Zapomnijmy o greckiej prozie, która przyzwyczajała nas do poetyckich opisów krajobrazu i wprowadzała w nastrój refleksji. Wydana niedawno przez Książkowe Klimaty powieść Makisa Tsitasa łamie czytelnicze stereotypy, jakby na siłę chcąc nas przekonać, że Grecja to nie tylko smakujący każdą chwilę życia Zorba.
Główny bohater „Bóg mi świadkiem” to wręcz jego przeciwieństwo. Zamiast tańczyć i cieszyć się słońcem, przyjmując z otwartymi ramionami to, co przyniesie mu los, uracza nas przydługim wywodem o swoich życiowych porażkach i wynikających z nich frustracjach. Jak się okazuje, nie tylko Polacy potrafią narzekać. Chrisowalandis skończył pięćdziesiąt lat, stracił pracę, jest otyły, nie wyszło mu w relacjach z kobietami, a jego ukochana siostra choruje. Chce na nowo zbliżyć się do Boga, jednak z każdą kolejną przeczytaną stroną wydaje się, że za deklaracjami pobożności i częstymi wizytami w świętych miejscach nie stoi jego głębsza duchowa przemiana. Cytowanie zdań z Pisma Świętego skontrastowane chociażby z często wulgarnymi opisami wizyt bohatera u prostytutek wywołuje wrażenie zupełnego chaosu i wytrąca z równowagi czytelnika, któremu trudno nadążyć za zmieniającymi się humorami głównej postaci (będącej zarazem narratorem) książki.
Niełatwo jest polubić Chrisowalandisa, utyskującego na przykład na brak bliskich relacji z innymi, a jednocześnie przyznającego, że odsunął wielu ludzi od siebie, bo zorientował się, że po prostu „nie mieli nic do zaoferowania”. Pragnącego się ożenić i ustatkować, lecz nieustannie podejrzewającego kobiety o to, że chcą go wykorzystać. Wiele z problemów bohatera mogłoby rozczulać i wywołać w czytelniku współczucie (można zrozumieć ból wywołany niepowodzeniami zawodowymi i samotnością), jednak jego brak aktywności i skłonność do użalania się nad sobą oraz analizowania wszystkiego przy jednoczesnej pewności siebie i braku pogłębionej autorefleksji (troszkę jakby szukał winy wszędzie poza sobą) pozostawiają niedosyt i mogą irytować.
Pytanie jednak, czy tak przypadkiem nie miało być. Czy nie po to Makis Tsitas napisał ten długi monolog Chrisowalandisa, byśmy poirytowani i źli na głównego bohatera, który swoją opowieść podaje w poszatkowanej, niechronologicznej formie, poświęcili jego historii trochę więcej czasu i spróbowali z tego ciągu skojarzeń niczym psychoanalitycy wydobyć więcej niż czystą złość na świat za niepowodzenie w życiu. Albo byśmy po prostu zderzyli się z perspektywą zupełnie odbiegającą od obrazu ze słońcem i plażą, który przychodzi nam do głowy, gdy myślimy o naszych wielkich greckich wakacjach.
Na pewno „Bóg mi świadkiem” przemyca ciekawe socjologiczne obserwacje o współczesnej Grecji i jej mieszkańcach. Na pewno też przy okazji pretenduje do bycia uniwersalną opowieścią o nowoczesnym człowieku niemogącym odnaleźć swojego miejsca w świecie. Nie przekonuje mnie tak surowa ocena tego świata, jednak bez wątpienia cenne jest spotkanie z oryginalnym, nieco niezrozumiałym bohaterem, który po prostu ma inne podejście do życia. Nie dla każdego przecież świat musi być miejscem zasługującym na iluzoryczne oprawianie go w poetycki język.
Autor: Makis Tsitas
Tytuł: „Bóg mi świadkiem”
Premiera: 5 marca 2018 r.
Tłumaczenie: Michał Bzinkowski
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Seria: Greckie Klimaty, Seria z winnicą
Książka przeczytana dzięki uprzejmości Wydawnictwa Książkowe Klimaty