Zawsze kiedy mam wybrać film, który później recenzuję dopadają mnie wątpliwości typu: a co jeśli okaże się totalnym dnem? Albo będzie tak wspaniały, że jedynym słowem jakie uda mi się napisać o nim będzie: „super”? Staram się wybierać kontrowersyjne obrazy, takie które poprzez swoją odmienność i przekaz docierają do samego dna naszego ciała, ale i wśród nich znajdują się zakały, jak choćby ostatni film Rosłaniec „Szatan kazał tańczyć” czy moje niedawne rozczarowanie „Mięso”. Ale o tym poniżej.
Reklama dźwignią handlu. W świat poszła plotka, że na seansach ludzie mdleją, karetki jeżdżą pod kina na sygnałach, a same pokazy są przerywane bo ludzie wychodzą, nie mogąc znieść widoku krwi i rozczłonkowanych ciał. Debiut reżyserski Juli Ducournau to jeden z najbardziej obrzydliwych i brutalnych horrorów gore (taki z dużą ilością krwi, brutalnością i wnętrznościami) jaki przyjdzie Wam zobaczyć. Czy to prawda? Prawda leży po środku i ma ucięty palec. Główną bohaterką Mięsa jest Justine (Garance Marillier), wegetarianka, która zaczyna studia weterynaryjne. Poznajemy ją w momencie, kiedy rodzice przywożą ją do nowej szkoły, w której jest już jej starsza siostra Alex (Ella Rumpf). Jako pierwszoroczniak Justine zmuszona zostaje do wzięcia udziału w inicjacji: do spróbowania ma małą, surową nerkę królika. Dramat? Dla niej na pewno. Zmuszona omal nie wymiotuje przed całym tłumem studentów, ale narząd zjada…ze smakiem. Tak zaczyna się jej przygoda z kanibalizmem. W dziewczynie budzi się wewnętrzny głód i pożądanie krwi, podsycane jeszcze przez siostrę. Najogólniej i najprościej można opisać film w jednym zdaniu: „Tłumione instynkty i pożądania, kiedyś się obudzą i dadzą o sobie znać. Natury nie oszukasz.” Ducournau idzie dalej. Łączy seksualność i pożądanie z pragnieniem zezwierzęcenia w akcie miłosnym. Młoda Justine wyrywa się spod parasola rodziców, czeka na nią świat pokus, zabaw, gier i używek. Budzi się w niej kobieta świadoma swojej seksualności i potrzeb. Garance Marillier brawurowo odgrywa rolę niewinnej, zagubionej studentki, by później na oczach widzów przerodzić się w kobietę kanibala.
Reżyserka zabrnęła w zbyt mnogą ilość metafor, która jak dla mnie zgubiła produkcję. Nie jestem też w stanie sobie wyobrazić na jakiej uczelni oblewa się studentów ciepłą krwią zwierząt, zmusza do zjedzenia wnętrzności, a wieczorami urządza imprezy w prosektoriach? Chętnie się do takiej wybiorę. Sceny niepotrzebnie napakowane są seksualnością, zamiast tego wolałabym się dowiedzieć więcej na temat psychiki głównej bohaterki i jej zaburzeń psychiatrycznych, co dzieje się w jej mózgu od momentu spróbowania mięsa, aż do aktu kanibalizmu na rzecz siostry czy współlokatora. „Mięso” to zdecydowanie nie jest horror, tylko dramat z okładką porno. Zawężenie obsady do zaledwie kilku bohaterów jest ogromnym plusem, dzięki czemu możemy skupić się na osobowościach i problemach, a nie zapamiętywaniu kto jak ma na imię i gdzie mieszka. Siostrzany duet Marillier i Rumpf zasługuje na brawa, uzupełniają się idealnie i dają pożywkę widzom głodnym nowych twarzy.
Technicznie film ogląda się bardzo miło, dobrze skadrowane obrazy, realizm scen i postaci, nie razi minimalizm kolorów i zawężenia planu. Wielkie brawa za muzykę (Jim Williams), która nadaje charakter i budzi pożądanie kolejnymi scenami. Zmianę głównej bohaterki można odczytywać poprzez różne klucze, a osobiste doświadczenia widza wpłyną na jego interpretację utworu.
Zjedz chociaż mięso, a ziemniaki zostaw. Miłego seansu!
Autor recenzji: Karolina Futyma
Tytuł: „Mięso” (Raw)
Reżyser: Julia Ducournau
Scenariusz: Julia Ducournau
Data premiery: 22.09.2017 r. (Polska), 14.05.2016 (świat)
Film obejrzany dzięki uprzejmości: Kino pod Baranami