Ostra jak kimchi czy słodka niczym liczi? Jaka jest naprawdę Magda Grabowska-Wacławek, szerszej publiczności znana pod pseudonimem Bovska, mieli okazję przekonać się jej fani 18. 10. w krakowskich Fortach Kleparz. Koncert był drugim z dwunastu przystanków trwającej właśnie trasy, promującej trzeci album artystki zatytułowany „Kęsy”. Płyta została wydana dosłownie przed chwilą, a konkretnie 05.10. Organizacji ogólnopolskiego tournée podjęła się agencja muzyczna Follow The Step.
Zanim jednak przejdę do relacji z występu gwiazdy wieczoru, na samym wstępie muszę w kilku zdaniach wspomnieć o genialnym supporcie, czyli zespole PARA. To dwójka młodych artystów, od których wprost bije optymizm, radość i świeżość – nie tylko za sprawą charakterystycznego, jaskrawożółtego koloru strojów. Istnieją na rynku od lutego 2018 roku. Głosem duetu (rewelacyjnie brzmiącym, z delikatną chrypką) jest przeurocza Aleksandra Jabłońska, zaś za produkcję muzyki odpowiada Jakub Cybula. Trzymam za nich kciuki i życzę wygranej w 5. edycji Festiwalu Supportów, a wszystkim polecam zarówno „Słoiki”, jak i „9liter”.
Część właściwa rozpoczęła się nieco po 20:00, kiedy to na scenie pojawiła się wyczekiwana Bovska w towarzystwie perkusisty, klawiszowca oraz imponujących rozmiarów syntezatora Roland JD-XA. Połączenie tych instrumentów to gotowy przepis na rytmiczne melodie – czasem lekkie i taneczne, niekiedy nastrojowe i ekspresyjne (tak, to połączenie jest możliwe), innym razem mocne i elektryzujące. Ze wszystkich utworów pochodzących z ostatniej płyty, publiczność najgoręcej przyjęła trzy single: „Kimchi”, „Kęsy” oraz „XYZ”. Priorytetowa(sic!) okazała się także piosenka „Na niby”, promująca jedną z zeszłorocznych polskich komedii romantycznych. Oczywiście zwieńczeniem koncertu był „Kaktus”, który przyniósł Bovskiej popularność i po dzień dzisiejszy uznawany jest niepodważalnie za jej największy przebój.
Poza przyjemną barwą głosu, świetną dykcją i wysmakowaną muzyką, w ucho wpadały kapitalne teksty autorstwa samej piosenkarki. O tym, że podobają się nie tylko mnie, świadczy najlepiej ilość fanów znających je na pamięć i odśpiewujących razem z artystką. Ponadto gra kolorowych świateł (przyjemnie wibrujących), nieszablonowy gatunek muzyki (połączenie bardziej ambitnego popu z elektroniką) oraz nietuzinkowa kreacja wokalistki (wcale nie chodzi „o kaktusa i paproci kwiat”) idealnie wpisały się w styl nowoczesnego, surowego, a jednocześnie klimatycznego wnętrza Fortów Kleparz. Jeśli do tego dodać niesamowitą energię, która emanowała ze sceny, koncert należy uznać za naprawdę udany, a krążek „Kęsy” zaliczyć do grona łakomych kąsków na rynku.
Wracam do postawionego na wstępie pytania, czyli: jak Bovska smakuje na żywo? Kiedy z ogromną przebojowością oraz pewnością siebie śpiewa, gra i tańczy, bliżej jej do ostrej kimchi. Na pierwszy rzut oka widać, że występy live to zdecydowanie jej żywioł. Choć jest stosunkowo młodą artystką (debiutancki album ukazał się w 2016 roku), doskonale wie, jak należycie obchodzić się ze sceną oraz zgromadzoną widownią. Natomiast w przerwach między piosenkami, kiedy zwraca się do publiczności, wychodzi z niej skromna, życzliwa i – mam wrażenie – dosyć nieśmiała dziewczyna. Zdecydowanie słodka niczym liczi. I mnie to kontrastowe połączenie przekonuje. Brawo Bovska!
Autor recenzji: Wiola Nowak
Zespół: Bovska
Miejsce: Forty Kleparz
Data: 18.10.2018