Czy na reklamach idziesz zrobić coś do jedzenia, zadzwonić, napić się herbaty, do toalety, na papierosa, czy na jakąkolwiek inną przerwę od telewizora? Czy jak słyszysz w radiu kolejny tekst o tym, jakiego mikroelementu albo suplementu diety zapewne Ci brakuje, to nerwowo szukasz przełącznika żeby tego nie słyszeć? Albo jak w porze obiadowej bombardują cię nietrzymaniem moczu i lekami na upławy, to odechciewa Ci się posiłku?
Nie przejmuj się – mam to samo. Niestety nasi spece od reklamy w wielu przypadkach odstają od najwyższych światowych standardów. Ale nie możemy też generalizować – jest gro cudownych twórców w naszym kraju, którzy rok rocznie zdobywają wszystkie najważniejsze branżowe statuetki.
Mając to na uwadze i wiedząc jak wygląda Noc Reklamożerców z poprzednich edycji, i tym razem postanowiłam spędzić te parę godzin z freakami, którzy zawodowo mamią ludzi. Warto wspomnieć, że to już 37. światowa edycja i 26. polska, a tematem przewodnim była Universal Love. Sam temat nie do końca do mnie przemawiał – byłam pewna, że wszędzie będą się przewijały serca, świecidełka, kupidyn lub zbyt piękni i przesłodzeni ludzie. Ku mojej uciesze okazało się jednak, że każdy z półtoragodzinnych setów tylko w około 30% poświęcony był głównemu motywowi. Poza tym podejście do samej miłości było jednak dużo szersze, a reklamy w bloku tematycznym dobrane doskonale – niektóre z mądrym przesłaniem, inne wzruszające, kolejne bawiące do rozpuku.
Z roku na rok obserwuję, że komisja dokonująca selekcji reklam, dwoi się i troi, aby utrzymać poziom albo nawet lekko podnieść poprzeczkę z poprzedniego sezonu. I tu nachodzi mnie kolejna refleksja – jak to możliwe, że mamy wciąż tak dużo słabych spotów, gdy możemy uczyć się od najlepszych? Czy jest to problem z twórcami, czy z klientami, którzy boją się postawić na innowacyjne podejście do produktu? Za pewne wina leży gdzieś po środku i w slangu korporacyjnym powiedziałabym, że jest tu „room for improvement”.
Skłamałabym jednakże pisząc, że jest to feeria najpiękniejszych i najzabawniejszych reklam, które można zobaczyć. Zawiedzie się też ten, kto myśli, że idzie na seans „zakazanych reklam”. Nie, jest to przekrój reklam z całego świata i gwarantuje, że nie wszystkie do nas przemawiają tak samo. Tym razem dużo było afrykańskich i azjatyckich klipów, które swoją estetyką zupełnie odstawały od naszych wyobrażeń na temat reklamy. W niektórych momentach miałam już przesyt tych rytmów, szczególnie biorąc pod uwagę zbyt przesadne nagłośnienie sali.
W rękawie mam jeszcze jednego asa – za każdym razem na Nocy Reklamożerców czuję się tak, jakbym zasiadała w loży szyderców. Tu każdy może swobodnie wyrazić co sądzi o kolejnej reklamie. Jednym ze sposobów jest gwizdanie przez trąbkę (na znak aprobaty), taką jak dostaniemy na każdym kinder balu. Innym po prostu gromkie salwy śmiechu lub buczenie z dezaprobatą. Dozwolone też jest komentowanie na głos. Pomyślcie sami – na jakim jeszcze spektaklu można sobie aż na tyle pozwolić.
Czy za rok znów wybiorę się na ten event? Oczywiście, że tak. I zachęcam Was do tego samego!
Noc Reklamożerców
data: 13.04. 2o18
miejsce: Kino Kijów