Nowa Huta – miasto w mieście. Zbudowane niemal od podstaw ciężką pracą i marzeniami ludzi, którzy tutaj widzieli szansę na lepszą przyszłość. I wiarą w socjalizm oraz państwo, które tą lepszą przyszłość obiecało. W czerwcu minęło 70-lat od momentu rozpoczęcia budowy idealnego miasta tuż obok Krakowa. Z tej okazji do księgarń trafiło nowe wydanie zbioru reportaży Renaty Radłowskiej „Nowohucka telenowela”.
Zawsze kiedy mam wybrać miejsce na niedzielny spacer, mówię: pojedźmy do Nowej Huty. Każda inna dzielnica Krakowa może pozazdrościć jej urbanistycznego ładu i stylu. Zbudowana według projektu harmonijnego miasta i miasta ogrodów: z Placem Centralny i odchodzącą od niego główną osią – Aleją Róż. Z jednej strony otoczona Zalewem Nowohuckim, z drugiej Łąkami Nowohuckimi. Samowystarczalna: ze sklepami, usługami, obiektami kultury, kawiarniami. Dziś niezmiennie stylowa Restauracja Stylowa z powodzeniem funkcjonuje obok ulokowanych naprzeciwko siebie oddziałów znanej sieci lodziarni. A czas, mam wrażenie, płynie tu nieco spokojniej niż gdzieś indziej. To dlatego z przyjemnością sięgnęłam po „Nowohucką telenowelę” i zaczytywałam się w historiach osób, które z Nową Hutą są związane.
Bohaterami reportaży nie są znane nazwiska dorastające w tej dzielnicy, ani osoby decyzyjne z czasów powstawania Nowej Huty. To zwykli ludzie, którzy Nową Hutę budowali swoimi rękami albo, których losy dawno temu splotły się z tą dzielnicą. Jest Zbyszek, który powiedział, że z Nowej Huty nigdy do Krakowa nie pojedzie, jest Talia, która zaczęła przepowiadać innym przyszłość, jest Zofia, która kolekcjonowała nekrologi, jest i Krystyna, która wymarzyła sobie synów dyrektorów.
Każdy ma tu swoją historię do opowiedzenia, każdy w swojej zwyczajności staje się niezwykły. I to nie Nowa Huta to sprawiła, ale umiejętność słuchania swoich rozmówców, którą posiada autorka książki. Renata Radłowska tym samym pokazuje, że te niesamowite historie wydarzają się tuż obok nas, tylko trzeba umieć otworzyć się na drugiego człowieka. Dlaczego nasz sąsiad mieszka właśnie tu? Jakie są jego marzenia? Jakie przyzwyczajenia? Co robi każdego dnia, co czyni go innego od pozostałych?
To, co łączy większość tekstów w „Nowohuckiej telenoweli” to marzenia. Marzenia, z którymi bohaterowie jako młodzi ludzie patrzyli w przyszłość, a także nostalgia, gdy patrząc w przeszłość i te marzenia rozliczają. To też książka o zmianie pokoleń, o zmianie sposobu myślenia i patrzenia na świat. O starości, która konfrontuje się z młodością i to z różnych perspektyw: starszych osób wspominających swoją młodość, ale też młodych ludzi, którzy zaczynają odkrywać historię swoich sąsiadów.
W „Nowohuckiej telenoweli” urzeka jeszcze jedna rzecz – szacunek autorki do bohaterów. Sprawy trudne, czasami kontrowersyjne, Renata Radłowska zawsze ubiera w takie słowa, by nie wyrządzić krzywdy rozmówcom. Nigdy nie ocenia ich decyzji, nie gloryfikuje, ani też nie krytykuje. Zaszczepia u czytelników uczucie sympatii do bohaterów, ale swoją osobista więź z rozmówcami przedstawia dopiero w dopiskach pod tekstami.
Mimo ustawienia soczewki na uniwersalne historie bohaterów, jest to też książka o Nowej Hucie. Z opowiadań wyłaniają się i historyczne fakty, i obietnice władz, którymi karmieni byli budowniczowie dzielnicy, i ciekawostki dotyczące powstawania tego miasta w mieście.
Jutro niedziela. Spacerując z lodami z Lodowej Huty w stronę Bulwar[t]u Sztuki inaczej spojrzę na te domy i jej mieszkańców.
Dagmara Marcinek
„Nowohucka telenowela”
Renata Radłowska
Wydawnictwo Czarne
premiera: maj 2019