Ta książka jest jak twój wujek programista: nie zawsze będziesz się z nim zgadzać i nie zawsze będziesz mógł na niego patrzeć.
Ale kiedy w końcu ogarniesz go wzrokiem z perspektywy lat, doświadczenia i rozsądku, wtedy przyznasz, że sporo mu zawdzięczasz. Najbardziej punkt odniesienia.
Tym bardziej, że sam Robert C. Martin– nazywany także przez fanów wujkiem Bobem– takiego punktu odniesienia nie miał. Kiedy dorastał, stereotyp informatyka dopiero zaczynał pojawiać się w kulturze: ukryty przed światem za grubymi szkłami, wpatrzony w ekran monitora, odrzucający emocje kujon.
Bardziej maszyna do klepania kodu niż człowiek.
Pogląd tyle dehumanizujący, co błędny. „Mistrz czystego kodu” podchodzi do tego sposobu myślenia z porządnym dystansem. Autor wielokrotnie przyznaje, że duża część jego problemów z programowaniem brała się z problemów z samym sobą; często podkreśla, że kod tworzony w stanie przepracowania nie jest kodem dobrym; a w podawanych fragmentach dialogu daje się wypowiadać także programistkom.
Drobiazgi. Ale takie ważne drobiazgi.
Zresztą, w przeciwieństwie do „Czystego kodu”, „Mistrz..” wyraźnie nie zwraca uwagi na sam akt tworzenia oprogramowania. Ty razem gra toczy się o coś znacznie większego, a przy tym mniej zdefiniowanego: mistrzostwo. Jak z początkującego zmienić się w profesjonalistę, który nie tylko umie programować, ale także wyraźnie wie, jak rozwijać swoje umiejętności oraz wykorzystywać je do współpracy z innymi ludźmi (której w informatyce jest nadal zaskakująco dużo).
Podane w tej książce rady nie należą do tych najmniej intuicyjnych. Dobrze jest jednak poznać fundamenty, zanim dołoży się własną cegiełkę. I dobrze jest mieć na podorędziu takiego wujka, kiedy próbuje się dorosnąć.
Za książkę dziękuję wydawnictwu Helion.
Karolina Bogacka
Książka dostępna jest w formie ebooka pod LINKIEM.