, współautorki płyty. Liczyłam na jedną, może dwie wzmianki o wokalistce i przyznam szczerze, że miło się rozczarowałam. Internet podpowiadał strony jakie mam otworzyć, a każda z nich uświadamiała mi, że mam do czynienia ze świadomą i pretensjonalną dziewczyną.
Mag Balay, właściwie Magda Bałajewicz, urodzona w Nowym Targu, polska wokalistka łącząca klimaty etno-folk-electro, skłaniająca słuchacza do wyobrażenia sobie jej muzyki. Do produkcji debiutanckiego krążka zaprosiła do współpracy m.in. Michała Wierbę oraz Szymona Piotrowskiego, którzy towarzyszą jej również na koncertach.
Na płycie znajdziemy 8 utworów, rozpoczyna ją singiel „Sowa”, przesycony pianinem i delikatnością w głosie. Przekazem tutaj są słowa, które umiejętnie dobrane – pomogą zobrazować nam otaczający nas świat, a jednocześnie zaprzepaścić to, co wypracowaliśmy do tej pory. Cała płyta to zbiór unikatowych porównań i manifest zagubionej osoby, która szuka wsparcia. Odnosi się wrażenie, że autorka szuka odbiorców i chce im przekazać swój żal, gniew, ból a jednocześnie „nakręcić” ich pozytywną energią.
„Echo” prowadzi nas przez tęsknotę za ukochaną osobą, wśród wyznań zdaje się wyczuć głęboko ukryta miłość. „Silver rain” – nie zrażajcie się jego długością (8:23), bowiem to utwór wielowątkowy. Sporo jazzu, instrumental, a na końcu w zasadzie nie wiedziałam już czego słuchać. Głośnej muzyki, czy poszczególnych instrumentów w tym całym składzie. „Girl trapped in a pearl” otwierają wysokie tony Magdy, pokazuje na co ją stać i mam wrażenie, że dopiero się rozkręca! W „Breathing” śpiewa i przeklina, że nie może być tam, gdzie chce. To najdłuższa kompozycja z całej płyty (8:40), ale nie mam wrażenia, że się ciągnie. „Mavrą” Magda debiutowała dużo wcześniej, jeśli ktoś lubi psychodeliczne nuty to ta piosenka jest idealna. Przystankiem przed ostatnim utworem jest krótki „No borders”, a później już mocno popowe „Afro Blue”. Taniec, dyskoteka, dobry wokal. Czego chcieć więcej?
Może nie tego, że na płycie muzyka jest zbyt głośno w porównaniu z głosem wokalistki. Ma się wrażenie, że ktoś tu czegoś nie dograł. Dla mnie był to wielki minus, bowiem uwielbiam się wsłuchiwać w czyjś głos, tutaj niestety miałam utrudnione zadanie.
Żywiłam nikłą nadzieję, że będę mogła porównać płytę (jak i wokalistkę) do kogoś bardziej znanego, niekoniecznie z polskiej sceny muzycznej. Pomyliłam się. Magda pokazuje siebie jako zupełnie nową twarz, z delikatnym, a jednocześnie donośnym głosem, z goryczą i pokorą, z ciszą na ustach kiedy to potrzebne. Kołysze dźwiękami, uspokaja (nie polecam włączać płyty na autostradzie – senność murowana!). 5 maja zahipnotyzowała publiczność na koncercie w studiu Radia Kraków, mnie zrobiła to samo w ostatni weekend.
Autor: Karolina Futyma
Zespół: Mag Balay
Płyta: „No borders”
Data: 28.06.2016 r.