Koncertują po Polsce od 2008 roku, niemniej jest niemal pewnym, że ich popularność wciąż wzrasta. Grupa Fink wystąpiła na czterech koncertach w Polsce, promując tym samym ich ostatni album zatytułowany „Hard Believer”. Podczas przerwy w próbie w krakowskim klubie Kwadrat lider formacji, Finn Greenall, udzielił nam wywiadu. (ENGLISH VERSION OF INTERVIEW BELOW)
Ostatni Twój występ miał miejsce podczas festiwalu Off Camera w 2008 roku, w jednej ze sal Dworca Głównego, koncertowego centrum festiwalu. Jak wspominasz ten wieczór i jego atmosferę, oraz Kraków i Polskę z tamtych czasów?
Nie będę ukrywać, to był ciężki wieczór! Komunikaty dotyczące pociągów mocno utrudniały skupienie się na grze. Na szczęście, w pokoju obok był mój przyjaciel, Simon Green (Bonobo), więc po show spędziliśmy razem czas, co było miłe. Spotykamy się w taki sposób dosyć często. Właściwie, to częściej widzimy tych naszych znajomych, którzy koncertują, niż tych, którzy nie są muzykami!
Kraków… pamiętam, że wydawał mi się mniejszy. Wczoraj spacerowałem po Starym Mieście, gdzie otaczało mnie mnóstwo turystów. I nagle sam poczułem się jak turysta, co trochę mnie zasmuciło, gdyż ci zazwyczaj są już pod wpływem czegoś, zataczają się itp. Na szczęście poszliśmy do Jazz klubu ” U Muniaka”, gdzie właśnie odbywał się koncert jazzowy na żywo z trąbkami. Muzycy i koncert byli naprawdę wspaniali.
Co do Polski – cóż mogę powiedzieć, naprawdę dobrze nam się tu układa. Bilety na wszystkie nasze tegoroczne koncerty zostały wyprzedane, a zeszłoroczny występ w Warszawie to był „killer show”.
Nasza obecna trasa jest naprawdę intensywna. Byliśmy już we Włoszech, Grecji, Turcji, Rumunii, Bułgarii, Serbii, aż wreszcie dotarliśmy tutaj, gdzie bilety wyprzedały się całkowicie. Powoli przyzwyczajamy się do tego, że nasze show przyciąga pełne sale fanów. Aha, no i kupiłem specjalną kurtkę na wypadek gdyby było super zimno. Tylko na pobyt w Polsce – tymczasem za oknami jest naprawdę ładna pogoda!
Jakie zmiany zaszły w Twojej karierze od tego czasu? W jednym z wywiadów zaznaczyłeś, że kiedyś byłeś tzw. Hard Believer (człowiekiem, który potrzebuje silnych dowodów, którego ciężko przekonać na pewne tematy, ostrożnym z ocenami).
Tak, to prawda. Zwykłem posiadać takie nastawienie jeżeli chodzi o naszą karierę. Musiałem mieć dowody na to, że coś naprawdę się dzieje, że jest realne. Ale już tego nie potrzebuję. Dobrym przykładem jest właśnie nasza trasa koncertowa po Polsce. Na początku, gdy ogłoszone zostały nasze koncerty po miastach w Polsce, sprzedanych zostało 100 biletów, a gdy dotarliśmy tutaj, okazało się że wszystkie 900 biletów na krakowski koncert zostało wykupionych. Zatem nie potrzebujemy więcej dowodów. Osobiście, swoją karierę uważam za cudowną, choćby z samego faktu, że jest mi dane ją mieć! Co oznacza, że moja muzyka nie jest taka zła!
Pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam album „Distance and time”. Do dzisiaj uważam ten album za wyjątkowy, zarówno pod względem lirycznym jak i kompozycyjnym. W 2008 roku, czyli w roku jego wydania, znałam wielu ludzi, którzy zachwycali się Waszą muzyką. Niektórzy z nich do dnia dzisiejszego fascynują się Waszą twórczością…
Tak, ja również uwielbiam ten album. Myślę, że „Distance and time” należy do naszych najlepszych osiągnięć. Popatrzmy na utwory: „Bluberry Pancakes”, „Distance and Time”, „If Only”, „This is the thing”… Tak, jedne z moich najlepszych utworów znajdują się właśnie na tej płycie. A sam rok 2008 – tak, to był szalony okres w moim życiu. Myślę, że teraz, po tych 7 latach jest o wiele łatwiej robić muzykę, niemniej jest też większa szansa na to, że natrafimy na bardziej nudną czy nieoryginalną twórczość. Popatrzymy na przykład na muzykę taneczną – obecnie można ją skomponować na zwykłym telefonie komórkowym! Co oznacza, że właściwie każdy może ją robić, co powoduje, że obecnie produkuje się mnóstwo bardzo przeciętnej muzyki. Kiedy rozpoczynałem swoją przygodę z muzyką elektroniczną, komponowanie wymagało o wiele więcej poświęcenia w porównaniu z tym, jak to się odbywa obecnie. Konieczny był zakup syntezatorów czy automatów perkusyjnych. Nie było możliwości pobrania plug-inów z internetu. Wszystko odbywało się na żywo. Zatem, aby tworzyć muzykę elektroniczną, potrzebne było studio z pełnym wyposażeniem, sprzętem. A teraz wszystkie utwory elektroniczne powstają na moim laptopie, co powoduje, że brzmią one zupełnie inaczej niż te, które powstawały w studiach nagraniowych. Mimo to, sądzę że nadal powstają oryginalne płyty.
Myślę, że technologiczna rewolucja ma swoje YIN i YANG. Jej dobrą strona jest właśnie to, że wszyscy mogą tworzyć muzykę, bez pomocy wytwórni muzycznych. To samo dotyczy wideoklipów. Wszyscy możemy zamieszczać je w internecie. Każdy może być sobą. Złą stroną technicznej rewolucji jest to, że brakuje filtrów czy właśnie wytwórni, która doradzi, lub powie otwarcie „to co słyszymy nie jest wystarczająco dobre” czy też zaproponuje wyprodukowanie lepszego wideoklipu lub zainwestuje w produkcję nowej płyty. Zatem pomimo, że artyści nie przepadają za nadmierną kontrolą ze strony wytwórni muzycznych, te będące swoistymi „filtrami”, mogą być ostatecznie bardzo przydatne.
Również my, nagrywając płyty dla Ninja Tune, wiele razy doświadczaliśmy momentów, w których byliśmy przekonani, że oto właśnie stworzyliśmy nasz najlepszy materiał na nowy album. A potem słyszeliśmy „Ten materiał jest okay. Ale stać was na więcej”. Szczerze tego nie znosiliśmy, niemniej oni mieli rację za każdym razem! Zatem bez Ninja Tune i AnR nasze płyty brzmiałyby zdecydowanie gorzej. Dotyczy to zwłaszcza płyty „Perfect Darkness” z 2011 roku, Ninja Tune i ich AnR mocno przyczyniły się do jej ostatecznego brzmienia, zwłaszcza, że ich rady przyczyniła się do lepszego jej brzmienia.
Czy jest prawdą, że nagranie albumu „Hard Believer” zajęło Wam 17 dni?
Tak, dokładnie! Z kolei album Perfect Darkness został nagrany w 16 dni, a Distance and Time w dwa tygodnie. Co ciekawe, sprawiło to, że podczas słuchania tego ostatniego z nich, a konkretnie utworu „Trouble’s what you’re in”, w tle możesz usłyszeć na przykład… dostawcę pizzy! Podczas nagrywania tego albumu, wkradły się też dodatkowe dźwięki, jak odgłosy samochodu, dzwonek do drzwi, czy odgłos palących się polan – musieliśmy bowiem ogrzać pokój, gdyż było wtedy bardzo zimno, do tego stopnia, że leciała nam para z ust! Inny utwór, Bluberry Pancakes był z kolei nagrywany w… kuchni.
Jak oceniasz dotychczasowe koncerty promujące album „Hard Believer”?
