W zeszłą niedzielę w krakowskim Klubie Studio miała miejsce eksplozja siły dwóch najfajniejszych sióstr polskiej sceny muzycznej: Pauliny i Natalii Przybysz. Niegdysiejsze Sistars funkcjonują dziś jako artystki indywidualne, każda zajmuje swój własny, muzyczny kąt. Autorki docenianych albumów solowych zaprezentowały więc publiczności „Światło Nocne” i „Chodź Tu!”, by na koniec powrócić do sentymentalnych wspólnych kawałków.
Są takie koncerty, na których jest miło, po których czujesz się fajnie, ale opuszczasz je bez większej potrzeby mówienia o tym co się wydarzyło. Parafrazując: „co było w Klubie Studio, zostaje w Klubie Studio”. Po koncercie Przybysz | Przybysz potrzeba jest ogromna, ale trochę brakuje umiejętności przekładania emocji na słowa, przez które można by zgrabnie i dobitnie się wyrazić. Tego talentu nie można natomiast odmówić siostrom, co cenie i podziwiam w nich najbardziej. I gdybym spotkała je zaraz po koncercie byłabym zapewne w stanie jedynie podziękować i wyrazić respekt, ale wypada się trochę z tego zachwytu wytłumaczyć.
Zacznę od tego, że niezwykle odpowiadała mi forma koncertu, jaką przyjęły Paulina i Natalia. Trochę obawiałam się, że wyjątkowo siostry wykonają wszystkie swoje solowe kawałki wspólnie – a przecież każda z nich porusza, ale w tak zupełnie charakterystyczny dla siebie sposób. Od czasu „rozłamu”, siostry Przybysz osobno uzupełniają moje różne muzyczne potrzeby. Podejrzewam, że na początku ich karier solowych bokiem wychodziły wysyłane z widowni życzenia pt.”Suutra!” – coś jak „Teksański!” uparcie krzyczany na każdym wystąpieniu Nosowskiej jeszcze kilkanaście lat po powstaniu utworu. Ta trasa na pewno ściąga z barków fanów „starej daty” ciężar niedopominania się o utwory sprzed 15 lat. Sprawa odrębności została natomiast rozwiązana w dowcipny sposób – wyświetlonym filmikiem, na którym „Przybyszki” grają w orła i reszkę o to, która wystąpi jako pierwsza.
I tak krakowską publiczność powitała majestatyczna Natalia, która w utworach między innymi t.j. „Nazywam się niebo”, „Czarny” czy „Dom” wprowadziła atmosferę tak emocjonalną, że przy „Przez sen” trudno było wytrzymać poruszenie i zwyczajnie nie uronić łezki porozumienia. Natomiast Paulina wkroczyła na scenę zarażając swoim temperamentem całą publiczność. Podejrzewam, że Panowie Ochroniarze kołysaliby się razem z nami, gdyby nie byli w pracy. W moment roztańczyliśmy się do energetycznych „Dzielnych kobiet”, odlecieliśmy w kosmos przy „Padawanie” i buntowniczo uwierzyliśmy że roz…broimy „System”. Polecam również uzbroić się w cierpliwość i poczekać chwilę na nowy utwór Pauliny, który (jak obiecała) zostanie wkrótce posłany w świat.
Nie byłoby jednak uczciwe tak bezwzględne przypisanie siostrom cech: stateczności Natalii i energii Paulinie. Natalia wprawiła mnie swoim jogicznie zgrabnym tańcem w totalne osłupienie! Natomiast utwór Pauliny pt. ”Chodź tu” to moim zdaniem ostatnio jeden z najpiękniejszych erotyków, przy którym zresztą artystka zachęcała do skracania dystansu z ludźmi, których chcielibyśmy mieć trochę bliżej i odważnego wyrażania emocji. Wiadomo, nie zawsze wychodzi – ale na to siostry Przybysz też mają piosenkę. Zarejestrowany przeze mnie na potrzeby Instagramowej przechwałki krótki fragment „Nie ty, nie my” w nowej aranżacji, nie nadaje się do odsłuchania, bo moc instrumentów położyła głośnik telefonu na łopatki!
Dodatkowym smaczkiem był gość specjalny. Maria Peszek zasiliła skład sióstr w utworze Lauryn Hill „Doo wop (That thing)”. W tym miejscu wyrażam też ogromny szacunek dla zespołów sióstr Przybysz za to, że wymieszani wszyscy razem brzmieli równie genialnie, jak w swoich mniejszych składach!
Mocne wrażenie po wspólnym koncercie Natalii i Pauliny nie różniło się znacząco od zadowolenia po tych solowych, ale ogromnie cieszy mnie powstanie tej formacji chociażby po to, żeby zobaczyć dwie wspierające się, dzielne kobiety, które „dadzą sobie radę i cokolwiek się zdarzy…”.
Ten koncert to było przeżycie, mówiąc może nieco patetycznie, metafizyczne. To jak rozmowa z mamą i siostrą, przyjaciółką, partnerem – wymiana całego wachlarza doświadczeń, poglądów, dużo wsparcia i trochę starcia. Tylko skala odbiorców powiększa się do zbiorowego, a te doświadczenia i poglądy stają się manifestem. Siostry Przybysz mają wyjątkową umiejętność liryczną, która pozwala im dojrzale albo zabawnie ubrać w słowa emocje z mojej perspektywy nie raz nie do opisania. I być może brzmi to trochę jak spowiedź psychofanki, ale wole myśleć, że to się nazywa mieć autorytet. Siostry Przybysz! Ideowo i muzycznie kocham Was jak siostry!
Autorka recenzji: Kama Gorzkiewicz
Artyści: Przybysz | Przybysz
Miejsce: Klub Studio
Data: 04.11.2018 r.