
W brutalnym świecie polityki, wpływów i wzajemnych zależności, nie ma co liczyć na innych – ktoś komu ufamy może nam bez skrupułów wbić nóż w plecy. Dura lex, sed lex, ot co. W tej materii wydaje się, że nic nie uległo zmianie przez wieki.
Krwawa Maria, choć dopiero co objęła tron, wcale nie może czuć się na nim pewnie i wydaje się, że nie ma też co liczyć na wsparcie swojej siostry Elżbiety. Tak, dla polityki nawet rodzina nie stanowi świętości.
Już po samym tytule książki napisanej przez C.W. Gortnera wiem mniej więcej czego mogę się spodziewać: „Spisek Tudorów”, dwa dopiski na okładce nie pozostawiają złudzeń: „Kobiety, które zmieniły bieg historii” oraz „Intryga, która pozwoliła Elżbiecie Wielkiej sięgnąć po koronę”. Będzie się działo!
Przyznaję: byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tej powieści i może stąd ta ironia. Po pierwsze, bardzo nie lubię kiedy autor prowadzi narrację w pierwszej osobie, bo zbyt często mam wrażenie, że decyduje się na to, aby ukryć swoje braki warsztatowe (czego „niestety” nie da się ukryć). Po drugie, książki historyczne kojarzą mi się głównie z podręcznikami szkolnymi oraz niezbyt lubianą przeze mnie Trylogią Sienkiewicza. Trochę też pozwalałam sobie na myślenie, że jeśli pisarz podkolorowuje historię to dlatego, że nie wystarcza mu wyobraźni na stworzenie czegoś zupełnie nowego.
Po skończeniu „Spisku…” z ulgą stwierdziłam, że moje obawy były bezzasadne.„Spisek Tudorów” jest drugą książką Gortnera poświęconą rodzinie Tudorów (i kolejną historyczną w jego dorobku), jednak nic nie staje na przeszkodzie, żeby czytać ją samodzielnie, nie wiedząc o wydarzeniach pierwszej praktycznie nic. Możliwe, że gdybym przeczytała najpierw „Sekret Tudorów”, trochę denerwowałoby mnie dość skrupulatne przypominanie czytelnikowi wydarzeń z pierwszego tomu. Jednak w tym wypadku pozwoliło mi to na spokojne odnalezienie się w akcji.
Podobnie jak w „Sekrecie Tudorów” głównym bohaterem jest Brendan Prescott „szpieg na służbie u Elżbiety” i to z jego perspektywy opisywane są wszystkie wydarzenia. Brendan, wierny wyznawanym przez siebie ideałom oraz podjętym wcześniej decyzjom, że będzie bronił Elżbietę Tudor za wszelką cenę, po serii anonimowych listów z ostrzeżeniami, postanawia rzucić sielskie życie u boku narzeczonej i wracać na salony do Londynu. Przyrzeka Kate, że nie zabawi tam ani chwili dłużej niż jest to konieczne, pakuje sakiewkę z monetami, nową garderobę oraz swojego wiernego giermka Peregrina na konia i rusza na ratunek księżniczce. Na miejscu dowiaduje się, że szczypta intrygi to trochę za mało, aby się odnaleźć w kotle pełnym wzajemnych podejrzeń i spisków, więc oddaje się sprawie całym sobą (może nawet za bardzo). Odkrywa też, że praktycznie każda licząca się postać na królewskim dworze działa w rękawiczkach tak białych, że tej bieli nie powstydziłaby się sama Perfekcyjna Pani Domu.
Książkę czyta się bardzo dobrze, a dokładne opisy szesnastowiecznego Londynu nie są męczące. Fabuła jest mięsista, płynie wartko, wypełniona jest po brzegi zwrotami akcji i ciekawie zarysowanymi postaciami. Chwilami nie mogłam się oderwać.
Co mi zgrzytało? Chyba tylko to, że główny bohater został przedstawiony trochę jako nadczłowiek: pomimo tego, że codziennie wdaje się w dość poważne bijatyki i otrzymuje srogie lanie, jest obolały, posiniaczony, mdleje i ogólnie według opisów autora jest z nim dość kiepsko, tymczasem wciąż ma siłę na więcej. Wydaje mi się, że normalny człowiek po tym wszystkim przez kilka dni nie ruszyłby się w ogóle z łóżka — choć możliwe, że nie doceniam mocy adrenaliny albo stosowanej przez księżniczkę Elżbietę maści z rozmarynu i mięty.
Cieszę się, że Gortner dołączył do książki posłowie, w którym konfrontuje stworzoną przez siebie historię z faktami historycznymi, tak aby wnikliwy czytelnik miał szansę dowiedzieć się „jak było naprawdę?”, oraz które wydarzenia i postaci są fikcyjne.
„Spisek Tudorów” jest powieścią ciekawą, zgrabnie napisaną, idealną do czytania w tramwaju albo w czasie coraz dłuższych jesiennych wieczorów. Polecam.
Wydawnictwo Znak