Sądząc po ilości sprzedanych płyt w Rumunii, Serbii czy Istambule mogliśmy się spodziewać, że sale będą puste, ze nikt nie przyjdzie. Okazuje się bowiem, co właśnie sobie uświadomiliśmy, że jesteśmy grupą niezwykle popularną na Spotify! Statystyki tam są szalone! I nie jesteś w stanie dowiedzieć się skąd pochodzą. Zatem tam znajduje się największa baza naszych słuchaczy. Nie mieliśmy pojęcia, że ludzie tak bardzo chcą nas zobaczyć w Polsce, ponieważ w porównaniu z takimi krajami jak Wielka Brytania, Niemcy czy Stany Zjednoczone, ilość sprzedanych egzemplarzy naszych płyt nie jest zbyt wysoka. Przykładowo, na 2000 ludzi obecnych na jednym z koncertów, około 20 zakupiło nasz album. Jedynym sposobem na to by dowiedzieć się, czy ludzie nas słuchają, jest więc wyruszyć w inne miejsca, za granicami kraju. Co ciekawe, dopiero niedawno wiele grup, które raz po raz grywały w Wielkiej Brytanii, zaczęły sobie uświadamiać, że istnieje jeszcze inny świat, że jest jeszcze 20 innych krajów, w których mogą zagrać koncerty. Jeżeli jesteś spłukany, wkurzony monotonią, powtarzalnością, zorganizuj trasę koncertową po Francji, czy właśnie po Polsce!
Myślę ponadto, że Polaków i Anglików łączą wyjątkowe więzi, jest Was tak dużo w Anglii! Cieszę się, że zagramy u Was aż 4 koncerty.
Niedawno stworzyłeś R’COUP’D, imprint Ninja Tune. Skąd taka potrzeba i czego możemy się w przyszłości po nim spodziewać?
Hmm, to wszystko spowodowane było faktem, że nasz ostatni album nie wpisywał się w profil muzyczny Ninja Tune. Ponieważ nasz związek z tą wytwórnią jest silny i trwa od 15 lat, powstanie R’COUP’D było jedynym sposobem na to, by nasza współpraca nadal mogła trwać. Z kolei ja sam mam za sobą kilka doświadczeń z prowadzeniem wytwórni płytowych: muzyki dance, rockowej, folkowej, jak i sam dla kilku pracowałem. Wiem zatem, że R’COUP’D tworzą utalentowani managerowie i że jest to naprawdę świetna ekipa. Taka jak ta z Ninja Tune, która tak jak my uwielbia wiele rodzajów muzyki. Właściwie, to Ninja Tune już podesłało kilka propozycji odnośnie artystów, którzy pasują profilami do R’COUP’D. Będzie ono zatem przestrzenią dla realizacji naszych planów, jak i pobocznych projektów: soundtracków („Timmy the Drummer”), a także wydawnictw literackich (audiobooki). Obecnie pracujemy nad podpisaniem kontraktu z pewną amerykańska artystką, której głos brzmi po prost niesamowicie i robi piorunujące wrażenie. Jest z Nowego Orleanu. Naprawdę, niesamowita barwa. Planuję również pomóc tym niezwykle oryginalnym i utalentowanym artystom, którzy kiedyś znani, teraz radzą sobie o wiele gorzej i odchodzą w zapomnienie.
Warto dodać, ze często bywa, iż artyści, którzy podpisali kontrakty z większymi wytwórniami, przez długi okres czasu nie widzą finansowych rezultatów swojej pracy, choć są obficie wspierani pod kątem promocji, produkcji muzyki i video. W mniejszych wytwórniach takich R’COUP’D, i generalnie w tzw „indie” musisz być bardziej ostrożny z wydatkami. Jeżeli chcesz pojechać taksówką za 25 euro, najpierw pomyślisz: Muszę sprzedać 25 płyt, aby mnie było na nią stać! Zatem potrzebne jest odpowiednie nastawienie i oddanie muzyce. Jeżeli jesteś na to gotowy, będziesz mieć szanse na koncertowanie w Polsce, Francji, Hiszpanii, Austrii, Australii, Południowej Afryce, Chinach. Jeżeli będziesz miał szczęście, zagrasz w Stanach, a gdy będziesz super szczęściarzem – w Ameryce Południowej.
A jak żyje Ci się w Berlinie? Czy spowodowało, że wybrałeś to miasto jako miejsce zamieszkania?
