Jak przetrwać zimowy spleen, z beznadziejną deszczową aurą i zachmurzonym niebem? Niektórzy mówią, że „klin warto wybić klinem”. Posłuchałam i w pierwszy weekend lutego wybrałam się na „Hamleta” – własnie po to, by w jego nieszczęściu i przygnębieniu znaleźć ukojenie. Muszę przyznać, że wychodząc po czterech godzinach z Teatru STU, wyniosłam nie tylko refleksję (co jest raczej typowe dla utworu Wiliama Szekspira), ale przede wszystkim totalny zachwyt nad pracą twórców spektaklu, którzy stworzyli na scenie idealny, niepowtarzalny klimat.
Pierwszy zachwyt to scenografia. Pomimo faktu, że swoją premierę „Hamlet” Krzysztofa Jasińskiego miał osiemnaście lat temu, inscenizacja nie sprawia wrażenia przestarzałej. To w dużej mierze dzięki minimalizmowi – podstawowym mechanizmem była platforma umieszczona nad basenem z dziesięcioma metrami sześciennymi wody. Istotna była naprzemienność, akcja rozgrywała się na lądzie lub w wodzie. Proces podnoszenia i opuszczania sceny niczym mostu zwodzonego dodawał inscenizacji dramaturgii. Wspaniale zastosowano także efekty świetlne, dźwięki burzy z piorunami i deszczu, zapierającej dech mgły. Scena, w której Hamlet rozmawia z niewidocznym Duchem, brodząc w wodzie podczas ulewy, to wspaniałe widowisko – szaleństwo głównej postaci zostało spotęgowane przez donośny głos i dźwięki imitujące nawałnicę. Poza tym ważnym elementem spektaklu była cisza, która równoważyła dramatyczne efekty specjalne. Ciekawym rekwizytem okazały się być wytresowane szczury, które były swoistym symbolem i sądząc po minach, zyskały sympatię części publiczności. Pisząc o scenografii, nie sposób nie wspomnieć o kostiumach w stylu epoki – klasyka obroniła się sama.
Kolejny zachwyt to gra aktorska. Wyrazista, powściągliwa. Szczególnie przypadła mi do gustu gra Doroty Kuduk – jako Ofelia prosta w formie, lecz o bogatym wnętrzu. Wszystkie męskie kreacje były, według mnie, doskonałe. Krzysztof Kwiatkowski w roli Hamleta otrzymał zasłużone gromkie brawa, ale to Radosław Krzyżowski jako Klaudiusz podbił Scenę STU siłą charakteru i postaci. Młodzi aktorzy odświeżyli spektakl, a starsi utrzymali jego szlachetność. Oprócz powagi nie brakowało humoru, w kontraście do mroku zastosowano efekty świetlne, rozpaczy towarzyszył śmiech – czasem szczery, czasem szaleńczy.
Klasyka jest często tym, czego potrzebują widzowie współczesnego teatru. Kolejnym wyzwaniem jest stworzenie dla nich odpowiedniego klimatu, wzbudzenie zachwytu na każdej płaszczyźnie. Dla takich spektakli jak „Hamlet” na Scenie STU naprawdę warto wyjść z domu w zimowy wieczór.
Autorka recenzji: Emilia Kwapniewska
Teatr: Teatr Scena STU
Tytuł: „Hamlet” Williama Szekspira
Tłumaczenie: Stanisław Barańczak
Reżyseria: Krzysztof Jasiński
Scenografia: Maciej Rybicki
Kostiumy: Jagna Janicka, Anna Czyż
Muzyka: Janusz Grzywacz
Obsada:
Hamlet – Krzysztof Kwiatkowski
Gertruda – Maja Barełkowska
Klaudiusz – Radosław Krzyżowski
Horacy – Dariusz Starczewski
Poloniusz – Andrzej Róg
Ofelia – Dorota Kuduk
Laertes – Michał Meyer
Rosenkrantz – Marcin Zacharzewski
Gildenstern – Rafał Szumera
Stary Aktor – Andrzej Kozak
Aktor Młody – Grzegorz Suski
Aktorka – Agata Myśliwiec – Grząślewicz
Grabarz – Franciszek Muła
Grabarz – Włodzimierz Jasiński
fot.: scenastu.pl
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru Scena STU