Wyblakłe gazety i zniszczone kafelki na ścianie sali teatralnej przywodzą na myśl klimat starego dworca. Podobnie jak rozwieszone wokół plakaty, przedstawiające bohaterów spektaklu. Sfatygowany materac oraz brudne prześcieradło sprawiają wrażenie intensywnie użytkowanych od kilku pokoleń. W kącie nietypowa kompozycja: muszla klozetowa, światełka choinkowe, przeźroczysta folia. Squat z prawdziwego zdarzenia. Porozrzucane po podłodze kawałki „sreberka” nie pozostawiają wątpliwości, że ktoś tutaj lubi ostro przyćpać.
Inspiracją do stworzenia spektaklu dla reżysera Sebastiana Oberca stał się światowy bestseller „My, dzieci z dworca Zoo”. Zbiór wspomnień niemieckiej narkomanki Christiane Felscherinow spisało dwóch dziennikarzy „Sterna” – Kai Hermann oraz Horst Rieck. Opowieść o grupie nastolatków dorastających w Berlinie Zachodnim w latach 70. XX wieku po dzień dzisiejszy nie straciła, niestety, na aktualności. Po latach od pierwszego wydania ciągle cieszy się sporą popularnością, zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych, choć poruszana w niej problematyka od dawna nie stanowi tematu tabu.
Teatralni rodzice (czyt. twórcy) „Dzieci” wykorzystują miejsca oraz postaci z książki, ale nie odwzorowują idealnie wszystkich wydarzeń. Zaczyna się beztrosko: wnętrze dyskoteki Sound, ostre niemieckie techno w głośnikach, gra iluminujących świateł, spadające z sufitu bańki mydlane, wszechobecna chuć i oni – „heroinowa rodzinka”. Małolaty, którym diler wmówił, że rozwiązaniem wszystkich problemów będzie mała tabletka, niewinny blant albo szybkie ukłucie. Żyją z dnia na dzień, wspierają się nawzajem, dzielą każdą zdobytą działką i wspólnie sprzeciwiają ogarniającemu świat konsumpcjonizmowi. Piękni i młodzi. Gdyby tylko się nie pogubili, mogliby mieć wszystko.
Dopóki starcza im pieniędzy i narkotyków, czują się razem jak w niebie. Potem przychodzi zejście, a codzienna egzystencja powoli staje się piekłem. Marzenia o wspólnej przyszłości i cudownej miłości, które jeszcze niedawno były na wyciągnięcie ręki, stają się niemożliwe do spełnienia. Dobra zabawa zamienia się w obłęd. Przemoc rodzi przemoc. By zarobić na upragnioną działkę, trzeba umieć dobrze sprzedać się na mieście. Najlepiej gejowi albo pedofilowi. Nieuchronnie do świata tytułowych „Dzieci” zaczyna wkradać się śmierć. Znikąd ratunku…
Owacje na stojąco należą się całej ekipie aktorów, bez najmniejszego wyjątku. Jednak drobne dysproporcje w poziomie gry, pozwalają szczególne wyróżnić dwójkę z nich. Najmocniej poruszająca jest Ewelina Walczak, wcielająca się w główną bohaterkę – Christiane. Potrafi odtworzyć cały wachlarz uczuć, nie tylko spojrzeniem, mimiką, gestem czy ruchem, ale przede wszystkim sercem. Wyjątkową sprawnością ruchową, wspieraną demoniczno-kiczowatym imagem, wykazuje się Mikołaj Śmierzchalski. Nawet będąc chwilowo wyłącznie nieruchomą częścią tła, przyciąga ukradkowe spojrzenia widzów, skutecznie odwracając uwagę od wydarzeń na pierwszym planie i wzbudzając wewnętrzny niepokój. Dzięki umiejętnościom wokalnym całej grupy, na scenie pojawiają się liczne wstawki muzyczne. To właśnie partie śpiewane – głośno, wyraźnie i dramatycznie wyartykułowane – najgłębiej zapadają w pamięć. Zwłaszcza te, które wykonują Alina Szczegielniak oraz Paulina Michta.
Jaki musi być spektakl, by określić go mianem fantastycznego bądź rewelacyjnego? Przede wszystkim wbijający w fotel, przepełniony emocjami, trzymający w napięciu i na wskroś autentyczny. Takie właśnie są „Dzieci”. Kiedy na samym początku cała „ekipa z Zoo” bawi się w Soundzie, publiczność czuje się jak na dobrej imprezie i można przypuszczać, że spora jej część ma ochotę do nich dołączyć. Ich wielkie zbiorowe, wykrzyczane do tłumu „Fuck!”, budzi w adresatach wyczuwalny, wewnętrzny, młodzieńczy bunt. Z kolei gdy urocza Babsy w przykrótkiej sukience pozuje przed obiektywem fotografa-pedofila, niejedna osoba może poczuć się jak mała, bezbronna dziewczynka. Natomiast podczas sesji terapeutycznej Stelli, wszyscy obecni, wspólnie z dziewczyną, bezwiednie dotykają wzrokiem przywoływanych przez lekarza przedmiotów.
„Dzieci z dworca Zoo” to mocne, trzygodzinne widowisko. Porażające i przerażające zarazem. Z gatunku tych, które zaraz po zakończeniu chciałoby się z pewnych względów wyrzucić z pamięci, ale jednocześnie obejrzeć ponownie. W czasie tych stu osiemdziesięciu minut zaledwie jedna scena jest odrobinę przeciągnięta – a to ogromny sukces twórców. Specyficzny charakter wnętrza Teatru Barakah (kto był, ten wie, kto nie wie, niech się koniecznie wybierze) sprawia, że spektakl jest jeszcze bardziej realistyczny. Jeśli chcesz naprawdę mocnych wrażeń – pójdź na niego sam. Jeśli jesteś rodzicem, opiekunem, pedagogiem, wychowawcą – zabierz swoich podopiecznych. Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku, teatralne studium narkomanii stanowi gwarancję doskonałej terapii profilaktycznej.
P.S. Przyjemna informacja dla naszych czytelników, fanów, sympatyków, zwolenników etc.: na hasło „KULTURAtka” czeka na wszystkich 10% zniżki – zarówno w kasie biletowej Teatru Barakah, jak i przy barze klimatycznego ArtCafe. (Uwaga! Promocja nie obejmuje „Rewii…”, „Dzieci…” oraz premier). Udanych seansów!
Autor recenzji: Wioleta Nowak
Teatr: Teatr Barakah
Tytuł: Dzieci z dworca Zoo
Reżyseria: Sebastian Oberc
Scenografia/aranżacja przestrzeni: Sebastian Oberc
Obsada: Paulina Michta, Paulina Napora, Ana Nowicka, Alina Szczegielniak, Ewelina Walczak, Roman Gancarczyk, Dawid Ogrodnik/Krzysztof Zarzecki/Maciej Charyton, Marcel Parysek, Dominik Stroka, Mikołaj Śmierzchalski, Damian Wierzbicki
Kostiumy: Monika Kufel
Muzyka: Adrian Konarski
Data premiery: 11. 11. 2017
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Teatru Barakah