Dziennikarz popkulturowy Paul Scott po raz trzeci postanowił zmierzyć się z biografią słynnego muzyka, tym razem jednej z najsłynniejszych postaci sceny rockowo-bluesowo-popowej. Tuż po Robbiem Williamsie i Garym Barlowie, za cel obrał sobie Erica Claptona, którego jest nieskrywanym fanem. Efektem jego śledczej i kolekcjonerskiej pracy jest biografia artysty -„Bóg Gitary”.
Erica Claptona większość z nas zna z utworów wielokrotnie granych przez popularne stacje radiowe, a należą do nich hity takie, jak Leyla, Tears in Heaven czy Wonderful Tonight. Niejednokrotnie też słyszeliśmy o niektórych z tragicznych wydarzeń w życiu artysty, jakie kryją się pod słowami tych piosenek. To, co jest najcenniejszym w historii snutej na kartach opowieści o życiu Erica Claptona, to skrzętnie wykuta i mozolnie odsłaniana geneza tragizmu i jej skutki, które objawiały się w codzienności artysty: pełnym chaosu, uzależnień, autodestrukcji i destrukcji wszystkiego i wszystkich wokół, a zwłaszcza ludzi bliskich artyście oraz powtarzania tych samych błędów, w różnych odsłonach i na róznych etapach jego życia. Przede wszytskim to właśnie one stały się przyczyną do napisania wielu utworów Claptona, które znane nam są na pamięć, choć błędem byłoby stwierdzenie, że stały się inspiracją dla pozostałych nagrań. Istnieje jednak magiczne słowo, które otwiera drzwi do świata muzyki tego artysty. Jest nim „blues”
Romans Claptona z bluesem to najpoważniejszy związek w jego życiu. W muzyce Missisipi i Chicago słyszy bowiem tęsknotę, głęboką samotność, gniew i rozpacz, które zna z długich okresów swojego siedemdziesięcioletniego życia. Życia naznaczonego niepełnymi i dysfunkcyjnymi relacjami z ludźmi, w którym blues pozostawał jedyną stałą.(…) W tej muzyce jak w żadnej innej, Clapton – outsider, nieślubne dziecko, odrzucony syn – znalazł świadomość przynależności, która przedtem mu umykała, i dzięki niej szansę na ostateczne odkupienie.
Jedno można stwierdzić na pewno. Życie Erica Claptona już u samego początku nie należało do najłatwiejszych. Problemy rodzinne i skomplikowana relacja z matką w dzieciństwie, uczyniły z niego człowieka, który przez większość życia odrzucał i był odrzucany przez ludzi, których kochał i potrzebował. Nie bez przyczyny zatracił się on zatem w bluesie (i nie tylko! ale o tym później…), do tego stopnia, że możnaby uznać, że to nie on wybrał bluesa, a to blues wybrał jego. Choć, jak wspomina w biografii Paul Scott, sam przedstawiciel bluesa chicagowskiego i bluesa delty, Muddy Waters, 'przekazał Claptonowi pałeczkę” i od tego momentu miał wieść prym w tym gatunku muzycznym, to kiedyś musiał nadejść ktoś, kto będzie lepszy. I nie mógłby to być nikt inny, niż czarnoskóry Amerykanin, którym był sam Jimi Hendrix. Sam Eric Clapton przyznał, że po jego śmierci czuł się najsamotniejszym człowiekiem na świecie, choć była to przesada obecna we wszystkich sferach i aspektach jego życia.
Zbytnim uproszczeniem byłoby powiedzieć, że wyrok śmierci na Cream został wydany, kiedy 1 października w Central Londin Polytechnic na New Cavendish Street nieznany Amerykanin, niejaki Jimi Hendrix, dołączył do nich na scenie, by wspólnie pojamować, ale Clapton nie miał już złudzeń, że na dobre odebrano mu koronę.
Na początku swojej kariery, kiedy wraz z muzykami takimi, jak Jack Bruce i Ginger Baker założył w 1966 roku zespół Cream, jego egocentryzm sięgał zenitu, a autentyczność cenił ponad komercję. Nie był także łatwym kompanem, a waśnie i zaszłości z tego okresu muzycznej działalności utrudniały reaktywację nawet po wielu wielu latach, i ostatecznie po kilku koncertach po 2000 roku zespół przestał istnieć na zawsze. Mogła się do tego przyczynić postawa samego Erica Claptona, który traktował rzeczy i ludzi bardzo poważnie, i jednocześnie zupełnie niepowaznie pod względem niektórych zobowiązań i decyzji. Na pewno jednak nie potrafił on kontynuować kariery muzycznej, kiedy czuł, że jego twórczość utknęła w ślepym zaułku i nie jest autentyczna.
Dotarłem do punktu, w którym graliśmy źle, a publiczność wciąż nas uwielbiała, uważając że tak ma być. Ale ja uważałem, że ich oszukujemy, zwodzimy. Bierzemy ich kasę, a dajemy im gówno. Nie mogłem tak dalej.
