Jesteśmy cywilizowani a nasze pierwotne popędy udało nam się ujarzmić – tak zazwyczaj myślimy o sobie, ale czy aby na pewno słusznie? Może po prostu schowaliśmy je głęboko w naszą nieświadomość, gdzie tylko czekają na możliwość ponownego ujawnienia się? Doskonałe zobrazowanie tej tezy stanowi „Bóg mordu” Yasminy Rezy w reżyserii Marka Gierszała.
Zaczyna się stosunkowo niewinnie. Dwie pary spotykają się by porozmawiać o incydencie do którego doszło pomiędzy ich dziećmi – jeden z chłopców wybił drugiemu dwa zęby przy pomocy kija. Rodzice próbują dojść do porozumienia w kwestii postępowania z pociechami, z każdą minutą coraz dalej im jednak do konsensusu. Przyjrzymy się teraz bliżej bohaterom – Veronique (Marta Waldera) to pisarka zajmująca się konfliktami w Afryce, jej mąż Michel (Rafał Dziwisz) trudni się natomiast sprzedażą artykułów gospodarstwa domowego, takiego jak spłuczki. To właśnie w ich domu rozgrywa się akcja przedstawienia. Druga para to lepiej sytuowani Anette (Marta Konarska) i Alain (Marcin Sianko) Reille. Ona elegancka i zajmująca się domem, on wzięty prawnik, którego trudno odczepić od telefonu komórkowego. Rozmowa, której celem było konstruktywne rozwiązanie konfliktu pomiędzy chłopcami, zaczyna przeradzać się w sprzeczkę na ciężkie argumenty. Na dodatek schodzi na tematy niekoniecznie związane z celem spotkania. Okazuje się, że każde z małżeństw ma swoje brudy, o których łatwiej opowiedzieć obcym niż rozwiązać wspólnie z partnerem.
Akcja spektaklu jest dynamiczna, dialogi celne i nie sposób nudzić się ani przez chwilę. Im dalej tym więcej mocnej wymiany zdań i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Dwie pary z cywilizowanej Europy zamknięte w jednym pomieszczeniu, zaczynają szaleć i chociaż daleko im do swoich przodków okazuje się, że w każdym z nas tkwi Bóg mordu, któremu wystarczy tylko dać odpowiednie warunki do tego by dał o sobie znać. Maski zaczynają opadać, a pozornie opanowani ludzie tracą cierpliwość i ograniczenia. Mogłoby się zdawać, że rodzice jako osoby dorosłe stoją na wyższym poziomie rozwoju niż ich pociechy, okazuje się jednak, że jest zupełnie inaczej. Dorośli toną bowiem w tym co wypada i tylko te kulturowe zwyczaje zdają się ich powstrzymywać od rzucenia się sobie do gardeł.
Sukces „Boga mordu” tkwi z jednej strony w świetnie napisanej sztuce, z drugiej w aktorach krakowskiego Teatru. Marta Waldera, Rafał Dziwisz, Marta Konarska oraz Marcin Sianko wykreowali postaci wyraziste, pełne tłumionych emocji, które z minuty na minutę stają się coraz bardziej barwne. Fronty i koalicje co rusz ulegają zmianie, a wzajemne oskarżenia dotykają spraw coraz bardziej intymnych. Okrągła scena na której znajdują się bohaterowie co czas jakiś przechyla się w którąś ze stron, ukazując pozorną stabilność relacji. Scenografia to stół, kilka krzeseł i gazety oraz tulipany, każdy przedmiot odegra tu swoją rolę. Spektakl wieńczy zdanie – „Co właściwie wiemy?” – właśnie, co wiemy o nas samych i ludzkości? A co nam się tylko wydaje i w końcu w co chcielibyśmy wierzyć, a tak naprawdę nie istnieje? Ostatecznie okazuje się bowiem, że nasza kultura i moralność to tylko fasada a w środku nas czają się zwierzęta.
Autor recenzji: Monika Matura
Teatr: Teatr im. Juliusza Słowackiego
Tytuł: Bóg mordu
Reżyseria: Marek Gierszał
Scenografia: Hanna Sibilski
Reżyseria światła: Peter Mayer
Obsada: Marta Waldera, Rafał Dziwisz, Marta Konarska oraz Marcin Sianko
Data premiery: 25.03.2010
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Teatru im. Juliusza Słowackiego