„Ludzie mówią, że jesteśmy bandą samobójców. W wyścigach samochodowych też giną ludzie, a jakoś nikt nie gada, że to zajęcie dla kamikadze. Czy to, że kierowcy dużo zarabiają, sprawia, że ich śmierć jest bardziej akceptowalna? Jeśli giniesz, robiąc to, co kochasz, ale bez pieniędzy na koncie, to twoja śmierć jest głupsza? Poza tym my nie chodzimy tam, żeby zginąć. Tylko po to, żeby żyć”
Simone Moro cieszy się olbrzymim zainteresowaniem mediów nie tylko ze względu na swoje dokonania, ale także ze względu na sportową postawę i pozytywną filozofię życia. Dla ludzi, którzy interesują się choć trochę światem alpinizmu jego nazwisko robi ogromne wrażenie. Moro jest drugim po Jerzym Kukuczce zdobywcą czterech ośmiotysięczników zimą i pokonania „tej niezdobytej” Nangi Parbat w 2016 roku. Tylko co robić, gdy już ma się za sobą taki duży bagaż doświadczenia? Kiedy zabraknie już tych najwyższych gór do zdobycia? Co wtedy? Można siedzieć w domu i pilnować wnuków. A można też spróbować zrealizować swoje inne, wielkie marzenie. Jakie? Marzenie o lataniu.
Moro napisał książkę, w której opowiada nie o himalaizmie, lecz o swojej pasji do helikopterów. Odkryta już w młodości, ale możliwa do zrealizowania dopiero po czterdziestce. W niespełna cztery lata Simon przebrnął przez drogę pełną zakrętów: od kursanta, aż po twórcę ochotniczego pogotowia ratunkowego w Himalajach. Spełnił marzenie o pomaganiu ludziom w górach, ludziom takim jak on, himalaistom, którzy mieli wypadek i mogli liczyć na cud lub na czyjąś dobrą wolę. Dowiódł, że helikopterem można wznieść się na wyżyny miłosierdzia i…wysokości. W książce opowiada o ludziach, bez których jego wielkie marzenie nie miałoby szans na spełnienie. Czyta się ją szybko i bez zbędnego napięcia, nie brak w niej jednak kąśliwych uwag autora na temat biurokracji, która skutecznie odstrasza ludzi i co rusz opóźniała bądź komplikowała jego dążenia do samodzielnego wzniesienia się w powietrze. Zaczynając książkę miałam pewne obawy, że niewiele w niej będzie wspinaczki, czyli tego co tak cenię w literaturze górskiej. Moje obawy okazały się jednak niepotrzebne, Simon sporo kartek poświęca dokładnym opisom tras, a nawet jeśli niejako zmusza nas do poznania parametrów technicznych swoich helikopterów, to w bardzo przystępny dla laika sposób.
Nie brakuje w książce również momentów trudnych, jak wtedy gdy grupa licząca około stu Szerpów zaatakowała go w bazie pod Everestem kilka lat temu (kwiecień 2013), gdy razem z partnerami wspinaczkowymi próbował wejść na górę w stylu alpejskim. Czytając książki Moro czuję się tak, jakbym była razem z nim w tych najważniejszych momentach w karierze. Cieszę się, że mogłam jego książkę przeczytać zaraz po „Spod zamarzniętych powiek” Adama Bieleckiego. Ciężko się od niej oderwać, głównie za sprawą zdjęć, które są pełną dokumentacją Moro w jego walce z wzniesieniem się ku górom.
Marzenia można realizować w każdym wieku. Nie warto więc przekreślać życia po magicznej czterdziestce 🙂
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: Misja helikopter
Autor: Moro Simone
Wydawnictwo: Agora
Data premiery: 25.01.2017 r.