Tym razem, po długim namyśle, wybrałam się na spektakl „Stary Testament – reanimacja” napisany i wyreżyserowany przez znaną krakowskiej publiczności Agatę Dudę-Gracz, grany na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego od dwóch lat. I nie żałuję. Widowisko zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie, co wcale nie jest oczywiste.
Do tekstów artystycznych wszelkiej maści, inspirowanych tekstami kanonicznymi, mam stosunek mocno podejrzliwy i cóż tu dużo mówić niewiele spośród tych, z którymi miałam bliższy kontakt, zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. W tym przypadku było jednak zupełnie inaczej. Reżyserka za punkt wyjścia wzięła te opowieści Starego Testamentu, które w naszej kulturze są powszechnie znane. Wykorzystując elementy scenografii zadbała też o to, by nikt nie miał wątpliwości, co jest tematem scenicznego przekazu.
Ciekawe są początek i koniec widowiska, które dla widzów rozpoczyna się już od wejścia do foyer teatru. Wyłapywani przez młodych ludzi odzianych w kolorowe kitle, są informowani do jakiej należą grupy i proszeni, by podążali za swoim przewodnikiem, z których każdy prowadzi zebranych wokół niego ludzi do wydzielonego dla nich i opisanego sektora widowni otaczającej przestrzeń gry.
Ten układ sceny i widowni znosi między nimi granicę, a dodatkowo do zgrupowanych w sektorach ludzi przemawia głos, informujący, że podobnie jak byty na scenie są oni tworami Twórcy, mniej lub bardziej udanymi i mającymi do spełnienia w świecie określoną rolę. Odziani w kitle o odpowiedniej barwie zyskują poczucie przynależności do kreowanej rzeczywistości, w jej ramach przypisania do określonej grupy bytów i udziału w tworzeniu scenicznej rzeczywistości. Może tylko trochę szkoda, że ten interaktywny wstęp do relacji między sceną a widownią nie został rozwinięty w dalszym toku sztuki widzowie zaś, w dalszej części sztuki, pozostają już tylko jej biernymi odbiorcami. Z kolei zakończenie, gdy po odpoczynku, już współcześnie, ponownie na scenie pojawia się Twórca, jest tak nagłe, zaskakujące i niemal niezauważalne, że braw na widowni właściwie nie słychać, klaszczą za to… sami aktorzy. Po ponad dwóch godzinach przedstawienia widzowie czekają na ciąg dalszy i kierują się ku wyjściu dopiero na wyraźną prośbę, cały czas obecnych wśród nich, przewodników. Muszę przyznać, że ten efekt trwania i otwarcia na ciąg dalszy, zważywszy że sztuka gości już na scenie niemal dwa lata, był dla mnie zaskakujący i niesamowity.
