W spektaklu Macieja Wojtyszki wspomnienia i przeżycia świeżo upieczonej emerytki są doprawione szczyptą ironicznego, błyskotliwego humoru. To sprawia, że chyba po raz pierwszy miałam prawdziwą przyjemność wysłuchania „pogawędki” rodem z osiedlowego warzywniaka.
Kiedy bohaterka wchodzi do sklepu, od razu prosi o produkty: pomidory, cebulę. Raz robi przyjęcie dla wnucząt, innym razem szykuje kolację wigilijną. Zakupy są jedynie pretekstem do rozpoczęcia rozmowy o życiu. Spektakl jest monodramem Hanny Bieluszko, znakomitej aktorki, która wciela się w rolę emerytowanej nauczycielki. W ciągu tych kilku wizyt w zaaranżowanym sklepiku bez produktów i sprzedawczyni, główna bohaterka na bieżąco zdaje relację na temat obecnych wydarzeń, wraca do przeszłości, opowiada o ludziach, wyraża opinie na różne tematy. Po czym płaci i wychodzi na zewnątrz, do życia. Jej historia tak mnie zaabsorbowała, że ze zniecierpliwieniem czekałam na kolejne zakupy.
Wizyty w sklepiku to kolejne przystanki na drodze wewnętrznej przemiany emerytki. Na początku wchodzi dojrzała, zmęczona kobieta, w jasnym płaszczu, rzuca torebkę na ladę i opowiada pani Eli o problemach w rodzinie: rozwodach, rozstaniach, niezrozumieniu, zmarnowanym życiu. Wspomina swoją przeszłość, przyjaciół. Nagle coś się zmienia, bo oto z kolejnymi wizytami w warzywniaku kobieta sprawia wrażenie coraz bardziej szczęśliwej. Zakłada wzorzyste sukienki, wysokie obcasy i biżuterię. Okazuje się, że to miłość, muzyk, dawny znajomy spotkany przypadkowo na ulicy. Od tego momentu relacje kobiety są żywsze, barwniejsze o nowe „smaczki”, bogatsze o głębokie przemyślenia, do których skłania ją ukochany mężczyzna. Już ma do kogo wracać ze sklepiku, ma z kim rozmawiać, dla kogo gotować i żyć. Poznaje nowych znajomych, poprawia kontakty z rodziną. Swoje apogeum szczęście osiąga w chwili, gdy razem decydują się na kupno i odnowienie jachtu. W pewnym momencie zdarza się tragedia. Gy ukochany umiera, bohaterka ubiera jasny płaszcz i znów gra rolę zmęczonej, zrezygnowanej emerytki.
Monodram skłania do kliku refleksji. Po pierwsze: o miejscu dojrzałej kobiety we współczesnym, nastawionym na młodość społeczeństwie. Bohaterka chce się wyzwolić ze stereotypu „babci”, ale wciąż coś ją powstrzymuje: pewnego razu nie odważyła się zjechać z wnuczętami na zjeżdżalni (bo to nie wypada…), ma też obawy co do kupna jachtu (w tym wieku i z taką nędzną emeryturą..). Po drugie: o tym, że można związać się z kimś i mieć partnera, będąc rozwódką na emeryturze. Że jest to zupełnie normalne, bez względu na opinię publiczną. Miłość nie zważa na wiek, kondycję, status, jest dostępna dla każdego i daje radość. Po trzecie: z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji życiowej można wyjść cało, jeśli zachowa się dystans i nieco ironiczne poczucie humoru. Z takiego podejścia do życia można wyciągnąć najwięcej mądrości. Warto więc czasem wsłuchać się w szmery rozmów przy ladzie, które uchodzą za ploteczki, a w istocie są skarbnicą wiedzy, sztuką życia dojrzałych kobiet.
Autorka recenzji: Emilia Koszela
Tytuł: „Bóg, ja i pieniądze”
Scenariusz i reżyseria: Maciej Wojtyszko
Muzyka: Bolesław Rawski
W roli głównej: Hanna Bieluszko
Premiera: 14.05.2015
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie