Włącz telewizor w ostatkowy weekend, a zobaczysz filmy z wypełnionego tańcem, muzyką, radością oraz kolorem Sambodromu – stadionu będącego mekką imprezowiczów pragnących świętować zakończenie karnawału podczas najbardziej spektakularnego festiwalu na świecie. Otwórz katalog bądź witrynę internetową dowolnego biura podróży, wyszukaj wycieczkę do Rio de Janeiro, a twoim oczom ukaże się skąpana w słońcu Copacabana z szeregiem luksusowych wieżowców w tle, malowniczo położoną Głową Cukru czy pomnikiem Chrystusa Odkupiciela wieńczącym szczyt góry Corcovado. Zapoznaj się z najnowszą publikacją Łukasza Czeszumskiego, a otrzymasz szokujący, lecz prawdziwy obraz najchętniej odwiedzanej przez turystów brazylijskiej metropolii.
Większością faweli rządzi frakcja
„Cidade Maravilhosa” – „miasto cudów”. To tutaj nieziemskie widoki skrywają współistnienie totalnych kontrastów. Zwłaszcza na terenie wyjątkowo zapalnych punktów, jakie stanowią osławione fawele. Łukasz Czeszumski opisuje je z pieczołowitą starannością, rzucając różnorakie spojrzenia na majaczące blaski oraz wyraziste cienie ludzkiej egzystencji na tych obszarach. Czytelnik ma szansę poznać je z perspektywy trafikanta, policjanta, milicjanta, rdzennych mieszkańców oraz ludności napływowej (ku mojemu zaskoczeniu pojawiają się nawet polskie akcenty). Wszystko dzięki znajomościom autora z „miejscowymi fixerami”. Emocjonalne rozmowy to zwykle historie, których świat boi się bądź nie chce usłyszeć. Rozgrywające się w brutalnej rzeczywistości, rządzonej przez korupcję i konsumpcję. Gdzie nawet dobrzy ludzie robią złe rzeczy, zwykli mieszkańcy bronią bandytów, a pomiędzy śmiertelnymi strzelaninami toczy się względnie normalne życie. (Niektórzy już tak bardzo przywykli do częstych wymian ognia, że bardziej niż odgłos świszczącej kuli przeraża ich wizja spóźnienia na autobus do pracy.)
W pozornym chaosie obowiązuje twarde, jasne i klarowne prawo. Ustanawiają je członkowie frakcji, czyli organizacji przestępczej zajmującej się najbardziej intratnym biznesem w rejonie – handlem narkotykami. Najważniejsze z nich to: Czerwone Komando, ADA oraz Trzecie Komando. Nad sprawnym działaniem całego „systemu polityczno-społecznego” danej faweli czuwa don. Głowa organizacji w praktyce decyduje o wszystkich aspektach jej działania. Stanowisko z reguły obsadzane jest nieprzypadkowo, a bogate życiorysy najbardziej wpływowych władców danego obszaru bywają naprawdę imponujące. Praca dla frakcji kusi zarówno bezdomnych bez perspektyw czy ubogie sieroty, jak i tych, którzy mieli zapewniony dobry start w przyszłość. Choć wielu z jej członków umiera w bardzo młodym wieku, przynależność do „kryminalnej rodziny” (paradoksalnie) daje im poczucie bezpieczeństwa oraz względnej stabilizacji. Posiadają broń, mogą niemal bezkarnie użyć jej w każdej chwili, są więc panami życia i śmierci.