W chwili obecnej, czuję się bardziej Europejczykiem, jednak kiedy byłem młodszy – byłem typowym Anglikiem. To właśnie Anglia była w centrum mapy, a czas Greenwich – centrum czasu. Jednak kiedy tylko opuściłem Wyspy i zacząłem podróżować po Europie, poczułem się jak Europejczyk. Mieszkałem przez jakiś czas w Paryżu i czułem się tam bardzo dobrze. Potem przeprowadziłem się do Los Angeles. A później pomyślałem: hmm, a może by tak Berlin? Myślę, że ta decyzja mocno wpłynęła na to, że moja muzyka brzmi obecnie bardziej interesująco. Na dodatek, to właśnie w tym mieście pełno jest muzyki, sztuki i kultury ulicznej. Mieszkania są naprawdę miłe w porównaniu z tymi w w Londynie czy Nowym Jorku, klaustrofobicznie małymi i zazwyczaj zaniedbanymi, a jednocześnie bardzo drogimi. Często przyłapywałem się na tym, że po powrocie do domu, jedyna moja myślą było: muszę się stąd wynieść!
Ale to nie wszystko. To, czego potrzebowałem od Berlina, to właśnie środowisko artystyczne i atmosfera tego miasta. Po nagraniu 5 albumów studyjnych, czyli około 50 utworów, współpracy z innymi projektami, soundtrackach i generalnie okresie tym kilku letnim okresie komponowania, w pewnym momencie potrzebowałem nowych inspiracji, pomysłów. Potrzebowałem spotykać kobiety, umawiać się na randki, które potrafią zainspirować. W końcu kobiety bywają tak różnorodne i skomplikowane! Trzeba tylko być na nie otwartym i gotowym.
Czy doświadczyłeś może jakichś niezwykłych wydarzeń, które w znaczący sposób wpłynęły na Twoją karierę oraz na to kim jesteś obecnie?
Hmmm, myślę, że w swoim życiu widziałem wiele genialnych koncertów. Radiohead, Beck… Kiedy zajmowałem się jeszcze muzyką taneczną w latach 90-tych, praktycznie od poniedziałku do piątku co wieczór byłem poza domem i byłem obecny na różnorodnych wydarzeniach muzycznych, wszelkich możliwych gatunków. A później w weekendy wsiadałem w samolot i podróżowałem na swoje własne wydarzenia. Chciałem znać odpowiedź na pytanie „czym jest muzyka na żywo”? Zrozumieć czym ona jest poza clubbingiem. Ten okres i wnioski z niego wypływające bardzo mnie zmieniły. Czułem się bardziej komfortowo ze swoją muzyką. Gdy grywałem muzykę dance i elektroniczną, zawsze zależało mi na tym, by być „cool”. I nagle pewnego dnia przestało mi na tym zależeć. I nagle mogłem w końcu robić to, czego naprawdę chcę. I już nie musiałem być „cool”. Myślę, że miało to wiele wspólnego z tym, iż odciąłem się od pieniędzy. Bardzo mi to pomogło. Jeżeli bardzo chcesz mieć pieniądze, czujesz że są Ci one potrzebne, niemal niezbędne do tego, by być szczęśliwym. Kiedy odetniesz się od tej potrzeby, już nie są one tak ważne. To był piękny moment. Czuć się komfortowo z tym, co robię. Oczywiście, nie zrozum mnie źle: lubię mieć dobry samochód, to czy tamto, niemniej to co najważniejsze, to fakt, iż nie potrzebuję pieniędzy by być szczęśliwym. Potrzebuję je by mieć ładne rzeczy, ale prawdziwe szczęście pochodzi z innego miejsca i z pewnością nie jest na sprzedaż. Naprawdę, nie wiem skąd ta myśl się pojawiła. Po prostu pewnego dnia zaczęła mi towarzyszyć. Obudziłem się, a ona tam była. Prawdopodobnie był to jeden z moich najgorszych okresów.
Artysta musi być szczęśliwy. Możesz być szczęśliwy i ubogi w tym samym czasie. Również artystycznie. Jednak nadal szczęśliwy. Ostatnio czytałem biografię zespołu The Cure zatytułowaną „10 imaginery years”. Oni na takich wyglądali. Jednak kompletnie tacy nie byli! Niemniej, trzeba czasami zejść do tych miejsc, by napisać dobre utwory. Będąc w nich całymi dniami, nie byłbym w stanie normalnie funkcjonować. Wiesz, można się stać „profesjonalnie nieszczęśliwym”. Po dzisiejszej próbie będę musiał nagrać jeden utwór. I właśnie będę musiał przenieść swój umysł w te rejony po raz kolejny.
