Spektakl „Ginczanka. Przepis na prostotę życia” to hołd oddany międzywojennej Gwieździe Syjonu – Zuzannie Ginczance, która tak oryginalny przydomek, nadany przez bywalców warszawskich kawiarni, zawdzięczała swojej egzotycznej urodzie. Monodram napisany przez Piotra Rowickiego stanowi popis aktorski Agnieszki Przepiórskiej, która, jak sama wspomina, musiała po raz pierwszy w swojej karierze mówić wierszem. Było to nie lada wyzwaniem, któremu jednakże sprostała bez niemalże przejęzyczenia.
Monodram stanowi historię życia Zuzanny Ginczanki, a raczej Zuzanny Poliny Gincburg, żydowskiej, mówiącej po rosyjsku, mieszkającej na Ukrainie, Polce. Polce, ponieważ sama zdecydowała się nią być – nauczyć się tego języka, tworzyć w nim poezję, by w końcu przeprowadzić się do Warszawy. Choć spektakl jest monologiem wygłaszanym przez jednego aktora, widz ani przez chwilę nie czuje znudzenia. Wiąże się to z dynamiczną grą aktorską, której towarzyszą efekty dźwiękowe i świetlne. Głównym jednak powodem, dla którego nie da się nudzić, to dramatyczne życie, o którym opowiada sama zainteresowana, stosując narrację pierwszoosobową. Ze sceny przemawia do nas młoda, dynamiczna, atrakcyjna, pełna życia i marzeń osoba, która nie tylko infantylnie wierzy w spełnienie swoich snów, ale ma odwagę, by skrupulatnie je realizować. Samostanowienie o sobie i chęć bycia niezależną w obliczu przeciwności, z jakimi musi się spotkać, wywołuje we współczesnym widzu swoistego rodzaju katharsis.
Mocną stroną tego spektaklu jest sama historia bohaterki oraz przemyślany tekst. W spektaklu nie tylko recytowane są utwory autorki, w których doszukać się możemy wątków autobiograficznych. Widać, że koresponduje on również z pracami o Ginczance, jak na przykład nawiązanie do monografii Agaty Araszkiewicz „Wypowiadam wam swoje życie”, w której badaczka literatury określa wyobcowanie, z jakim mierzyła się Ginczanka, spowodowane jej wyglądem, sformułowaniem „piękno i piętno”.
Spektakl stanowi świetną odskocznię od codzienności. Nie można jednak liczyć na prostą rozrywkę, ponieważ zmusza on do refleksji. Bardzo szybko bowiem niekiedy humorystyczny monodram zmienia się w tragedię. Jedynym minusem scenariusza była usilna próba uwspółcześnienia historii poprzez komentarze społeczne, np. fragment dotyczący Instagrama. Główne przesłanie, które za tym szło, a mianowicie – należy bacznie uważać, ponieważ nie wiadomo, kiedy i do nas dotrze „telegram od historii”, zawiera się już w samej akcji. Rozumiemy, że Zuzanna była młodą dziewczyną, przypominającą współczesne nastolatki, z którą dramatycznie obeszły się dzieje. Nie trzeba tego mówić aż tak wprost i dobitnie. Innym niedopatrzeniem, które rzuca się w oczy, jest kolor włosów aktorki – jasny blond, zmuszający widownię, aby wyobraziła sobie jedynie prawdziwy wygląd „mulatki” Ginczanki.
Monodram „Gicznanka. Przepis na prostotę życia” to spektakl godny polecenia zarówno dla fanów poezji i postaci głównej bohaterki, jak i osób, które z twórczością kresowianki nigdy się nie spotkały. Można się z niego bardzo dużo dowiedzieć o życiu autorki, lepiej ją zrozumieć. Spektakl o silnej kobiecie, która twardo dąży do swoich celów bez protekcji żadnego mężczyzny, jest jak najbardziej współczesny.
Autor recenzji: Karolina Orlecka
Teatr: Teatr Łaźnia Nowa
Reżyseria: Anna Gryszkówna
Tekst: Piotr Rowicki
Scenografia/Kostium: Anna-Maria Kaczmarska
Muzyka: Łukasz Łamża
Konsultacja merytoryczna: Agata Araszkiewicz
Reżyseria światła: Mateusz Gierc
Obsada: Agnieszka Przepriórska