Piątkowy wieczór tym razem nie zapowiadał się relaksująco. Wejście na salę Teatru Ludowego utwierdziło nas w tym przekonaniu. Głosy szeptające niezrozumiałe słowa jeszcze zanim kurtyna uniosła się w górę. Pierwsza scena bardzo krótka i równie mocna. A później imponująca gra aktorska, świetna oprawa muzyczna i skłaniające do przemyśleń sceny. Mimo poruszenia wielu kontrowersyjnych kwestii publiczność była zachwycona. Daliśmy sobie czas do przemyśleń, obserwując z naszych miejsc jak większość widzów podnosi się, by jeszcze mocniej wyrazić swój zachwyt w czasie oklasków. „Zmowa milczenia” w reżyserii Marcina Libera, przedstawiana na deskach Teatru Ludowego, bardzo mocno inspiruje się wydarzeniami przedstawionymi w „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Osoby dobrze znające książkę (lub serial, który na jej podstawie powstał i emitowany jest na stacji HBO, ze świetną rolą Elisabeth Moss) odnajdą w odegranych scenach wiele historii, które były podstawą powieści. Ponieważ znana nam była fabuła, potrafiliśmy się odnaleźć w dość chaotycznym następstwie scen i kumulacji bodźców płynących ze sceny. Drastyczne, brutalne, a zarazem często groteskowe i absurdalne wydarzenia nie do końca pozwalają zrozumieć świat, w którym rozgrywa się akcja. Czy to celowy zabieg ze strony reżysera, czy też nie, momentami może utrudniać zrozumienie ciągłości i logiki przedstawienia. Jednak przypuszczamy, że zabieg ten w zamyśle autora miał odciąć widza od chronologii i głównego wątku fabularnego, żeby pozwolić mu skupić się bezpośrednio na przekazie. Wszystkie wielkie tragedie ludzkości, których podstawą były działania jednostek, były silnie zakorzenione w braku komunikacji, zrozumienia oraz w nienawiści do odmienności, inności i do drugiego człowieka. Śledząc historię ludobójstw oraz powstawania totalitaryzmu często wydarzenia były opierane na idei, ponieważ to właśnie idee pchają ludzi na barykady albo wiążą im usta. W większym nawet stopniu, niż tak mało zrozumiane w społeczeństwie zasady ekonomii i zysku ludzi, którzy wysyłają ludzi na front. Jedną z najpopularniejszych idei ucieleśniających tak pojmowany cel były i są walki religijne, „w imię Boga”. Nie doszłoby może do tych wszystkich tragedii, gdyby nie to, że zamiast szukać w drugim tego, co wspólne, próbujemy znaleźć to, co w nas wyjątkowe, w kontrze do niego. Systemy totalitarne jednak budowane są na jednej ludzkiej postawie – obojętności. Milczenie, brak działania, gdy jest ono wymagane, jest też wyborem, zgodą na to, co spotkało innych, a w końcu spotka i nas. Świat, w którym bezpłodność redukuje niektóre kobiety do roli chodzących inkubatorów, a mężczyzn stawia na piedestale niczym półbogów, mogących z nimi robić wszystko, co tylko zechcą, o dziwo nie został stworzony przez tych drugich. To nie mężczyźni, którzy w sztuce wydają się sami być skołowani, nie rozumiejąc, co mają robić, aby odgrywać swoją rolę, nie są jedynymi winowajcami totalitarnego systemu, jaki został wytworzony. Absurdalnie, to kobiety, które dołączają do reżimu, są przedstawione jako brutalne i bezwzględnie egzekwujące swoją nową religię. Wynika z tego, że to nie jakiś ułamek skrajnie prawicowego myślenia („starych dziadków”) była decydującą siłą, która uformowała ten świat. Część kobiet ślepo oddana sprawie wspierała zło, jakie kreowało się na ich oczach, a reszta po prostu milczała. Z przedstawienia płynie gorzka lekcja, niesamowicie aktualna w obecnie otaczającym nas świecie. Gdy z ekranu telewizorów wszyscy krzyczą na siebie, podjudzając nienawiść i uprzedmiotowiając interlokutora, tworzone są kolejne punkty zapalne o coraz większej liczbie płaszczyzn. Totalitarny rząd nie może sobie wyobrazić wspanialszej pożywki i lepszego gruntu do kultywowania swojej władzy. W celu zdominowania człowieka oprócz odcięcia go od edukacji, pozbawienia go środków do życia, wpajania mu nowej religii, najważniejszym elementem jest jego alienacja i wyobcowanie. Każdy reżim zaczyna się od czegoś małego, skupia się na niewielkiej grupie osób, które powoli są odcinane i piętnowane. Ludzie nie zwracają uwagi na subtelne znaki, które mogłyby ich ostrzec przed ich tragiczną przyszłością i kosztem milczenia. Niestety często orientujemy się , że odbierana jest nam wolność dopiero w momencie, gdy już ją utracimy. Nie łudźmy się – dzisiaj przyjdą po mało lubianych i prześladowanych, jutro zapukają do naszych drzwi. Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem przecież Żydem. Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem przecież komunistą. Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem przecież socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem przecież związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.
Autorzy recenzji: Agnieszka i Krzysztof Wrońscy
Teatr: Teatr Ludowy
Tytuł: Zmowa milczenia
Reżyseria: Marcin Liber
Scenografia: Mirek Kaczmarek
Obsada: Maja Pankiewicz (Moja), Katarzyna Tlałka (Pani), Piotr Pilitowski (Pan), Małgorzata Kochan (Ciotka), Piotr Franasowicz (On), Anna Pijanowska (J), Patrycja Durska (M), Roksana Lewak (Z), Martyna Rezner (Y)
Kostiumy: Grupa MIXER / Dorota Gaj-Woźniak, Robert Woźniak, Monika Ulańska
Muzyka: Filip Kaniecki
Data premiery: 8 marca 2019
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru Ludowego.