Jadąc tutaj, dzięki plakatom dowidziałem się, że niedługo zagra u Was Katy Perry i Robin William. Ona nie potrzebuje odbywać takich podróży. Jej wystarczy rytm i temat. Na przykład, poszukuje rytmu do „fire istinguisher”. Za to Robin William posiada rzadką umiejętność rozbawiania tłumów i jest w tym wyjątkowy. Niezwykła rzecz, popularna 50 lat temu. Wszyscy wtedy byli jak Robin Williams. Old school. Szanuję go za to.
A jak zapowiada się dla Ciebie rok 2015? Czy będziecie nagrywać kolejną płytę?
Oczywiście! Będziemy w maju wydawać nowy album – remiks „Horizontalism”, który nagrałem podczas Świąt Bożego Narodzenia, z kilkoma dodatkowymi utworami. Później zakończymy nasz sezon festiwalowy i wtedy chciałbym doświadczyć przygód! W kwietniu wyruszamy do Południowej Afryki: Mozambiku, Tanzanii, Zanzibar. Bardzo chciałbym również wyruszyć do Senegalu, jednak na razie nie jest tam zbyt bezpiecznie. Zaś co do Tanzanii – powstaje tam naprawdę niesamowita muzyka taneczna! Planuję również nagranie płyty bluesowej, a w październiku – listopadzie zaczniemy pracować nad kolejna płytą zespołu, która zapewne ukaże się w 2016 roku. Zatem plan jest następujący: kończymy trasę koncertową, jedziemy doświadczyć przygody, nagrywam bluesowy album, później bierzemy udział w sezonie festiwalowym, nagrywamy płytę z zespołem, a dodatkowo wyruszamy w trasę koncertową podczas Świąt Bożego Narodzenia. Mamy też nadzieję, że w niezbyt odległej przyszłości zorganizujemy trasę po Południowej Ameryce….
Rozmawiała: Aneta Błachewicz
Dziękujemy organizatorom:
http://www.livenation.pl/
https://www.stodola.pl/
ENGLISH VERSION:
Last time you played in Kraków was a concert during 1st Off Camera festival, in one of the rooms of Main Railway Station. What are your memories and how you remember Kraków and Poland from that time?
It was a tough, I’m not gonna lie. There was my friend in the next room, Simon Green (Bonobo) so we did the show and we were able to hang out which was a pleasure. We see each other quite often. Actually, I see more often friends who are in a band than those aren’t in bands!
Kraków… I remember feeling it smaller last time we were here. It felt it a lot bigger last night. I walked into town and there were many tourists. I am a tourist as well, I know, so it kinda depresses me. Groups of tourists, also British ones, drunk and noisy. Fortunately, we went to Jazz Club „U Muniaka” and they were just lovely in there! We listened to jazz concert, trumpet solo. It was really nice.
And Poland – it’s been a great time for us. We sold out all the shows and when we played last year in Warsaw, it was a killer show! So, this time, we have like – yeah, Poland is going to be fine.
This tour has been so far kind of a crazy journey. We’ve got down to Italy, Greece, Warsaw, Istanbul, up through Romania, Bulgaria, Serbia. And then to get here. We kind of getting used to selling out our shows, I must admit. We sold out all of Polish shows, which is brilliant. And there is not that snowy! We were warned that Polish section will be super cold. I even bought a special jacket – just for Poland. But it’s actually really nice.
How things changed/ if? In one of the interviews, you said you used to be a hard believer, but it’s different now. How does it include your career and personal life?
I used to have a „hard believer” attitude. I needed to have proof of stuff that it was real. But I don’t need it anymore. Tour is a part of this journey because you put a gig on sale and you sell 100 tickets and then when you get to a place, then 900 tickets are sold. My own career has been really lovely because in the end – I’ve got one! Which means my music can’t be that bad.
I remember when I heard your album „Distance and time” for the first time. For me, it was a really original way to express things, and many of people around me had exactly the same feeling… Is it similar to how you felt when you recorded it?
