Tematyka walki z systemem będzie aktualna zawsze. Zawsze będziemy bowiem poddani jakiegoś rodzaju władzy i uwikłani w struktury, których działanie nie zawsze jest dla nas jasne oraz odznacza się pewnym stopniem opresyjności. Dlatego właśnie „Lot nad kukułczym gniazdem” nigdy nie straci na aktualności, zwłaszcza jeśli będzie poddawany rekonstrukcji, tak jak uczynił to Ingmar Villqist w Teatrze Bagatela.
Kiedy wkraczamy do Sali Stiukowej, która posłużyła jako miejsce akcji „Lotu nad kukułczym gniazdem”, w pierwszej kolejności zauważamy umiejscowienie krzeseł . Oto pierwsze rzędy praktycznie sąsiadują z wystrojem scenicznym, wśród którego znajdziemy między innymi łóżka, krzesła i stoły. Całość niejako dzieli znajdująca się po środku dyżurka pielęgniarska. Ta bliskość sceny sprawia, że tak naprawdę trudno ustalić granicę, za którą kończy się scena, a zaczyna widownia. W ten sposób niejako zostajemy wplątani w dziejącą się historię. Jesteśmy jej uczestnikami, również na tym poziomie. Uczucia tego dopełniają zamontowane w drzwiach kraty, które wyznaczają przestrzeń oddziału psychiatrycznego. To przez nie wchodzą osoby z zewnątrz i to one pozwalają opuścić zamkniętą przestrzeń.
Oś spetaklu stanowią dwie postaci – Randle Patrick McMurphy (Michał Kościuk) oraz Siostra Ratched (Urszula Grabowska). To starcie między tymi dwoma bohaterami przyjdzie nam oglądać i to wokół ich utarczek budowana będzie cała fabuła. Spektakl rozpoczynają słowa grającego podwójną rolę Dariusza Starczewskiego, który co czas jakiś przytoczy cytaty z książki Kena Keseya, nagłośnione przez znajdujący się na środku sali mikrofon. Krakowski spektakl stanowi luźne przeniesienie wydarzeń znanych z książki i filmu. Oś fabularna jest właściwie ta sama. Wykreowany na cynika i cwaniaka McMurphy, który początkowo bardziej dla zasady niż z przekonania doprowadza do słownych utarczek z oddziałową, pobudza dotąd znudzonych kolegów z oddziału do działania i próby zmiany zastanej rzeczywistości. Oddziałowa stanowiąca metaforę zastanego systemu emanuje stanowczością tym silniejszą, że popartą seksualnością grającej ją Urszuli Grabowskiej.
Innowację stanowi wykład dotyczący lobotomii oraz elektrowstrząsów. Dość przewrotnie przedstawiony został zabieg przeprowadzania elektrowstrząsów, który zaprezentowano jako lot w kosmos. Przyjdzie nam więc oglądać relacje z tego wydarzenia zobrazowaną właśnie w taki sposób. Jednocześnie dowiadujemy się, że obie te praktyki są obecnie zakazane. Powstaje więc pytanie, kiedy toczy się akcja przedstawienia? Być może to taka metafora, że ucisk nie ma baczenia na czas. Ciekawym zabiegiem jest również zilustrowanie ludzi z ograniczonymi funkcjami życiowymi, jako roślin, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zabieg przez niektórych być może postrzegany będzie, jako uprzedmiotowienie ludzi, ale przecież właśnie w taki sposób bardzo często postrzegamy takich ludzi.
Za sprawą genialnej kreacji Jacka Nicholsona obraz Miloša Formana utrwalił się w mojej pamięci jako coś kultowego. I choć słowo to dzisiaj dla wielu może uchodzić za frazes, to jest to dla mnie jeden z tych filmów, które koniecznie należy obejrzeć. Jest to obraz tyleż wstrząsający co i świetnie metaforyzujący pewne dotykające nas kwestie. „Lot nad kukułczym gniazdem” stanowi studium przypadku jednostki, która zdecydowała się działać przeciwko systemowi, za swoją postawę płaci najwyższa cenę. Spektakl wystawiony przez Bagatelę posiada przede wszystkim jeden jasny punkt, a w zasadzie kilka – mocne kreacje aktorskie. Mowa tutaj między innymi o genialnej Urszuli Grabowskiej, Michała Kościuku, Pawle Sanakiewiczu, który zawsze skutecznie przyciąga mnie swoją osobą do Bagateli oraz Kosmie Szymanie, który w roli zagubionego Billego Bibbita wypadł wyśmienicie. I właśnie głównie ze względu na poziom aktorstwa warto zobaczyć „Lot nad kukułczym gniazdem”.
Recenzowała: Monika Matura
Dzięki uprzejmości Teatry Bagatela