Biografia Paula Scotta, oprócz szczegółowych faktów dotyczących samej twórczości Erica Claptona, skupia się w dużej mierze na największej słabości muzyka: podbojach miłosnych.
Umiejętność zagadywania do kręcących się przy nim dziewczyn zupełnie nie współgrała z jego zwykle introwertyczną i nieśmiałą osobowością. Nauczył się doskonale rozmawiać z kobietami, a niektóre z nich – spójrzmy prawdzwie w oczy – nie potrzebowały zachęty, by wskakiwać do łóżka Claptona.
Dwóm pasjom Erica Claptona towarzyszyła jednak ta trzecia, najbardziej zgubna – używki. Najpierw narkotyki, a w późniejszym okresie życia – alkohol. W biografii Paula Scotta są one wspominane i obecne prawie na każdej stronie.
W trakcie nagrań w Criteria Studios przygotowania do nocnych sesji narkotykowych realizowane były z wojskową dyscypliną. Obowiązywała niewypowiedziana zasada, że aby tak totalnie nawalić się podczas dlugich wieczorów w studiu i w ogóle grać, wszyscy muzycy powinni skoncetrować się na zachowaniu dobrej formy w ciągu dnia. Dlatego wprowadzono zdrowe zasady – pływanie, saunę i sesje opalania.
Po prostu musi być coś, co mnie dręczy. Gdybym był ze wszystkiego zadowolony, nie miałbym po co brać gitary i grać. Było w tym coś bohaterskiego. Próbowałem udwowodnić, że mogę brać i przeżyć. Ani razu nie pomyślałem, że to działanie samobójcze czy odwracanie się od życia.(…)
Okazało się, że heroina nie spełnia jego oczekiwań, bo nie pomagała mu stworzyć genialnego dzieła, nie dała też głębokiego zrozumienia życia. Więc kiedy narkotyk nie przyniósł mu odpowiedzi, mógł go odstawić i zakrzyknąć: „Pokonałem nałóg! Wygrałem. Zmierzyłem się z hera oko w oko i wygrałem, wciąż mogę tworzyć!(…)
Rok na Bahamach, w którym napisał smutną piosenkę Black Summer Rain, może pozwolił mu zaoszczędzić fortunę na podatkach, ale również zmienił Claptona w pełnego, dwudziestoczterokaratowego alkoholika.
Paul Sabbot z detalami opisuje drogę muzyczną i życiową utalentowanego brytyjczyka, począwszy od dzieciństwa, po wyżej przywoływany Cream, i kolejne muzyczne projekty zarówno autorskie (The Yardbirds), jak i te do których dołączył (The Bluesbreakers) oraz karierę solową. Wydaje się, że najbardziej stałymi rzeczami w życiu Erica Claptona, poza wspominanym rzecz jasna bluesem, była współpraca z Rogerem Forresterem, oraz wybudowana we włoskim stylu chatka w Hurtwood Edge. Kobiety zaś i partnerki przez większośc życia traktował przedmiotowo i doprowadzał do uzależnień. Największą miłość, Pattie Bond, niejednokrotnie porzucał dla innej, aby potem błagać o powrót. Muzyk reprodukował patologię również w związku z Alice Ormsby-Gore, która jeszcze wiele lat po związku z Claptonem nie mogła porzucić heroiny i od niej zmarła. Na kartach biografii to jednak nieliczne przykłady quazi związków artysty, a w późniejszych latach swego życia flirtował lub romansował z takimi słynnymi postaciami, jak Księżna Diana, Sheryl Crow, Carla Bruni, Naomi Campbell, Sharon Stone czy Francesca Amfitheatrof. Towarzyszyły mu przy tym liczne obsesje: na punkcie Ferrari, kolekcjonowania dzieł sztuki czy drogich ciuchów, będące substytutem wcześniejszych nałogów i niemożnością do pogodzenia się ze śmiercią synka ze związku z Lory del Santo, z którym poczuł więź na dzień przed tym, jak 4-letni chłopiec zginął wypadając z okna.
Ostatni rozdział książki, jak i życia muzyka skupia się na całkowitej przemianie Erica Claptona po poznaniu Melli Mcenery i urodzinach dwóch córeczek w 54 roku jego życia. Miłość, jaką obdarzył te trzy kobiety była przeciwstawna do tego, czym stała się jego kariera muzyczna. Artysta wyprzedał na przykład wiele ze swoich gitar, a 7 438 624 $ przeznaczył na swój altruistyczny projekt, Crossroads Center, będace ośrodkiem dla osób uzależnionych od alkoholu.
Podsumowując jednym zdaniem biografię „Bóg gitary”, jest to jazda bez trzymanki, literatura pełna faktów z życia prywatnego i zawodowego Erica Claptona, opowieść o wyłonieniu się z chaosu i niesłychanego zatracenia, a przede wszystkim opowieść pełna bluesa i inspiracji muzycznych.
Autor recenzji: Aneta Błachewicz
Autor książki: Paul Scott
Tytuł polski: Bóg gitary. Eric Clapton. Biografia
Tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Oprawa: Twarda
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: WAB
Rok wydania: 2016