Fast food, fast sex… co to za różnica. Ju noł. Wszechogarniająca makdonaldyzacja społeczeństwa, czyli wszystko masz tu i teraz, zaraz i natychmiast. Bierzesz kobietę jak kanapkę z McDonalda – na wynos. Żeby skonsumować ją na szybko… między raportem, a sprawozdaniem…
Pierwszą część „Pokolenia Ikea” Piotra C czytałam w odcinkach w jednym z tygodników. Cóż… przyznam szczerze w tamtym czasie kolekcjonowałam kolejne numery niczym Casanova nowe kochanki tylko i wyłącznie z powodu „Pokolenia”. Bywało śmieszne. Bywało ostro. Było po prostu dobrze. Ale teraz… No teraz jest więcej niż dobrze.
Klasycznie: Czarny, Olga, korpo i duuuuuuuże… „atuty”. Nawet nie istotne do kogo należą. Bo kto by się tym przejmował. Chociaż, co może i warto podkreślić, pewne atuty nawet przybrały realne postaci i zagościły w życiu Czarnego, na jakiś (stosunkowo krótki oczywiście) czas. Jak choćby Ciemna Blondyna, której udało się to dzięki temu, że miała epicki tyłek. Mozart poświęciłby mu Czarodziejski flet, Ozzy Osbourne przestałby na moment ćpać, a George Michael wziął pod poważną rozwagę, czy na pewno jest gejem. Taki prozaiczny, przyziemny powód.
Kto myśli, że przewodnim motywem „Pokolenia…” jest szeroko pojęta miłość fizyczna… ten się niewiele pomyli. Ale, żeby nie było, że tylko o jednym, że monotematycznie i antyfeministycznie… „Pokolenie Ikea. Kobiety” to także satyra na współczesne korporacje, na pracę bez głębszej idei, na nadgodziny (tak, tak pańszczyzna XXI wieku), na chore wymagania, niezdrową konkurencję, kulejące zasady i zdechłe morale. To wszystko przecież o nas! My lud pracujący dużych miast, wykształcony na uniwersytetach i politechnikach, Pracujący ponad siły przez więcej niż 10 godzin na dobę przed błękitnymi ekranami komputerów, Bez których nie wyobrażamy sobie życia, Utrzymujący więzi międzyludzkie przez internetowe komunikatory i blogi (…). No któż, z was czytających te słowa nie podpisze się pod nimi obiema rękami, nie zlajkuje tego posta, nie podrzuci setce znajomych na fejsie? Tak, to o nas. I tym bardziej nie da się przejść obok „Pokolenia…” beznamiętnie.
Ale druga część jest przede wszystkim o kobietach. Nic, że o ich epickich tyłkach, i innych częściach ciała „obcinanych” systematycznie w windzie, na przerwie albo przy kserokopiarce… Kobiety rządzą światem, a będąc bardziej precyzyjnym – mężczyznami. Ich najsilniejszą bronią są wysokie szpilki i czerwona pomadka. No może jeszcze pończochy. No dobra… i inne atuty. Ju noł. Tak. Kobiety i białe musujące wino uzależnia… i doprowadza do znacznego obciążenia rachunku.
W „Kobietach” urzeka mnie nie tylko bardzo prawdziwy obraz tego, jak teraz żyjemy. Książka może być lekiem na doła, depresje, PMS, a nawet prostatę. Dowcipów Czarnemu na pewno nie pisze Karol Strasburger, o czym świadczą gorszące spojrzenia pasażerek autobusu, w którym moje ataki śmiechu były częstsze niż zmiana biegów w leciwym pojeździe.
Ale końcówka zaskakuje, bo zamiast happy endu z roznegliżowanym prezentem dostajemy solidnego kopa, a nawet wywód głęboko filozoficzny, życiowy i jakże prawdziwy: Kiedy jesteśmy maili, czekamy, aż będziemy więksi. Kiedy kończymy szkołę, czekamy, aż pójdziemy na studia. Kiedy kończymy studia, czekamy, aż pójdziemy do pracy. Kiedy pójdziemy do pracy, czekamy aż pójdziemy na emeryturę (…). Ciągle na coś czekamy. Nie potrafimy żyć tym co tu i teraz, ale czekamy na to, co jutro w nadziei, że będzie lepiej. A kiedy dobrniemy do końca, okazuje się, że tam nie czeka nic więcej, nie ma nic lepszego. Że to, co mogło być dobre zostało gdzieś po drodze. Tyle, że dostaliśmy bilet w jedną stronę i nie możemy zawrócić po to, co minęliśmy w pogoni za przyszłością…
„Pokolenie Ikea. Kobiety” ma w sobie wszystko: humor, seks i głębszą refleksję. Nie można przejść obok tej książki obojętnie. Chyba, że ktoś jest nie „teges”. I szczerze mam nadzieję, że mimo to, że Czarny w kieszeniach ma zawsze kilka paczek prezerwatyw zdarzy mu się kiedyś chwila zapomnienia i spłodzi kolejną część „Pokolenia Ikea”. Czekamy!
Marzena Rogozik
„Pokolenie Ikea. Kobiety”
Piotr C
Wydawnictwo Novae Res 2013