Najnowsza książka Janusza Wiśniewskiego to ciekawe rozpoznanie tego, co w naszej kulturze możemy połączyć z szeroko rozumianą miłością. Ujęte w ramę niezobowiązujących rozmów przy kawiarnianym stoliku, krótkie opowiastki o uczuciach, najważniejszych dla opowiadających zdarzeniach, innych ludziach, którzy pozostawili w życiu mówiącego wyraźny ślad, otwierają czytelnika na jego własny wewnętrzny świat.
Autor swobodnie i w pełni wykorzystuje formę przejętą od Hanny Krall. Przytacza opowiadane historie, pozostając gdzieś poza nimi, a jednak modelując je przez swoją percepcję opowiadającego i samej opowieści. Oddaje głos rozmówcom, ci zaś stają się narratorami swoich historii. Innym razem między fragmenty dotyczące cudzych losów i uczuć wplata własną opowieść stając się tym samym bohaterem własnej narracji. W przeciwieństwie do Krall autor nie zachowuje odmienności języka przekazywanych czytelnikom historii. Język książki jest w zasadzie jednolity, a przy tym – biorąc pod uwagę temat jaki ona podejmuje – zadziwiająco racjonalny. Jest to przy tym język jasny, przeważnie nazywający wprost to, o czym jest mowa, nie budzący w czytającym żadnych wątpliwości, a jednak, w toku lektury, coraz bardziej wciągający, zmuszający do refleksji i wejrzenia w siebie nawet najbardziej opornego czytelnika.
Ani autor, ani ramowy narrator tej opowieści nie oceniają, nie komentują i nie odnoszą się do prezentowanych opowieści pozostawiając te aktywności odbiorcom. Z punktu widzenia czytelnika obaj są więc jedynie bardzo wdzięcznymi (bo cichymi) słuchaczami i tylko czasem z komentarzy rozmówców wnioskować można o percepcji przez narratora tego, o czym słucha, a o jego uczuciach i odbiorze rzeczywistości niejaki ogląd daje wypowiedź, której bohaterem jest on sam.
A o czym jest sama opowieść? No cóż, o wielu sprawach, ludziach, uczuciach, emocjach, zdarzeniach, rzeczach, pamięci etc., które w kontekście tytułu stają się drogami, na których, przy których czy u kresu których odnaleźć możemy miłość. Niekoniecznie tę najbardziej oczywistą, ale tę trudną, wymagającą odnalezienia, zrozumienia, przewartościowania pozornie nienaruszalnej sfery własnego ego i budowanych często przez lata poglądów. Jednocześnie Wiśniewski wskazuje, że miłością – jeśli zechcemy i wykażemy nieco dobrej woli – możemy nazwać i to czego raczej z nią nie wiążemy, a może szkoda, bo jak wskazuje autor warto. Podobnie rzecz się ma z rozważaniami dotyczącymi tego, co wiąże się z tym uczuciem, a przede wszystkim jaki wpływ ma ono na nas i jak nas ono modeluje.
Opowieść składa się z czterech części, z których pierwsza – „Zwierzenia najintymniejsze” – jest zbiorem opowieści o związkach par i uczuciach z tym związanych zatopionych w codziennym życiu i ludzkich losach. W kolejnej – „Miłość molekularna” – autor przechodzi dalej wprowadzając czytelnika w rozważania o związku inteligencji z miłością i tego, jak związane z nimi działania oddziałują na ludzkie życie. Zastanawia się nad swoistym biegunem miłości – samotnością, analizując (interesująco) mit Narcyza, przechodzi do rozważań nad tym, że coś negatywnego w swej istocie może zaowocować czymś, co da pozytywny rezultat (botoks), ale i o tym, że to samo uczucie pozwala aprobować działania nieetyczne (manipulacja ludzkim kodem genetycznym), magii Bożego Narodzenia, związku emocji i uczuć z językiem, by przejść do wspomnień przekazywanych przez pamięć kolejnych pokoleń, przechowywanych w nich uczuć i działań będących ich efektem. „Filozofia pożegnania” ściśle wiąże się z tytułem, z tym, że owo pożegnanie związane jest ze śmiercią, wygaśnięciem uczucia, chorobą, zmianą miejsca zamieszkania. Część ostatnia „Bliscy nieznajomi” już przez swój tautologiczny, a zarazem dwuznaczny tytuł wpisuje się w tajemniczość generowaną przez tytuł książki i autor w tę wieloznaczność wpisuje też wysłuchane opowieści. To właśnie tutaj splata się wiele wątków, które pojawiły się wcześniej, a tu zyskują dopełnienie. Większość przepełniona jest smutkiem, którego opowiadający nie chcą lub nie potrafią przezwyciężyć. Najwięcej optymizmu i deklaracja, że jest lepiej niż było obecna jest tam, gdzie pojawiły się empatia i zrozumienie dla drugiej strony. Tutaj też, jak sądzę, tytułowe zagadnienie uzyskuje kulminację niejednoznaczności, ale też wyraźnie wskazuje na wagę uczuć i emocji w naszym życiu, wskazuje ambiwalencję miłości i uświadamia, że każdego z nas, oprócz genów i wychowania kształtuje świat i to, co z niego czerpiemy.
Książka jest ciekawym, świetnie napisanym i twórczo korzystającym z dobrodziejstwa literackiej tradycji przekazem dogłębnie przemyślanym w każdym aspekcie. Uwagę czytelnika przyciąga niejednoznaczny tytuł budzący zainteresowanie i wywołujący refleksję nad tym, o czym w rzeczywistości ta książka jest, bo nazwać miłością można, w zależności od posiadanej wyobraźni i emocjonalności, wiele bardzo różnych, stanów, uczuć, emocji i zjawisk.
Ciekawa i pomysłowa jest grafika zamieszczona na pierwszej stronie okładki. Miłość często kojarzona jest z kwiatami, a właśnie kwiat żółtego tulipana pojawia się na okładce książki, a także, w wersji czarno-białej, na stronach tytułowych każdej z jej czterech części. Jednak forma tego kwiatu sugeruje jeśli nie defekt symbolizowanej przezeń miłości to z pewnością jakiś rys, brak pełni, rozpad.
Całość tekstu jest precyzyjnie przemyślana, napisana przejrzystym, racjonalnym, niemal analitycznym językiem, pozbawionym komentarzy autora i nadrzędnego narratora. Zrównoważony przekaz prowadzony jest tak, że w toku lektury zmusza czytelnika do refleksji, analizowania, wejścia w głąb siebie, przemyśleń. Czytelnikowi pozostawiony jest też ogląd i ocena oddanej mu do rąk całości. Miło zauważyć, że od czasu błyskotliwego debiutu autor zdecydowanie dojrzał, a wraz z nim jego tekst(y).
Przeczytane dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego.
Autor recenzji: Iwona Pięta
Tytuł: „Nazwijmy to miłość”
Autor: Janusz Leon Wiśniewski