Yes, i love that record. I think „Distance and Time” is easily one of ours bests. Songs are good at this one: you got „Blueberry Pancakes”, „Distance ans Time”, „If Only”, „This is the Thing”… Some of my best songs ever. And that was a real moment – 2008. It was just a crazy year. I think now, after these couple of years, it is easier to make music which means there is loads more of music but it’s also means there is also more of boring music. Like with a dance scene – you can make a dance music on your phone! Which means everybody can make a dance music. The market is just full of avarage music.
When I started my adventure with electronic music, it was much more of a commitment than now. You had to buy sythesizers, drum machines. You couldn’t just go online and download plugins. Nothing was ultimated, everything was live. So to be an electronic musician, you needed a studio room with the whole of stuff in it. Now I make my electronic music with my laptop! It sounds different but I believe there is a lot of good electronic music in there.
The technological revolution generally has it’s YIN and YANG. On the good side everybody can make a music. You don’t need record companies anymore. You can make your own video and post it online. You can be just yourself. But the downside is there’s no filter, no record label to say: That’s not good enough! or „why don’t we make you a better video” and „why don’t we lend you money to make a really good record”. Despite the fact that artists usually hate record labels, these filters are quiet useful.
Actually, to be honest, on every single record we’ve ever made for Ninja Tune, we were sure „it’s the best record we’ve ever made”. And they said: „It’s all right, but you could be better”. We hated them for that but they were right every single time!. We just didn’t want to hear that. So without Ninja Tune and AnR, I would have made worse record. In fact, the one record I demanded that they put out with hardly any AnR is the worse one. And they were very involved in AnR with „Perfect Darkness” because I said „all right, fine, you tell me how to make it better then!”… And they did. And it was better.
Is it true that recording your last album took you 17 days?
Yes, It was 17 days for Hard Believer, 16 days for Perfect Darkness. Distance and Times were 2 weeks, but you may hear loads of details on that record. On the track, „Trouble’s what you’re in” you can hear the Pizza Boy coming in the background. As well as the brakes of the car and doorbell ringing. You can hear the logfire – we had to put the fire in the room cause it was so cold. And during recording, you could see the breath. Oh, and „Blueberry pancakes” – I recorded it in the kitchen!
How do you find „HardBeliever tour so far?
Just like in Poland, in most of the cities we traveled by now, we’ve probably sold couple of hundreds of records. We played in front of 2000 people – maybe 20 of them bought the record, It’s no way of knowing. When we played in Romania, Serbia, Istanbul – there could have been nobody there. Because when you look at how many records were sold, it’s not so many. It realised us that we’re part of new generation – we’re SPOTIFY band. Spotify statistics are insane! And you can’t tell where they’re from. That’s what we recon So that’s our fans’ base.
There are countries where people buy a lot of records: Germany, America, UK. But when you get to these other places these are streaming places. And you should do a gig there, it’s opened for a business. Bands get tired of touring in UK over and over again. They’re suddenly realising that there is big Europe and England is one country, while Europe – 20 of them! If you’re broken and you want a gig, and pissed off cause you haven’t sold enough of tickets: Tour other countries!
This world tour we have with Hard Believer it was 6 months ride so far. And I’ve made a short one cause I need to live my life.
R’COUP’D which is subsidiary Of Ninja Tune is your new record label. Could you tell me what we may expect from that in the future?
We delivered or last record to Ninja Tune and it wasn’t Ninja Tune enough so it was better to give us a label. And we love our relationship, it’s been going for 15 years and it’s wonderful thing. It was the only way that we could continue our cooperation. Besides, I’ve had a lot of experience with running a record label. I had a couple of them in the past: dance, rock and folk label. I also worked for some others record labels. So I know we have a great managment, a good team of people, who like many kinds of music. Just like we do.
R’COUP’D will be more song-based. Ninja Tune already sent me some new artist. And it’s also for Fink stuff and for a site projects that we do. It’s for „Timmy the Drummer” soundtrack too. We also write novels and we will put some books and audiobooks on it. At the moment, we are also looking forward to sign contract with some American artist, which sounds fantastic, incredible voice, like thunder. She’s is from New Orlean.
And one more thing I wanna do with R’COUP’D is helping to a lot of my friends signed up to majors. They had a great time but don’t have it anymore. Many, very talented ones. Like, Tricky.