Co ważne, reżyserka dokonała rzeczy niemal niemożliwej. Wywróciła biblijny tekst na nice, a mimo to jego wymowa pozostała w zasadzie taka sama, ale jednak inna. Tożsamość dotyczy biblijnych obrazów, bo żaden z nich nie zmienił swojej wymowy. Adam i Ewa, w realizacji Dudy-Gracz, nadal są w pierwszymi ludźmi, boskim ukoronowaniem dzieła stworzenia, bytami poruszającymi się po świecie po omacku, uczącymi się jego praw i rzeczy od postaw. Judyta nadal jest morderczynią Holofernesa i wyzwolicielką swojego ludu, żona Lota słupem soli, a Dalila pogromczynią Samsona. Ale wszystkie historie wzięte na warsztat przez reżyserkę i autorkę scenariusza zostały niejako napisane ponownie przez filtr współczesności wskazując, że wzięty na warsztat tekst jest uniwersalny i otwarty na nowe treści. Dlatego właśnie bohaterkami wypowiedzi Dudy-Gracz są kobiety, a nie mężczyźni i biblijny patriarchalizm. Po 2000 tysiącach lat biblijne postacie kobiet zaczynają mówić własnym głosem głosząc swoje racje i przedstawiając zapisane na kartach „Biblii” historie ze swojego punktu widzenia. Dlatego żona Lota (fenomenalna Anna Tomaszewska) opowiadając historię solnego słupa, którym jest, mówi o fenomenie swojej osoby w sposób humorystyczny i wywołujący na twarzach widzów uśmiech, któremu jednak nie pozwalają wybrzmieć w pełni przenikające jej wypowiedzi i głęboko poruszające słuchaczy smutek i żal. W podobny sposób przepisane są też pozostałe postaci sztuki. Judyta (świetna Pola Błasik) jest wprawdzie piękna, ale – w przeciwieństwie do pierwowzoru – nieczuła, uwodzicielska i silna. Zuzanna jest wprawdzie pokazana w relacji ze Starcami, ale to jej ciałem musi zająć się ubolewający nad tym Archanioł. Historia Dawida i Batszeby staje się tu opowieścią o wygasłej namiętności ukazywaną w świetnym układzie choreograficznym przez kilka par używających do zgłaszania wzajemnych żalów i pretensji zupełnie nie biblijnego, ale za to nieco ordynarnego, a przy tym precyzyjnego i przemawiającego do współczesnego człowieka języka.
Warto przy tym zaznaczyć, że twórczy zamysł reżyserki idzie w parze w dobrym dopasowaniu ról do osobowości wcielających się w nich aktorów. Fenomenalny jest „niezbyt rozgarnięty” Adam w kreacji Feliksa Szajnerta tylko sporadycznie wypowiadający pojedyncze wyrazy, przeważnie milczący, ale jednocześnie ekspresyjny w swojej pantomimie budującej graną przez niego postać. Uwagę patrzącego przykuwają też żona Lota Anny Tomaszewskiej i Judyta Poli Błasik. Pierwsza całkowicie pozbawiona możliwości ruchu perfekcyjnie wykorzystuje interpretację głosową tekstu balansując miedzy humorem początkowych kwestii a narastającym w toku jej wypowiedzi dramatycznym napięciem budowanym na przenikającym jej słowa żalu i smutku. Druga świetnie odtwarza dwuznaczną w ujęciu Dudy-Gracz postać Judyty, wykorzystując zmysłowość, ruch ciała i głos do kreacji młodości uwodzącej pięknem, wdziękiem i energią, a następnie przechodząc do prezentacji zdeterminowania, siły i pewności siebie, gdy tworzy i wciela w życie plan, który doprowadzi do śmierci Helofernesa, a jednocześnie walczy z rozkwitającym w niej uczuciem do niego, zachowując przy tym delikatny balans zapewniający i podtrzymujący niezmienną w całym widowisku równowagę. Warto też odnotować, że mówienie przez „Biblię” wg Dudy-Gracz nie jest obciążone określonym językiem. Reżyserka wkłada w usta postaci scenicznych całe spektrum wypowiedzi poczynając od dziecięcego cmokania i pozbawionych znaczeń dźwięków przez pojedyncze, nie zawsze zrozumiałe dla słuchaczy kwestie, frazy humorystyczne, ale nie przekraczające akceptowanych przez słuchaczy granic dobrego smaku i zachowujące delikatną równowagę całego widowiska, po głośne, ordynarne kłótnie bardziej przypominające współczesne realia kontaktów międzyludzkich niż biblijny przekaz.
