Choć często lubimy je ukrywać gdzieś głęboko, te prawdziwe, najszczersze, odbijają się na naszej twarzy niezależnie od nas, bezwarunkowo. Już przecież od niemowlęcia, nie rozumiejąc jeszcze znaczenia słów, odczytujemy emocje naszych bliskich „czytając” ich twarze.
Strojenie min, rozpoznawanie emocji, nauka „czytania z czyjejś twarzy”, opakowane kupą śmiechu, dobrej zabawy, ale i rywalizacji to muszę przyznać pomysłowy scenariusz Wydawnictwa Alexander na grę w „Miny jak cytryny”.
Który z graczy jest najlepszym aktorem? A który potrafi w mgnieniu oka odczytać z twarzy konkretną emocję? Już niebawem się okaże. Zaczynamy.
Gra karciana „Miny jak cytryny” przeznaczona jest dla 2- 8 graczy (według mnie fajna gra zaczyna się jednak dopiero od minimum 3 graczy), w wieku od 4 lat (wiek oczywiście umowny). W opakowaniu znajdziemy dwie talie kart – pomarańczowe, które układamy w rzędach na stole oraz zielone, które losują gracze i wybierają, którą minę chcieliby zademonstrować. Losowane są 3 zielone karty, a osoba pokazująca decyduje, którą z trzech wylosowanych przez siebie min chce zademonstrować przeciwnikom. Dodam od siebie, że wybór miny do pokazania ratuje w pewnych sytuacjach „życie” bo wbrew pozorom nie każdą narysowaną na karcie emocję da się łatwo pokazać. Na samym wstępie faworyzowane są więc osoby z większa plastyką twarzy (kto wie, może ktoś odkryje dzięki temu w sobie powołanie aktorskie😉), ponieważ punkty w danym rozdaniu „pokazywacz” otrzyma pod warunkiem, że któryś z rywali, w wyznaczonym przez klepsydrę czasie, odnajdzie właściwą minę na kartach.
Aby jednak pozostałe osoby nie czuły się pokrzywdzone, w grze punktowana jest również spostrzegawczość (punkt zdobywa się bowiem również za najszybsze odnalezienie właściwej miny spośród leżących na stole dziesiątek min).
Gra dostarcza niesamowitej rozrywki osobom w każdym wieku – bawiliśmy się przy niej świetnie zarówno z mężem, nie wspominając już o naszej 5-letniej córce ale i jej kilka lat starszej kuzynce. Dużym plusem gry jest jej korzystna cena oraz prostota (otwierając pudełko nie trzeba się specjalnie wczytywać w instrukcję, przygotowywać; grę można zaczynać praktycznie od razu). Małym minusem, o ile mogę go tak nazwać, jest naszym zdaniem zbyt duża ilość min do pokazania/odgadywania. Niezależnie od wieku i cierpliwości moich graczy, zauważałam bowiem, że po pewnym czasie, dość schematyczna odtwarzalność rund, nieco nużyła już naszych zawodników.
Dla wszystkich z Was, którzy chcą uwrażliwić swoje pociechy na emocje, uczyć ich rozpoznawania i nazywania, ale i dla wszystkich tych, którzy czują w sobie powołanie aktorskie i chcą poczynić pierwsze kroki w kierunku Oscara, serdecznie polecam „Miny jak cytryny”. Idealna gra na rozpoczęte właśnie wakacje!
Za możliwość zrecenzowania gry, serdecznie dziękujemy Wydawnictwu Alexander.