Leopold Tyrmand, główny inicjator ruchu jazzowego w Polsce pokusił się na napisanie książki o jazzie. Jednak zainteresowani historiografią muzyki ludzi wolnych mogą poczuć się nieco rozczarowani – tyrmandowska opowieść nie jest leksykonem, lecz fascynującą analizą rozwoju społecznego i kulturowego, od brzegów Afryki po kluby Nowego Jorku.
Jak w każdym opisie stylu muzycznego autor musi się zmierzyć z próbą jego zdefiniowania. Czym jest więc jazz wg. Tyrmanda? Zdając sobie sprawę z jego wyjątkowości ograniczył się do słów, że jazz to „muzyczny tlen codziennego obcowania ze sztuką”. Należy dopatrzeć się głębokiego sensu w takiej definicji ponieważ przemierzając kolejne karty książki wchodzimy w kilkusetletnią podróż po świecie muzyki kiełkującej z rodzimych pieśni Afrykańczyków, którzy w niewolniczych statkach przenieśli swoją pieśń i religię na plantacje południowej Ameryki. W nowych okolicznościach, zmuszani do katorżniczej pracy odnajdują namiastkę wewnętrznej wolności w śpiewie. Wraz ze zmianami w społeczeństwie amerykańskim imigranci asymilują się coraz bardziej przejmując religię, jeżyk i kulturę. Tak rodzą się coraz nowe dźwięki i interpretacje, trafiające coraz szerzej nie tylko do współbraci, lecz także do białych kasty. Przez spokojne i salonowe dźwięki bluesa tworzy się nowa muzyka ludzi skrępowanych, lecz nadal wolnych.
Trudno opisywać tę książkę jedynie poszczególnymi hasłami, gdy stanowi ona ciąg rozważań nad istotą i uniwersalizmem jazzu. Z pewnością warto sięgnąć po „U brzegów jazzu” jako po opis rozwoju fenomenu muzycznego oraz poznania charakterystycznego stylu literackiego Tyrmanda. Sądzę, że książka niezaznajomionych z jazzem zainteresuje a zainteresowanych na pewno nie zniechęci.
Autor recenzji: Patryk Nalepka
Tytuł: „U brzegów jazzu”
Autor: Leopold Tyrmand
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2014