Precyzyjną i bardzo przemyślaną grę aktorów uzupełniają pozostałe elementy widowiska. Agata Duda-Gracz zadbała nie tylko o to, by wszystkie one pełniły odpowiednią rolę merytoryczną podkreślającą odpowiednią wymowę scenicznego przekazu, ale stanowiły też jego estetyczne rozwinięcie i dopełnienie. Reżyserka gra minimalizmem scenografii (Agata Duda-Gracz) ograniczonej do zaledwie kilku rekwizytów, kolorami kostiumów i ciał aktorów podkreślanymi odpowiednią reżyserią światła (Katarzyna Łuszczyk), tworzącymi sugestię czegoś nierealnego, wyobrażonego, a przecież dziejącego się na naszych oczach i oczywiście muzyką (Łukasz Wójcik), która w całym widowisku pełni rolę fenomenalnego tła, które podkreśla i dopełnia autorską wizję, a jednocześnie sugestywnie oddziałuje na podświadomość widza kierując jego sposób odbioru sztuki na właściwe tory. I właśnie za tak poprowadzoną ścieżkę dźwiękową spektaklu należą się Wójcikowi wyrazy szczerego uznania, bo muzyka staje się tu stojącym w cieniu bohaterem widowiska, oddziałującym na jego kształt i wymowę w sposób bardzo wyraźny wprawdzie, ale jednocześnie niemal niezauważalny dla odbiorcy. Dopiero zwrócenie się w jej stronę, wsłuchanie się w tonację poszczególnych fraz muzycznych pozwala w sposób świadomy tę rolę dostrzec i zrozumieć.
Na koniec wróćmy na moment do tego, co stoi przed początkiem. Agacie Dudzie-Gracz udało się stworzyć widowisko, którego treść tylko częściowo odpowiada jego tytułowi, a tym samym ten ostatni puszcza oko do widza od pierwszej do ostatniej sceny czekając czy zorientuje się on na czym polega dowcip. A dowcip polega na tym, że tytułowa reanimacja nie dotyczy „Biblii”, bo jak już wspominałam ta ma się dobrze i jej interpretacja jest stała. Zmienia się natomiast rozłożenie akcentów w poszczególnych opowieściach, sposób i język ich przekazu, punkt widzenia, a często także bohater opowieści. Krótko mówiąc w zaprezentowanym na deskach Teatru im. Juliusza Słowackiego widowisku autorka dowiodła, iż twierdzenie, że książki czyta się po to, by z ich pomocą przetworzyć, zrozumieć i przetestować rzeczywistość jest prawdziwe, a przy okazji interpretując poprzez biblijne opowieści problemy współczesnego świata: feminizm, kazirodztwo, wyzysk mniejszości, trwałość stereotypów, reakcję na to, co niezrozumiałe, na cierpienie drugiego człowieka, świadomość, wartości etc. udowodniła, że kanoniczny tekst chrześcijaństwa, mimo swoich lat, w kontekście współczesności nie tylko pozostaje żywy, ale jeszcze generuje znaczenia, zmusza do stawiania – także sobie – pytań, udziela odpowiedzi – czyli… żyje. Widowisko zaś jest w pełni udaną artystyczną realizacją, oddziałującą na zmysł estetyczny odbiorców, trudną, ale poruszającą tryby intelektualne, a przy tym zapewniającą estetyczną oraz intelektualną satysfakcję.
Autor recenzji: Iwona Pięta
Teatr: Teatr im. Juliusza Słowackiego
Tytuł: „Stary Testament – reanimacja”
Autor: Agata Duda-Gracz
Scenariusz i reżyseria: Agata Duda-Gracz
Scenografia i kostiumy: Agata Duda-Gracz
Muzyka: Łukasz Wójcik
Asystenci reżysera: Adrianna Alksnin, Ewelina Kamińska, Ewa Mikuła, Dagmara Olewińska, Kacper Pilch
Reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
Obsada:
Pola Błasik, Marta Konarska, Agnieszka Kościelniak, Natalia Strzelecka, Anna Tomaszewska, Mateusz Bieryt, Maciej Jackowski, Tomasz Międzik, Antoni Milancej, Sławomir Rokita, Feliks Szajnert, Jerzy Światłoń, Tomasz Wysocki
Premiera: 05. 05. 2018
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru im. Juliusza Słowackiego