Silna osobowość + bogata biografia, czy na pewno i czy zawsze równa się dobry film?
Ciekawość świata i ludzi, inspirowanie się postawami i decyzjami innych, odszukiwanie podobnych do swoich dylematów i problemów, to to co w tego rodzaju produkcjach lubię najbardziej. Dla mnie, miłośniczki biografii wszelakich, ostatni wysyp kinowych filmów biograficznych jest niewątpliwie prawdziwą gratką. Będąc obecnie pod książkowym czarem biografii córki Stalina, postanowiłam umocnić się jeszcze mocniej siłą kolejnej niezwykłej kobiety „ze stali” – Marii Skłodowskiej Curie. I pomimo nie do końca pochlebnych recenzji filmu reżyserii Marie Noёlle, poznać się z naszą rodaczką nieco lepiej i w nieco dogodniejszych okolicznościach niż kilka nudnych lekcji chemii i fizyki w szkole.
Marię poznajemy w typowej jak na naukowca scenerii – w prywatnym, nieco spartańskim laboratorium prowadzonym przez jej męża. Maria trzymając w jednej ręce menzurkę, drugą ręką chwyta się za brzuch i… niemalże na swym stanowisku pracy rodzi swoją drugą córeczkę Eve. Scena początkowa doskonale wprowadza nas w treść filmu, idealnie streszczając nam czym tak naprawdę było życie naszej rodaczki. Nieustanne balansowanie między chemicznymi odczynnikami, a dziecięcymi pieluchami (z przewagą jednak tych pierwszych) tworzy nam w filmie bogatą mieszankę realnego życia, zdecydowanie dużo bardziej nam bliższego aniżeli sucha wiedza ze szkolnych podręczników i naukowych biografii noblistki.
Reżyserka filmu „Maria Skłodowska- Curie”, jak sama stwierdza, nie chciała powtarzać się w gloryfikacji Skłodowskiej jako naukowca. Ta rola jest przecież oczywista, niezaprzeczalna i… już wszystkim dobrze (?) znana. Choć uważam, że była to decyzja dość kontowersyjno- spłycająca, w swym filmie zdecydowała się skupić przede wszystkim na Skłodowskiej jako kobiecie. I faktycznie nie sposób nie dostrzec tego zamierzenia w fabule. Choć wiele w niej scen z laboratorium, osobistych zmagań badaczki z własną niewiedzą i swoimi ambicjami, charyzmatycznej walki o dostrzeżenie i docenienie jej naukowych poczynań w zdominowanym męskim świecie naukowców, większość filmu to przede wszystkim luźne sceny – epizody z jej prywatnego życia.
Stu minutowa prezentacja to z pewnością dużo za mało, aby móc pokazać w pełni bogate losy tak barwnej osobowości. Mam wrażenie, że czas ten okazał się być niewystarczający nawet dla 8-letniego odcinka życia Marii, do którego ograniczyła się reżyserka, wybierając z całego życia Polki moment według niej najburzliwszy w jej życiorysie, a więc okres między pierwszą (wspólną dla niej i męża) a drugą, już w pełni samodzielną Nagrodą Nobla. Film podzielony został na trzy części. Pierwsza z nich to szczęśliwe życie doskonale zgranej w tańcu życia prywatnego i zawodowego pary – Marii (Karolina Gruszka) i Pierre’a Curie (Charles Berling), niespodziewanie zakończone tragiczną śmiercią małżonka pod kołami dorożki. Druga część to dojmujące obrazy rozpaczy związanej z żałobą, przepracowywania się, niesamowitej walki o powrót do psychicznej równowagi i odzyskiwania pewności siebie jako samodzielnej badaczki (tu znajdujemy najwięcej scen z naukowego życia Skłodowskiej). Ostatnia, najdłuższa i moim zdaniem nieco zbyt mocno przeakcentowana część to burzliwa historia miłosna Marii ze znanym francuskim fizykiem Paulem Langevinem (w tej roli doskonały Arieh Worthalter). Związek z żonatym ojcem czwórki dzieci, choć w ówczesnym czasie niezwykle głośny i okrywający Marię niebagatelnym skandalem oraz utratą naukowego autorytetu, nam współczesnym jest jednak dość mało charakterystycznym dla tej postaci. Choć zakazana miłość i „chemia” w nieco innym wydaniu z pewnością nieco odczarowała nam monumentalną podręcznikową postać czarnej, surowej, niewylewnej emocjonalnie damy, osobiście uważam, że wątek ten jest w filmie małym nadużyciem. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że reżyserka wybrała z życia Marii fragment, który może się po prostu najlepiej sprzedać w produkcji filmowej.
Mimo początkowych wątpliwości co do tak różnie ocenianego filmu, ciekawa historia, niezłe kostiumy, piękne kadry Michała Englerta, estetyka i nastrój epoki potęgowany przez klimatyczną muzykę zdecydowanie wygrały u mnie z chaotycznością poszatkowanych scen i wybiórczym, mocno subiektywnym potraktowaniem wątków z życia sławnej Polki.
Okazuje się, że Curie- Skłodowska to nie tylko pierwsza kobieta w historii, która zyskała stopień doktora fizyki, pierwsza która otrzymała nagrodę Nobla i pierwsza która otrzymała ją dwukrotnie w dwóch różnych dyscyplinach. Idealna, piękna miłość, trudny romans, osobiste tragedie i skandale, a przede wszystkim uśmiech na surowej dotąd twarzy i dusza pełna skomplikowanych, ludzkich emocji, to wartości które zyskał u mnie wizerunek Marii Skłodowskiej- Curie, kobiety bez wątpienia niezwykłej.
Autor recenzji: Agnieszka Jedynak
Tytuł: Maria Skłodowska- Curie
Reżyseria: Marie Noelle
Scenariusz: Marie Noelle, Andrea Stoll
Premiera: 3 marzec 2017 (Polska), 9 wrzesień 2016 (świat)
Film obejrzany dzięki uprzejmości Kina Kijów