Kraków obrodził w tym sezonie inscenizacjami „Balladyny” Juliusza Słowackiego. Po obejrzeniu scenicznej interpretacji dramatu na deskach Teatru STU wybrałam się do Małopolskiego Ogrodu Sztuki, by zobaczyć „Balladynę” wyreżyserowaną przez Pawła Świątka i porównać obie realizacje.
Twórcy obu widowisk podjęli próbę dostosowania dramatu Słowackiego do potrzeb i oczekiwań współczesnego odbiorcy, obaj też odeszli od utartego schematu interpretacyjnego narzuconego temu dziełu przez umieszczenie go na liście lektur szkolnych. Widowiska łączy też próba połączenia dramatu romantycznego ze współczesnością, ale obaj reżyserzy użyli w tym celu odmiennych środków. Krzysztof Pluskota wykorzystał przede wszystkim współczesną muzykę folkową i skupienie się na jednostce oraz przemianach jakie w niej zachodzą pod wpływem otoczenia i wydarzeń pozostając jednak blisko tekstu romantycznego poety. Paweł Świątek skupił się raczej na elementach scenografii, kostiumach i aktorskiej grze i z ich pomocą wykreował świat, w którym sposób działania tytułowej bohaterki dramatu Słowackiego idealnie wpisuje się we współczesną rzeczywistość, a problem władzy stanowi jego dominujący, by nie rzec jedyny temat.
Przyjrzyjmy się bliżej kreacji Świątka. Jego świat jest zadziwiająco bliski temu, co nas otacza. Wyniszczony las otaczający Gopło, pokryta popiołem ziemia. Jezioro wysuszone, pełne śmieci porzuconych tu podobnie jak wszędzie wokoło. Pośród tej ruiny natury pojawia się Goplana wraz z Chochlikiem i Skierką. Władczyni świata odchodzącego w niepamięć, zniszczonego i stojącego wprawdzie nad przepaścią zapomnienia, ale jednak zdolnego namieszać w świecie rzeczywistym i pchnąć jego losy na nowe tory. Goplana Świątka jest bytem stojącym na granicy obu światów fantastycznego i rzeczywistego. Jest istotą nadprzyrodzoną, posiadającą moc wpływania na ludzkie działania i losy, a zarazem uosobieniem delikatności, silnie rozbudzonej emocjonalności i erotyki zarówno tej pozytywnej, gdy ogarnia ją miłość do Grabca jak i negatywnej, gdy w imię własnych uczuć i planów jakie wiąże z ukochanym, miesza w losach Kirkora oraz wdowy i jej dwóch córek. Podobnie jak w świecie Słowackiego tu również właśnie Goplana, a nie czynnik ludzki jest sprawcą tego, co dzieje się później. Zarówno Słowacki jak Pluskota w owym ‘potem’ skupiają się na ludzkich losach, działaniach i ich konsekwencjach, Świątek zaś pozostaje w świecie fantazji prowadząc wyraźną nić łączącą losy Grabca i Goplany z losem Balladyny, która świadomie wybiera drogę morderstwa, zdrady i oszustwa, by osiągnąć szczyty władzy i… na tych szczytach pozostaje. Krwista plama zdobiąca jej czoło i wydanie wyroku skazującego na samą siebie w żaden sposób na nią nie wpływają. Pozostaje nadal niewzruszona, zimna i wyraźnie zadowolona z osiągniętej przez siebie niepodzielnej władzy, kontroli jaką zyskała nad ludźmi (sąd), a także nad sobą. Te trzy postacie wraz z Kirkorem są modelowymi przykładami odmiennych typów władzy i sposobów jej sprawowania, a także konsekwencji jakie one z sobą niosą.
Zderzając świat ludzkich motywacji i wypływających z nich działań, udało się reżyserowi pokazać też zawartą w nich pustkę i w rzeczywistości brak jakiegokolwiek zysku. Balladyna zasiadając na tronie i zyskując władzę osiąga wprawdzie swój cel, ale zostaje sama – bez rodziny, bez przyjaciół zdolnych do poświęcenia i – co ważniejsze – chcących się dla niej poświęcić. Odnosi zwycięstwo, ale nie ma z kim się nim dzielić (Kirkor i Kostryn są martwi), ma władzę, ale nie ma ani wizji swych dalszych rządów, ani idei, która by nią kierowała, a co ważniejsze, do stworzenia których, pozbawiona empatii zwyczajnie nie jest zdolna.
Kreacja Świątka jest ciekawa i pomysłowa warto jednak zaznaczyć, że zdecydowanie odchodzi od oryginalnego tekstu Słowackiego. Dzieło romantyka łączące w sobie świat baśni i realnej rzeczywistości, pokazuje jednoczesne oddziaływanie na ludzkie losy działania przypadku, fatum czy innej nadprzyrodzonej siły sprawczej, a zarazem w pełni świadomie podejmowanych ludzkich decyzji wraz z ich konsekwencjami. Przesycone jest licznymi aluzjami do dramatów Szekspira, a przy tym wewnętrznie złożone, wielowątkowe i poddające się różnym, często biegnącym w różnych kierunkach interpretacjom. Wersja Świątka jest zdecydowanie bardziej jednoznaczna. Jej autor, zgodnie zresztą z własną deklaracją, wyabstrahował z przekazu wieszcza wątek władzy, na jego analizie się skupił, pokazując różne wersje rządów (Goplana, Kirkor, Grabiec, Balladyna) oraz wynikające z nich konsekwencje. W finale, zmieniając zakończenie romantycznego dramatu i pozostawiając przy życiu psychopatyczną władczynię Gniezna rzeczywiście sugeruje, że dawny i współczesny świat, którego dziećmi byli Pustelnik, Goplana i jej słudzy odchodzi w przeszłość. Otwarte pozostaje tylko pytanie czy rzeczywiście współcześni ludzie zgadają się na życie w świecie, w którym rządy należą do psychopatów naginających rzeczywistość wyłącznie do własnych potrzeb czy raczej skłonni są walczyć o bardziej ludzki, niepozbawiony empatii i altruizmu świat.
