„Świat jest dziś całkiem niewielki, ale historia jest rozległa i głęboka. Czasem można dotrzeć znacznie dalej, siedząc we własnym domu i czytając książkę historyczną, niż wchodząc na pokład statku czy samolotu i przemierzając tysiące kilometrów” – w ten sposób, cytując Higheta, Norman Davies rozpoczyna swoją wyprawę za wschodem słońca. Ta podróż „historyka przez historię” wiedzie wskroś globu i ludzkich historii: mamy więc opowieści made in Asia, ale też te o amerykańskim wielkim jabłku, o oceanii czy Frankfurcie. Jakie „krańce świata” zwiedzamy wraz z lekturą?
Kolejne rozdziały, ale i punkty na mapie to: Azerbejdżan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Indie, Malezja, Singapur, Mauritius, Tasmania, Nowa Zelandia, Tahiti, Teksas, Nowy Jork, Madera i Franfurt. Autor wiedzie nas przez meandry dziejów każdego odwiedzanego kraju i odsłania przed nami kolejne karty historii. Nie jest to jednak, parafrazując Baudelaire’a, „wędrówka, by wędrować”. Razem z nim udajemy się na wykład przewodnika w Iczeri-Szeher i trzymamy kciuki, by na wjeździe i wyjeździe do Baku hasło „wizyta u Ambasadora” pozwoliły bezproblemowo przejść przez bramki kontrolne. Zachwycamy się przepychem Burdż Chaifa i całego Dubaju, na szczęście przez krytyczny pryzmat z aferą BCCI (Międzynarodowego Banku Kredytowo-Handlowego) w tle. Dowiemy się także dlaczego Hindusi nie interesują się Europą i poznamy surowe zasady sikhów i słowa narodowej pieśni w Indiach. Wraz z Normanem Daviesem spróbujemy zrozumieć mowę Manglish II oraz poznamy historię odległych „Wysp Morza Południowego” – jak o Archipelagach Malajskich mawiał I-Tsing. Zwiedzimy miasto-państwo, jak określa się Singapur. Po lekturze części dotyczącej Mauritiusu będziemy gdybać czy siedemnastowieczny podróżnik Abel Tasman spotkał na swojej drodze nielota dodo i podążać śladami „Krainy Liliputów” przemierzając krainę zniknięć – Tasmanię. Odkryjemy (na nowo lub ponownie) istnienie pięknego Wellington i poznamy nowozelandzką ceremonię powitania „powhiri” – prawdopodobnie osoby niezainteresowane drugą stroną globu z ciekawością nadrobią zaległości z „Kiwilandu”. Zwiedzimy także Polinezję i Tahiti (czy tylko ja nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca?), a to wszystko jedyną istniejącą tam drogą, biegnącą po obwodzie wyspy. Z Oceanii podróż wiedzie nas do najbardziej południowego stanu USA – Teksasu. Poznamy kulisy bogato prosperujących rancz – historie obkupione krwią niewolników. Znajdziemy się także w nowojorskim Central Parku i oczami wyobraźni zwiedzimy Manhattan. Zza oceanu przez Atlantyk wrócimy na stary kontynent do morskiej perły Madery, by zakończyć wyprawę rozmyślaniami o kanonie historycznym we Frankfurcie.
Powiedzieć, że to dobra książka, to jakby nie powiedzieć nic. „Na krańcach świata” jest wybitnym tytułem nie tylko z uwagi na rzetelność opracowania historycznego rysu poszczególnych państw, także z perspektywy kulturoznawczej. Mało jest tomów, które w ciekawej formie (niby na kanwie pamiętnika z podróży) w sposób organiczny badają kultury i przedstawiają ich historię, jednocześnie tak bardzo angażując zainteresowanie czytelnika. Dla bibliofila będzie to z pewnością wolumen, do którego chętnie wróci. Jestem przekonana też, że każdego, kogo objętość przeszło ośmiuset stron nie przerazi, ta książka zachwyci. Jej ogromna wartość to wielowątkowość narracji: począwszy od wątków historycznych, przez niełatwe dzieje rodu Daviesów oraz sympatię autora do piłkarskiego klubu Cracovia. Tom jest solidnie oprawiony i zawiera fotografie Autora i materiały wizualne, które stanowią dodatkowe, zróżnicowane źródło. Za kolejnymi rozdziałami kryją się niesamowici mieszkańcy i ich historie – tak bardzo warte odkrycia.
Dziś uderza mnie fakt, iż rzekomi specjaliści, którzy układają listy swoich dziesięciu czy dwudziestu „najlepszych przewodników turystycznych wszech czasów”, niemal zawsze ignorują to, co moim zdaniem jest dla tego gatunku najważniejsze.
Nazwany przez Prezydenta Komorowskiego „niezwykłym Polakiem”, Norman Davies wcale polskich korzeni nie ma. To tutaj jednak zauroczyła go Maria Korzeniewicz i zainteresowała nasza kultura, która stała się tematem późniejszych książek (m.in. : „Boże igrzysko. Historia Polski” czy „Orzeł biały, czerwona gwiazda”). Te „niezwykłe zasługi dla upowszechnienia polskiej i europejskiej historii, w tym uwarunkowań naszej polityki zagranicznej dawniej i współcześnie” zostały docenione kraju nad Wisłą i profesor Davies od 2014 roku posiada także polskie obywatelstwo. Pozostaje być dumnym z takiego krajana i… nadrobić książkowe zaległości książkowe autora!
Autor recenzji: Małgorzata Świerad
Autor: Norman Davies
Tytuł: “Na krańce świata. Podróż historyka przez historię”
Premiera: 2017 r.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak