Tak i ja wielu gram w jednej osobie,
I w każdym źle mi.
William Shakespeare, „Ryszard II”
Soczysty język, przełamujący tabu, w opowieści, która skłania do refleksji i spojrzenia w głąb siebie.
Nie czytałam tej książki z charakterystyczną dla popularnej beletrystyki płynnością. Były fragmenty, które wytrąciły mnie ze spokoju mojego czytelniczego zaułka. Musiałam czasami zatrzymać się na dłużej. Odłożyć lekturę na parę godzin, dni.
Poznaję głównego bohatera Billy’ego Abbotta, który jest jednocześnie narratorem i od razu zachwycam się jego bogatą osobowością. Zastanawiają mnie skomplikowane relacje rodzinne oraz zamiłowanie do literatury, teatru i przedstawicieli obojga płci. W Billym rodzą się rozmaite fascynacje: czytelnicze i seksualne. A wszystko w otoczce małomiasteczkowej mentalności lat 50tych. Billy przechodzi trudną drogę od poznawania swoich seksualnych potrzeb przez skomplikowane relacje z ludźmi do próby akceptacji tego, kim jest.
Książka wzrusza, szokuje. Nie pozostawia obojętnym. Łamie tabu, uwrażliwia. W tle, przedstawia przemiany społeczne i ewolucję pojęcia tolerancji. Pyta o normy, zasady, kwestionuje zastany porządek.
A wszystko rozgrywa się jakby na deskach wielkiego teatru, w myśl zasady theatrum mundi, gdzie bohaterowie przyjmują różne role i nakładają maski lecz nie do końca mogą stanowić o sobie.
John Irving „W jednej osobie”
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Recenzowała Magdalena Es