Policja, milicja, władza
Rio de Janeiro to idealny przykład całkowitej porażki systemu politycznego państwa. Jej ofiarami są rzecz jasna obywatele. Ogólnokrajowy system narkotykowy zbudowany na zasadach franczyzy daje o wiele lepsze perspektywy niż oferty na lokalnym rynku pracy. Różnice klasowe powodują odwieczną walkę między bogatszym „światem asfaltu”, a biedniejszym światem faweli. Niekończąca się gonitwa za pieniądzem oraz powszechna tolerancja dla wszechobecnej korupcji sprawia, że działania organów, które powinny wpływać na bezpieczeństwo obywateli w rzeczywistości tylko zaogniają całą sytuację. O ile dumę Brazylii może stanowić BOPE (najskuteczniejsza jednostka wojskowa Ameryki Łacińskiej, dzięki Łukaszowi Czeszumskiemu czytelnik ma okazję poznać tajniki kompletowania jej składu czy ogólne metody działania), o tyle prawdziwą zmorą ludności Rio jest… policja. Zamiast stać na straży prawa, funkcjonariusze sami je łamią, mordują przypadkowych mieszkańców, odsprzedają skonfiskowane narkotyki oraz broń gangom, zgadzają się na przemyt towarów do więzień. W oczach biedniejszej części społeczeństwa, ich głównym zadaniem jest ochrona bogatych. Powoduje to wzrost napięcia po obydwu stronach barykady. W efekcie z roku na rok rośnie liczba strzelanin i egzekucji na policjantach. Obywatele obwiniają „stróżów prawa” o złe warunki do funkcjonowania, jakie stwarzają władze. O krzywdę wyrządzoną przyjaciołom bądź rodzinie. O własne problemy finansowe czy osobiste. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji, w których policjanci muszą ukrywać wykonywanie swojego zawodu, chodzenie po ulicy w mundurze to wydawanie na siebie wyroku, a chęć założenia konta w banku może spotkać się z odmową.
Nienawiść nasila się zwłaszcza po akcjach pacyfikacyjnych, polegających na brutalnej eksterminacji ludności faweli. „Oczyszczanie terenu” odbywa się głównie przed ważnymi wydarzeniami, na których skupiają się oczy całego regionu, a nawet świata. Stąd też organizację Igrzysk Olimpijskich 2016 czy Mundialu 2014 wielu żyjących na ulicy Brazylijczyków przypłaciło śmiercią z rąk funkcjonariuszy, skutecznie wspomaganych przez oddziały Szwadronów Śmierci. Jednak najbardziej znienawidzonymi przez mieszkańców Rio formacjami są milicje – oddziały składające się z policjantów oraz byłych policjantów, które formalnie kontrolują bezpieczeństwo w fawelach, nieoficjalnie zaś wymuszają na obywatelach płacenie sowitych haraczy. Mieszkańcy „dzielnic biedy” przyznają, że bardziej odpowiada im sprawiedliwe prawo bezwzględnej frakcji, bo jawni przestępcy są bardziej honorowi niż – powszechnie zwani okupantami – milicjanci.
„Emocje są tu zawsze najważniejsze, to one prowadzą człowieka przez życie.”
Łukasz Czeszumski zwraca szczególną uwagę na emocjonalną postawę typowych cariocas – wolą żyć krótko, ale intensywnie. Dla wielu z nich wciąż jeszcze, bardziej niż pieniądz, liczy się honor, prawdomówność, dobroć, miłość, szacunek, beztroska, radość, śpiew, taniec, muzyka… Są szczęśliwi, choć wielu nigdy nie stanęło pod słynnym pomnikiem Chrystusa, nie podziwiało panoramy miasta ze szczytu Głowy Cukru, nie wzięło udziału w karnawałowej paradzie na Sambodromie. To rozrywki zarezerwowane dla bogaczy. Choć paradoksalnie – w mieście, w którym w tygodniu rządzi marihuana, a w weekend sprzedawana na kilogramy kokaina – ci najzamożniejsi są zależni od „biednych” handlarzy, uzależnieni od ich towaru. Świat zdaje się być pogodzony z tym, że wojny z narkotykami nie da się wygrać. Będzie trwać tak długo aż znajdą się klienci. Igrzyska i Mundial miały przynieść spokój i dobrobyt, pozostawiły pogłębione problemy i kosmiczne zadłużenie. Zarobili przede wszystkim skorumpowani rządzący. Wobec braku pomysłu organizacji międzynarodowych na złagodzenie konfliktu w Rio de Janeiro, „Miasto gangów” powinno zostać przetłumaczone na wiele języków, podobnie jak inne tego typu publikacje. Być może ten i inne reportaże przemówiłyby do polityków skuteczniej niż suche raporty wysłanników ONZ?
