To będzie taki artykuł aktywizujący. Z prośbą, żebyście przed przeczytaniem reszty zobaczyli na YouTube „Bao”, krótki film animowany, który Disney do wieczora 24.12 udostępnia za darmo ze względu na nominację do Oscara.
To już? Już skończyliście?
W porządku. Zobaczymy się po gwiazdkach.
***
Ten film wywołał we mnie sporo emocji.
I to nawet nie ze względu na „o Boże, czy ona naprawdę zjadła swoje DZIECKO?”- chociaż to była świetna metafora, ale na porażające ilości empatii, jakie wzbudzała we mnie główna bohaterka tego filmu. I na zrozumienie, jakie odczuwałam wobec jej pierogowego syna.
(Swoją drogą, z moich informacji wynika, że nazwa przedstawionego w filmie dania– bao. Po chińsku może oznaczać także imię, dla chłopców i dla dziewczynek, skarb albo coś cennego oraz coś, co należy chronić.
Moim zdaniem wszystkie trzy znaczenia da się zgrabnie odnieść do filmu).
Jednak wracając, tak bardzo chciałabym pomóc tej mamie! Dać jej kogoś, coś, jakiś lepszy przedmiot miłości, który stale odwzajemniłby jej uczucia i wypełnił pustkę w jej życiu… Bo umówmy się, dzieci nadają się do tego raczej średnio. Dzieci nie dorastają tak, jak chcemy, przechodzą różne denerwujące etapy i generalnie są małymi, własnymi ludźmi, upakowanymi tylko w trochę ładniejszą formę. Dzieci nie mają wyjścia, muszą wyrosnąć na większą wersję siebie, większą wersję jakiegoś rodzaju człowieka. A nikt z nas przecież nie lubi wszystkich rodzajów ludzi, prawda?
No właśnie. Rodzice też ich nie lubią.
Więc chociaż da się wpłynąć trochę na to, co siedzi w takim pierożku, zrobić z niego kogoś troszeczkę milszego, troszeczkę lepiej dbającego o higienę, to ostatecznie Bao wyrośnie na dorosłego Bao, i będzie mieć własne, dorosłe cele. I nic nie da się z tym zrobić.
Tak więc mocno odczuwam jej głód.
A z drugiej strony wiem też, jak trudno jest być jej synem. Kiedy najdrobniejsza nowa rzecz, której pragniesz spróbować, wydaje jej się niebezpieczna. Kiedy czujesz się odizolowany od swoich rówieśników, albo zamknięty w ciasnej kulturze swojego domu. Kiedy chcesz podejmować własne, rozsądne dla ciebie decyzje, ale twoi rodzice nie dają ci dość zaufania…
Ostatecznie nikt nie chce zostać zjedzonym.
***
Tak więc myślę, że zostawię wam ostatnią scenę jako małe, skromne życzenia na ten świąteczny sezon.
Oby udało wam się pozlepiać zerwane pierogi waszego życia!
Obyście mogli ze sobą rozmawiać przy wigilijnym stole. I oby wasze narzeczone nie wydawały się waszym mamom tak okropne z bliska, jak wyglądały z daleka.
***
(O jeszcze jedno, myślę, że to jest filmik z rodzaju tych wywołujących u każdego własne przemyślenia. Tak więc chętnie przeczytam waszą opinię w komentarzach.
To jeszcze raz. Wesołych Świąt!)
Karolina Bogacka, korekta: Grzegorz Boroń