Przyznać trzeba, że budując ten świat reżyser w pełni wykorzystał i możliwości aktorów i świetnie pomyślaną scenografię uzupełnioną wkomponowanymi w nią kostiumami. Dodatkowym elementem idealnie wpisanym w stworzone uniwersum są wokalne partie wykonywane przez postacie fantastyczne. Wprowadzają one w wydarzenia, które się właśnie dzieją lub zapowiadają je, a w połączeniu z grą świateł na tle szarej scenerii zniszczonego świata budują też specyficzną nastrojowość przekazu. Podkreślają ją instrumentalne partie muzyczne inicjujące zmianę nastroju. Konsekwentnie zachowana została czarno-szaro-biała kolorystyka scenografii składającej się z szarego pozbawionego ozdób amfiteatru ustawionego na tyłach sceny. Przed nim znajduje się pokryty czarnymi zwęglonymi resztkami dawnego wspaniałego świata natury i szaro-burymi śmieciami świat Goplany. W podobnej tonacji kolorystycznej są stroje aktorów. Postacie realne w strojach szaro-czarnych, fantastyczne w białych lub czarnych z elementami odblaskowymi oddającymi światło padające na scenę podczas otaczających scenę ciemności i pozwalającymi zauważyć je, gdy stanowią tylko pozornie nieznaczące tło lub drugoplanowy składnik obrazu. Do szeroko rozumianej współczesności oprócz scenografii nawiązują również elementy strojów i rekwizyty części postaci (między innymi Skierki, Chochlika i Goplany, a także Kostryna i Kirkora), stylizacja wypowiedzi postaci dramatu na przekaz GPS-u czy automatycznej sekretarki telefonu, liczne aluzje do kabaretu.
Wśród aktorów najsilniejsze wrażenie wywarł na mnie Pustelnik Rafała Dziwisza i Wdowa w interpretacji Marty Konarskiej. Pierwsza z wymienionych postaci mieszka w lesie poza sceną walki o władzę. Jest wycofana, konsekwentnie stojąca z boku rozgrywających się wydarzeń, a przy tym równie konsekwentnie odmawiająca zaangażowania się w nie, choć udzielająca oględnych rad wszystkim biorącym udział w walce o władzę bohaterom. To wycofanie, momentami sprawiające wrażenie depresji, widoczne jest w całej postawie aktora, w każdym jego geście i tonacji wypowiadanych kwestii, kończy je zaś samobójcza śmierć. Wdowa z kolei to postać, która pozwoliła Marcie Konarskiej na prezentację całej gamy jej aktorskich możliwości począwszy od obrazu matki dbającej o zapewnienie dobrej przyszłości dzieciom, przez kobietę walczącą o uczucie i zainteresowanie potomka, a potem o jego duszę, po kobietę złamaną przez los, stojącą u progu szaleństwa i poświęcającą własne życie dla zachowania tajemnicy Balladyny. Na osobne wyrazy uznania zasługuje Marta Waldera. Grabiec w jej wykonaniu to postać plastyczna, żywa, pełna dynamiki i uroku mimo swego obcesowego i niezbyt wyszukanego sposobu bycia, przyciągająca uwagę widza każdym pojawieniem się na scenie. Ciekawa i bardzo charakterystyczna, a zarazem wyrazista jest też mimika Chochlika w wykonaniu Natalii Strzeleckiej, podkreślająca wygłaszane kwestie, nadająca im określone zabarwienie emocjonalne i kierująca akcję na właściwe tory. Gra aktorki mimo, że ograniczona w partiach mówionych właściwie do gestów i mimiki jest tak wyrazista, że odtwarzana przez nią postać staje się jedną z najciekawszych na scenie. Ciekawe, przemyślane i konsekwentne są też pozostałe postacie dramatu. Moje największe zastrzeżenia budzi, podobnie zresztą jak w realizacji Pluskoty Balladyna. Jest zwyczajnie nijaka, od początku do końca przedstawienia dokładnie taka sama. A przecież właśnie jej rola i osobowość dają możliwość wykreowania całej gamy gier i strategii służących osiągnięciu zamierzonego celu.
Podsumowując uważam, że realizacja Pawła Świątka jest udana. Wprawdzie dla mnie jest to bardziej „Balladyna” Świątka niż Słowackiego, niemniej jest to kwestia całkowicie subiektywna, przedstawieniu zaś nie sposób odmówić konsekwencji w przyjętej interpretacji dramatu, a także przemyślanej i bardzo precyzyjnej jego konstrukcji od strony warsztatu scenicznego, a przede wszystkim świetnej aktorskiej gry.
Autorka recenzji: Iwona Pięta
Teatr: Teatr im. Juliusza Słowackiego, Scena MOS
Autor: Juliusz Słowacki
Reżyseria i opracowanie tekstu: Paweł Świątek
Scenografia i kostiumy: Marcin Chlanda
Reżyseria światła: Marcin Chlanda
Muzyka: Dominik Strycharski
Fotografie: Bartek Barczyk
Premiera: 07.02.2020
Spektakl obejrzany dzięki uprzejmości Teatru im. Juliusza Słowackiego.