So R’COUP’D is all about that. It’s about artists who wanna work, like us. Ninja Tune offers you the world, not just the UK. If you’re ready for it, you’ll be touring Poland, France, Spain, Austria, Germany, Holland, Scandinavia. And if you’re lucky, you will do Australia, South Africa, and later North America as well. If you’re super lucky, you will visit South America too.
And how about Berlin? Why did you choose that city to live in?
Well, now I fell more European, always travelling, but before I left the UK. As a teenager, I thought very English. England was in the centre of a map, and Greenwich Mean Time was a centre of time itself. As soon as I went travelling and saw Europe, I felt European. So, I lived in Paris for a while, which I loved. Later I lived in Los Angeles, which was something like”Hollywood, baby” experience. And then I thought: so now, why not Berlin?
I think that leaving there makes my music more interesting. A lot of artists moved there, because it’s cheap and it’s a lot of music, art and street culture. Your apartments are nice if you compare it with London or New York, which was sh*t. If you move to Europe, „bite the bullet”, Leipzig, Berlin, Vienna it makes your art better. And when you go home, you’re not thinking: gosh, I got to get out of this horrible flat in London/ NY.
Moreover, what I needed from Berlin was an environment. After 5 studio albums, which is around 50 songs, and soundtracks, I realised one day it’s no infinite number of experiences. My songs are based on my life so when I write more and more songs, I need more inspirations. Like dating a woman. Women are complicated and it gives you plenty of material, you just have to keep your eyes open.
Do you remember any unusual people, events that changed your life or you career?
Hmm, I saw some amazing gigs: Radiohead, Beck among many others, I was falling a lot for a dance music in early 90’s and I worked for majors so I went to every gig I could go to. Every night. In London. From Monday through the Friday. Then plane. DJ-ing Friday and Saturday night. So many gigs and every kind of music: jazz, hardcore, pop, rock, metal. Everything. To get this feeling, this „live music” thing, what it’s all about? It just changed me. I felt more comfortable with music.
I think that when I was into dance and electronic music, I wanted to be really „cool”, but then suddenly, in a minute, I just didn’t care about it anymore. Then I could do „this”’ I don’t do it before because I didn’t think it was cool. But then I got over this „cool” thing. And I disconnected myself from money, which really helped. If you’re into money, you just need the money. But if you’re not into the money – that means you don’t need it. That was a beautiful moment. Just to be comfortable with thing I do. And don’t get me wrong – i like having new this or that, some good car and stuff, but the main thing I’ve learned in 2004-2005 was: ” I don’t need money to be happy”. Happiness comes from a different place. And you cannot buy it. Not like real, soul happiness. And that was crucial. I don’t know where this came from. I suddenly woke up one morning, much happier than I’ve ever been before. My poorest moment probably. That’s crucial – artist need to be happy. You can be happy and miserable at the same time. Artistically miserable. But happy.
I just read The Cure biography „10 imaginary years”. And they’re pretty miserable band. I mean – they look like it. But they’re totally not. You write songs when you’re in these places. If you were in this place all of the time, every day, you wouldn’t be able to function. But when you want to write the song, you got yourself down into this place. And You know. I’ve got to write song today – for a movie. I’ve got to force myself into that space to do that. It’s kind of: you become professionaly depressed if you want: push yourself down there. If you want, you get it done and climb back out.
How about future? You think you’re gonna record another one? When?
Yes, of course! We’re just about to release „Horizontalism” record. and remix album I did during Christmas in Berlin. We’ ve just done some artwork. We will also finish festival season and then i want to do another record but I also want to have some adventures! We’re gonna get to Africa in April: Mozambique, Tanzania, Zanzabar. And I’ve got to go to Senegal, but it’s not safe there at the moment. Party music is really good down there. I also want to record blues album, in April i guess. And then a Fink record in October – November (it will come out in 2016).
So, our goal is: finish the tour, go for an adventure, write the blues album, record the blues album, festival season, Fink record, Christmas tour. Somewhere there we will tour South America, China, and we will do another American tour (also in South America).
Aneta Błachewicz, thanks to organisers:
http://www.livenation.pl/
https://www.stodola.pl/