„Miasto gangów”
Łukasz Czeszumski przyjechał opisać historię dwóch (niesłusznych) śmierci: młodego Jadsona zamordowanego przez stróżów prawa oraz doświadczonego policjanta zabitego przez bandytów. Jednak zamiast sportretować zaledwie dwie postaci, stworzył pełnowartościowy pejzaż całego miasta, które diametralnie zmieniło się na przestrzeni ostatnich lat. Ten dosadny obraz mógł powstać dzięki niezwykłej mocy ożywiania i uplastyczniania tekstu, jaką autor zaprezentował już w swoich poprzednich publikacjach. Sposób, w jaki Czeszumski opowiada świat, sprawia, że czytelnik przenosi się do literackiej rzeczywistości, stając się naocznym świadkiem przedstawianych wydarzeń. I jest to zjawisko w pewien sposób magiczne. Autor nikogo nie oskarża, przedstawia jedynie brudną rzeczywistość. Dbając o liczne detale, szczegółowo opisując postaci, miejsca, zabudowania, pojazdy, ulice, stroje… Choć znaczna część opowieści wbija w fotel, to nie brakuje także momentów pozytywnych. Krótkie charakterystyki „jasnej strony Rio” brzmią niczym baśń snuta beztrosko przez odkrywcę spragnionego pozytywnych przeżyć i gorącego słońca. Poszukiwaczy mocnych wrażeń oraz prawdziwych podróżników na pewno zachęcą do wizyty w Rio. Czy warto przeczytać „Miasto gangów”? Oczywiście, ale nie tylko dlatego, że zgłębiając tajniki życia mieszkańców, autor wielokrotnie ryzykował własne życie. To przede wszystkim zbiór opinii z pierwszej ręki, dogłębnych rozmów z ludźmi, którzy od lat żyją w tamtejszej rzeczywistości. Zaprezentowanych bez opowiadania się po żadnej ze stron, oskarżania silniejszych czy stawania w obronie słabszych.
Naprawdę dobry reportaż z miejsca uznawanego powszechnie za niebezpieczne powinno się czytać jak powieść sensacyjną. Musi trzymać w napięciu. Sprawiać, że adresatowi słów trudno uwierzyć w przedstawione wydarzenia. Nie pozwalać zasnąć aż do momentu przeczytania ostatniego zdania zakończenia. Wywoływać strach o los głównego bohatera (w tym wypadku: autora). A na koniec pozostawiać wrażenie, jakby się to miejsce rzeczywiście odwiedziło. Tak właśnie wygląda lektura „Miasta gangów”. Łukasz Czeszumski pisze o sobie*: „Dystansuję się od polityki i wszelkich ideologii. W twórczości staram się pokazywać osobiste historie ludzi na tle często dramatycznych wydarzeń i zwrotów historii”. Dzięki takiemu podejściu, czytelnik otrzymuje relację obiektywną, pełną autentycznych emocji. Poetycką, ale nie patetyczną. Z prostym, niewyszukanym, lecz jakże ważnym morałem: od zagubienia są w stanie uchronić człowieka jedynie dobroć, uczciwość oraz miłość.
*https://czeszumski.com/o-autorze
Autor recenzji: Wiola Nowak
Tytuł: „Miasto gangów. Ukryte światy Rio de Janeiro”
Autor: Łukasz Czeszumski
Wydawnictwo: CL Media
Data premiery: 2019
Źródło zdjęcia: www.czeszumski.com
Poniżej odnośniki do pozostałych publikacji dotyczących twórczości Łukasza Czeszumskiego.
1. Recenzja serii „Krew wojowników”.
http://www.kulturatka.pl/2018/02/11/powrocil-uciekinier-tym-razem-towarzyszy-mu-wplywowy-ksiaze-seria-krew-wojownikow-lukasza-czeszumskiego-recenzja/
2. Wywiad.
http://www.kulturatka.pl/2018/03/27/wystarczy-chciec-i-wziac-sie-do-roboty-bo-samo-nic-nie-przychodzi-wywiad-z-lukaszem-czeszumskim-autorem-krwi-wojownikow/