Najnowsze dzieło J.M. Coetzeego czyta się jednym tchem. O wiele dłużej niż lektura trwa natomiast wrażenie, jakie pozostawia po sobie ta pozycja. A tym bardziej próba odpowiedzi na pytania, które w trakcie czytania należy sobie zadać.
Kolejne dzieło autora „Hańby” jest zwieńczeniem tzw. „trylogii jezusowej”, czyli wydanych wcześniej tomów: „Dzieciństwo Jezusa” oraz „Szkolne lata Jezusa”. W historii tej powitają nas bohaterowie znani z kart poprzednich części, jednak czytelnik, który sięgnął po „Śmierć Jezusa” niezależnie od jej poprzedniczek, także bez większego problemu odnajdzie się w tej opowieści.
Historia w warstwie fabularnej jest dość ascetyczna. Dziesięcioletni David – niezwykłe, przybrane dziecko Ines i Simona podczas jednego z meczów piłki nożnej, w którym bierze udział, spotyka tajemniczego mężczyznę. Obserwator obecny na meczu okazuje się być dyrektorem pobliskiego sierocińca, a celem jego wizyty jest namówienie Davida do porzucenia rodziców, przeprowadzki do placówki oraz dołączenia do piłkarskiej drużyny sierot. Wydarzenie to uruchamia serię kolejnych nieoczekiwanych wypadków, w tym tajemniczą chorobę, na którą niespodziewanie zapada chłopiec. Przybrani rodzice stoczą nierówną walkę o syna między innymi z personelem szpitala oraz powstającą grupą wyznawców chłopca, oczekujących na pozostawienie przez niego czegoś w rodzaju „przesłania”.
Jeśli ktoś spodziewa się bezpośrednich i prostych nawiązań biblijnych oraz przełożenia tyłowego Jezusa na postać dziesięcioletniego chłopca, ten może być niezwykle zaskoczony. Historia ta to bowiem opowieść niezwykle przewrotna, wieloznaczna oraz, miejscami, obrazoburcza. Co prawda świat kreowany przez Coetzeego pozbawiony jest tak przytłaczającej dawki zła i mroku, jakie towarzyszyły chociażby „Hańbie”, jednak niewątpliwie po raz kolejny czytelnik pozostanie po lekturze „Śmierci Jezusa” z poczuciem lęku, niepewności i wielu rodzących się trudnych pytań o Boga, relacje międzyludzkie, współczesne miejsce religii, lęk przed śmiercią i radzenie sobie z utratą bliskich osób.
Aby uporządkować w głowie mnożące się konteksty, warto się skupić na rozszyfrowaniu pewnych niejasnych i dość kontrowersyjnych odwołań do Biblii, a dokładnie do Nowego Testamentu. Kogo innego bowiem rozpoznamy w trójce głównych bohaterów, jak nie współczesnego obrazu Świętej Rodziny? Dawid niczym nowoczesny Jezus jest wyjątkowym dzieckiem, zgłębiającym tajemnicę, do której nie mają dostępu inni, próbującym dociec, dlaczego został wybrany oraz świadomym czekającej go przyszłości. Podobnie jak Zbawiciel, gromadzi uczniów oraz naucza za pomocą przypowieści. Historie chłopca inspirowane są jedyną lekturą, jaką przeczytał – „Don Kichotem”. Obok stoi Ines, czyli przybrana matka, której macierzyństwo nie urodziło się w momencie wydania syna na świat, a w wyniku „rozpoznania jej” przez chłopca. Próbuje kochać swoje dziecko takim, jakie jest, pomimo niemożności zrozumienia wszystkiego, co się wokół niego dzieje. Po drugiej stronie Simon – współczesny Józef, opiekun rodziny, borykający się nieustannie ze swoim sceptycyzmem i racjonalizmem będącymi przeszkodami w porozumieniu z chłopcem. Najciekawszym łącznikiem między rodziną bohaterów a Świętą Rodziną jest motyw niezrozumienia dziecka przez jego rodziców. O ile jednak niezrozumienie Jezusa przez Marię i Józefa spowodowane było konfrontacją ludzkiej ułomności umysłu i boskiego objawienia, o tyle trudno stwierdzić, czego w swoim dziecku nie rozumieją Simon wraz z Ines, ponieważ my, czytelnicy sami tego nie potrafimy rozstrzygnąć. Dawid to chłopiec nietuzinkowy, zdolny, uduchowiony, ale czy do końca to istota boska i wybrana? Czy gotowa na śmierć i pozostawienie świadectwa?
Pomijając motywy biblijne, dzieło Coetzeego możemy także czytać po prostu jak przypowieść o trudach bycia rodzicem, ale także o niemożliwej do wcielenia się przez chłopca roli dziecka. „Śmierć Jezusa” można rozpatrywać na wielu poziomach interpretacji. Z pewnością rozpoznamy w niej cechy, za jakie Coetzee został wyróżniony nagrodą Nobla, w postaci analitycznej błyskotliwości oraz wymownych dialogów, które na długo zapadną nam w pamięć. Odnajdziemy tutaj także powracający u tego autora motyw odmienności jednostki oraz specyficznej postawy samoobrony, jaką ta odmienność budzi. Czy David jest Zbawicielem, na którego przyjście i przesłanie wszyscy czekamy? A może współczesnym Don Kichotem, błędnym rycerzem, walczącym z wiatrakami ludzkiego sceptycyzmu? A może jednym i drugim?
Powracając ze „Śmiercią Jezusa” Coetzee utwierdza swoją pozycję pisarza znakomitego, który ma jeszcze sporo do powiedzenia pomimo upływu wielu lat od otrzymania nagrody Nobla. W tym rozdziale z pewnością uśmiercił Jezusa. Czy pozwoli mu kiedyś zmartwychwstać? Trudno powiedzieć. W oczekiwaniu na odpowiedź, w ten niepewny czas to autor pozostawia nam przesłanie: „Bądź dzielny, zachowaj pogodę ducha”.
Autor recenzji: Patrycja Kowalska
Tytuł: „Śmierć Jezusa”
Autor: J. M. Coetzee
Przekład: Mieczysław Godyń
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak
Rok i miejsce wydania: Kraków 2020
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.
Fanów twórczości J. M. Coetzeego zachęcam do przeczytania recenzji:
Książki „Hańba”: http://www.kulturatka.pl/2019/03/17/czlowiek-w-obliczu-upokorzenia-czyli-powrot-hanby-coetzeego/
Spektaklu „Hańba” opartego na książce: http://www.kulturatka.pl/2020/01/03/hanba-w-teatrze-ludowym-recenzja-spektaklu/