W grudniu poprzedniego roku, podczas festiwalu „Boska Komedia” miała miejsce premiera „Anioły w Ameryce” w Teatrze Ludowym. To wielowymiarowa opowieść o amerykańskiej rzeczywistości lat 80 w obliczu ogromnych zmian, których ofiarami stali się bohaterowie przedstawiania. Na początku nowej dekady, warto przystanąć i rozważyć przesłanie tego spektaklu.
Po raz pierwszy spektakl „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera został wystawiony na Broadwayu w 1993. Od tamtego momentu jest jednym z najpopularniejszych dramatów poruszających tematykę homoseksualną. Po jego świetnej premierze na deskach teatralnych przeniósł się na ekrany telewizorów pod postacią miniserialu Mike’a Nicholsa z Alem Pacino i Meryl Streep, dzięki czemu zyskał globalną sławę. Spektakl wystawił również Krzysztof Warlikowski w Teatrze Rozmaitości w 2007. Inscenizacja spotkała się z dużym zainteresowaniem (szczególnie ze względu na to, że premiera nałożyła się na okres rządów prawicowego ugrupowania w Polsce) i od tej pory występuje w repertuarze tego teatru. Wyzwanie podjęła tym razem Małgorzata Bogajewska, która wyreżyserowała „Anioły” na scenie krakowskiego Teatru Ludowego.
W swojej oryginalnej formie spektakl „Anioły w Ameryce” jest wyjątkowo bogaty pod względem ilości poruszanych wątków. Dlatego tak wielu twórców z chęcią po niego sięga i adaptuje na swoje potrzeby. Główną osią przedstawienia jest historia nowojorskich gejów w połowie lat 80, kiedy w USA rządy sprawował ultraprawicowy Ronald Reagan. Wiodącym temat jest epidemia AIDS dotykającej społeczności homoseksualne oraz brak reakcji ze strony rządu na ową sytuację. Przedstawienie porusza również kwestię nowych i starych religii. Opowiada o empatii, egoizmie i miłości jednostki w sytuacji kryzysu. Nawiązuje do rodzicielstwa i odpowiedzialności za drugą osobę. Jakby tego było mało, pojawiają się anioły, które wracają na ziemię i wybierają jednego z bohaterów na swojego proroka, aby ten głosił ich przybycie. Nie dziwi więc fakt, że Broadwayowski spektakl trwał ponad 7 godzin. W przypadku Teatru Ludowego jest to około 4 godziny, które na pierwszy rzut oka mogą przytłoczyć. Niemniej jednak nie powinny sprawić widzowi większego trudu dzięki spójnej formule przedstawienia. Następujące po sobie sceny przypominają krótkie odcinki serialu z jasno zarysowaną fabułą. Każda z poszczególnych części przedstawienia ma coś do powiedzenia widzowi, w każdej zawarta jest krótka historia, którą przyjemnie się odkrywa.
Parę słów o samej fabule, która zachowała wiele elementów z pierwowzoru. Prior (Piotr Franasowicz doskonale sobie radzi w tej roli) ma AIDS, co powoduje, że jego spanikowany chłopak, Louis (Karol Polak) rezygnuje z relacji i go opuszcza. Tymczasem zagorzały prawicowiec Roy Cohn (z rozkoszą grany przez Piotra Pilitowskiego) stara się ukryć przed światem tę samą chorobę. Szczególnie przed swoim protegowanym mormońskim homoseksualnym prawnikiem o imieniu Joe (Wojciech Lato), który stara się pozostać wierny swojej żonie Harper (Anna Pijanowska) uzależnionej od Valium.
„Anioły w Ameryce” jest spektaklem efektownym pod wieloma względami. Spektakl zawdzięcza swoją atrakcyjność przede wszystkim scenografii oraz muzyce, która przenosi nas do Ameryki lat 80. Największe amerykańskie hity budują nastrój, który jest kluczowy w tym przedstawieniu. Istotne elementy scenografii oraz obecność aktorów objaśniają widzom w dość subtelny sposób w jakich miejscach dzieje się akcja. Niektóre ze scen nakładają się na siebie, co na początku może być mylące i rozpraszające, ale z czasem staje się atutem przedstawienia. Jest również odważnie. Nie bez przesady spektakl został oznaczony tylko dla dorosłych. Szczególnie na uwagę zasługuje scena walki Jakuba z aniołem.
Od samego początku widać konsekwencję w tym, co chce przekazać reżyserka. Wątki homoseksualne, epidemia AIDS, religie, polityka to wszystko schodzi na bok, a w samym środku jest człowiek, który stanowi sedno tych opowieści. Historie na pierwszy rzut oka wydają się być pretekstem, tłem, którego używa się, aby, pokazać, jak bohater radzi sobie w różnych, często skomplikowanych sytuacjach życiowych. W prostych scenach łapiących za serce możemy się przekonać o roli miłości i egoizmu w budowaniu relacji. Zobaczyć jak świadomość zbliżającej się śmierci wpływa na osobę i grono jej najbliższych. To spektakl dotyczący jednostek, pojedynczych ludzi, którym przyszło żyć w określonej rzeczywistości. W tym studium przypadku poruszamy się po zawiłych historiach, aby sięgnąć po sedno człowieczeństwa i odpowiedzieć na pytanie – kim jest człowiek.
Małgorzata Bogajewska wyreżyserowała spektakl o ludziach w pełnym znaczeniu tego słowa. „Anioł w Ameryce” to przystępny przewodnik po złożonej naturze ludzkiej i skomplikowanych relacjach pomiędzy bliskimi osobami. Zostawia nas z otwartym zakończeniem i zachęca do rozmowy. Rozmowy o kondycji człowieka, miłości i wiary w siebie.
Autor recenzji: Mateusz Banasik
Tytuł: Anioły w Ameryce
Twórcy:
przekład: Jacek Poniedziałek
reżyseria: Małgorzata Bogajewska
scenografia: Joanna Jaśko-Sroka
muzyka i aranżacje: Bartłomiej Woźniak
choreografia: Maćko Prusak
reżyseria światła: Dariusz Pawelec
przygotowanie wokalne: Jerzy Kluzowicz
konsultacje z zakresu kultury żydowskiej: Michał Pabian
asystent reżysera: Anna Pijanowska
inspicjent: Anita Wilczak-Leszczyńska
sufler: Martyna Rezner
MUZYCY:
Michał Braszak / Maksymilian Kowalski – kontrabas
Michał Peiker / Michał Balicki / Gertruda Szymańska – perkusja
Jan Kusek / Łukasz Mazur – instrumenty klawiszowe.
fot. Klaudia Schubert
Obsada: Piotr Pilitowski, Wojciech Lato, Anna Pijanowska, Karol Polak, Piotr Franasowicz, Beata Schimscheiner, Paweł Kumięga, Weronika Kowalska, Kajetan Wolniewicz, Jagoda Pietruszkówna.
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości: Teatr Ludowy.